Godzina 05:42 nie ma mnie w moim pokoju. Ćwiczę na dworze.
- Hinotama! - krzyknąłem po czym zionąłem ogniem.
Kula nie była zbyt duża wtedy jeszcze ćwiczyłem. Spojrzałem na worek przede mną. Podleciałem szybko i zadałem serie ciosów. Kopnięcie, prawy sierpowy, lewy sierpowy i kopnięcie taki mój schemat. Powtórzyłem to kilka razy. Wszyscy wreszcie wstali.
- Karo, coś ty taki przemęczony? - zapytała Kiri, jedno z dzieci, które zostały uratowane z tamtego "sierocińca". Było nas szesnanstu. Maria, nasza opiekunka zmarła dwa lata wcześniej.
- Ćwiczyłem. - odpowiedziałem z pełną buzią.
- On się nie obija tak jak my, Kiri. - dodała ośmioletnia wtedy Saomi. - Karo a nauczysz mnie ziać ogniem?
- Jak wstaniesz jutro o 05:00 to tak. - odpowiedziałem.
- Dobrze wiesz, że nie wstanie. - wtrącił się Connor.
- Jak chcę to ją obudzę. - powiedziałem.
- Nie obudzisz. - odpowiedziała Ouri. - Śpi jak zabita. Wiem co mówię.
Po śniadaniu zabrali mnie gdzieś. Nie wiedziałem gdzie miałem zawiązane oczy.
- Dobra, Karo możesz otworzyć oczy. - powiedział Tsuki.
Otworzyłem i zobaczyłem najwspanialszy miecz. Podobny do katany. W sumie tak teraz nazywam ten miecz.
- J-jesteście najlepsi. - krzyknąłem i rzuciłem się na nich w wiadomym celu
Wróciliśmy do domu spojrzałem na niego był cały... Spalony!
- Wynalęli mnie by was zabić. - powiedział mężczyzna wyłaniający się z płomieni. Był blady. Jego włosy były szarawo-czarne. Rzucił się na nas.
- Hinotama!-krzyknąłem i zrobiłem jak na razie najwiąkszą kule. Gośc tylko zasłonił się ręką.
Wyjąłem miecz. Ruszyłem do walki. Spojrzałem się na moich przyjaciół. Wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i uderzył mnie tak mocno, że doleciałem do moich przyjaciół. Leżałem i patrzyłem jak oni ruszają do walki. Dobrze im szło na początku... Później zabił Connora, Tsukiego, Kiri, Ouri, wszystkich. Moja żądza zemsty pobudziła mnie do działania. Rzuciłem się do walki. W którymś momencie uderzyłem go tak, że poleciał na jedno z drzew. Dorzuciłem jeszcze mu Hinotamę. Nagle wyłonił się z dymu.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem, szczylu. - oznajmił trzymając mnie za szczęke.
Minęły dwa lata. Środa początek jesieni. Tego dnia było naprawdę ciepło. Miałem wtedy 14 lat. Byłem już wkręcony świat zabijania. Miałem to w jednym palcu. Siedziałem w swoim "biurze". Ktoś wszedł. Dał pieniądze, zdjęcie ofiary i wyszedł beż żadnego słowa. Nie zdążyłem nawet zobaczyć jego twarzy. Gdy zobaczyłem zdjęcie krew we mnie zamarzła. Przypomniał mi się tamten dzień. Na zdjęciu widniał tamten gość...
199 PD ~Teczka
199 PD ~Teczka
Hej Kubuś
OdpowiedzUsuń