Dzień był zachmurzony. Była już 14:21, a ja już powoli zaczynałem wierzyć, że nikt nie przyjdzie. Ktoś wszedł, nie mówiąc ani słowa, położył pieniądze i małą kartkę z lokacją. Oparłem się o biurko chowając pieniądze do skrzyni na końcu pokoju. Po drodze zaczęło padać. Temperatura gwałtownie się zmniejszyła. Biegłem głównie po błocie, ale zdarzały się odcinki po mokrej ciemnozielonej trawie. Było naprawdę zimno, najwięcej dałbym z 9 stopni. Moje ubrania były już przemoczone, tak samo jak wszystko inne. Na ziemi spostrzegłem duże ślady psa albo wilka. Ślady naprawdę były duże, wielkości kopyta dorosłej klaczy. Nieopodal dalej ujrzałem rozszarpaną samice jelenia. Po tym ujrzałem las sosnowy. Wszedłem między drzewa upadając prawie przez kamień. Po chwili bezszelestnego "spaceru" zobaczyłem kolejne rozszarpane zwierzę. Wiedziałem, że jestem blisko. Idąc dalej ciał było coraz więcej, w dodatku świeżych ciał. Nagle poczułem, że ziemia pode mną była bardziej miękka. Ziemia zapadła się pode mną tak szybko, że nie zdołałem nawet zrozumieć co się dzieje. Nie wiedziałem co się dzieje. To był labirynt. Zostałem zwabiony w pułapkę. Powoli wyciągnąłem miecz z pochwy. Wolnym tępem zacząłem iść przed siebie. Nie trwało to długo ponieważ zobaczyłem pierwsze skrzyżowanie. W tym samym momencie zobaczyłem, że w lewo idą krwawe ślady psa. Każdy normalny człowiek poszedłby z dala od tego potwora, ale ja nie jestem normalny (to, że jestem normalny się tylko wydaje). Zwiększyłem swoje tępo. W końcu usłyszałem ciężkie dyszenie zwierzęcia. Poczułem w sobie coś w stylu instynktu, wiedziałem, że natychmiastowo muszę zejść z drogi tego, co leciało na mnie z tyłu. A był to jakiś szpikulec na grubym łańcuchu, bardzo grubym. Usłyszałem śmiech oraz kroki. Ktoś się do mnie cały czas zbliżał. W końcu zobaczyłem wysokiego na dwa metry mężczyznę. Miał umięśnione (bardzo) umięśnione ciało. Jego brązowe włosy do ramion były przemoknięte. Z drugiej strony też coś nadchodziło. Ten pies miał półtora metra i był cały czarny.
- Wreszcie... Mogę walczyć! - krzyknąłem.
- Ha! Jestem Aiko Karuki. - gość odpowiedział niemal natychmiast.
Chwycił swoją broń i cisnął nią we mnie. Zrobiłem szybki unik chwytając miecz. Próbowałem wbić w jego serce lecz chwycił go i odrzucił. Pies rzucił się na mnie lecz ja dałem mu tylko kopa w pysk. To niestety nie wystarczało, napierał cały czas. Wszystko, co zdołałem robić, to tylko unikać albo blokować ich ciosy. Szybko teleportowałem się nad psa. Dynamicznym ruchem wbiłem miecz w kark zwierzęcia. Można powiedzieć, że przybiłem go niemal do ziemi. Powoli wyciągnąłem miecz. Z wielką szybkością ruszyłem na wroga. Napierałem z każdej strony. Nie miał chwili wytchnienia. Jednak ten moment się szybko skończył. Wyczuł moment i zaatakował. Cisnął we mnie szpikulcem. Zdołałem zatrzymać broń lecz i tak wbiła się w mój brzuch. Krew prysnęła na podłogę. Zaćmiło mi się przed oczyma.
- Hinotama! - krzyknąłem i zionąłem ogniem.
Kula była wielka. Ściany zaczynały pękać. Wskoczyłem w tą chmurę dymu która powstała. Ciąłem jego brzuch, twarz ręce po prostu wszystko. Następnie ruszyłem do ucieczki. Trochę pamiętałem drogę. W sumie nie była z byt trudna. Gdy wyszedłem, padłem na ziemię. Próbowałem dojść do domu. Moje ciało ociekało krwią. Deszcz nadal padał. Znałem te tereny. Blisko klanu. Prawie chodziłem na czworaka. Męczyłem się bardziej z każdą sekundą. Byłem już sam nie wiem gdzie. Może już na terenach ludzi. Nagle padłem. Nie wytrzymałem zmęczenia. Padłem na ziemię. Moja krew zmieszała się z błotem. Zasnąłem, nie mogłem już wytrzymać. Pamiętam tylko to, że ktoś mnie niósł. To ostatnie co pamiętam.
Crystal?
- - -
+ 338 PD = 2 lvl
Pani Płot
Pani Płot
Odpiszę, kiedy znajdę choć trochę czasu, ale dzienki xd ~Teczka
OdpowiedzUsuńO wiele lepiej niż poprzednie opka, tak trzymaj
OdpowiedzUsuń