Dzień zaczął się od wyciągnięcia śpiącego Einara z jaskini. Altheia nie mogła spać już od godziny, twierdziła, że ma zbyt dużo do zobaczenia, by spędzić dzień na spaniu, chociaż w rzeczywistości obejrzała już każdy skrawek lisiej ziemi i zna go na pamięć – to był powód dla którego lisica wybrała się nieco dalej. Weszła na tereny, które lisy zazwyczaj nie odwiedzają. Ignorowała swojego brata, który mówił jej, że to zły pomysł i nie powinni wybierać się dalej, w nieznane lasy, tym bardziej, że Einar czuł nie pokój. Może i widział świat swoim sposobem, ale lisia ziemia, ich dom był dla niego dobrze znany i nawet bez tej mocy odczuwania łapami, mógłby się w nim odnaleźć. A tutaj? W tym obcym lesie, do którego nie zachodzą? Nie tylko czuł się niepewnie, ale odczuwał dziwne wibracje, nie pochodzące z ziemi. Zagrożenie nie zbliżało się do nich po lądzie, ale po drzewach. Gdy osobnik skakał na kolejne gałęzie, wibracje docierały do Einara przez korzenie w ziemi, ale niestety z opóźnieniem. To go zmartwiło.
- Ja wracam – powiedział do siostry, chociaż wiedział, że bez się nie cofnie. Chciał, by się zatrzymała i stwierdziła, że pójdzie razem z nim, ale tylko połowa życzenia się spełniła. Altheia stanęła i odwróciła się do niego, lekko przechylając głowę. Wibracje były coraz wyraźniejsze.
- No… - ledwo zdążyła wypowiedzieć słowo, a strzała, która wyleciała zza konarów drzewa, trafiła samca i wbiła mu się w bok. Alia przerażona tym widokiem, automatycznie użyła manipulacji grawitacją. Wszystko, co znajdowało się wokół niej, zaczęło się unosić do góry: kamienie, gałęzie, liście, tylko drzewa pozostały na swoich miejscach, oraz jej brat. Nie interesując się, kto zadał ten cios, podbiegła do niego i go złapała, nim upadł. Pierwsze, co jej przyszło na myśl, to jego śmierć. Wizja ta była tak bolesna, że nie kontrolując się, wytworzyła kulę sprężonej energii, którą posłała w kierunku drzewa, z której wyleciała strzała. Usłyszała ludzki krzyk, człowiek odleciał do tyłu na parę metrów, a kula wybuchając, rozwaliła wokół trzy drzewa, zostawiając z nich tylko pień. Gdy usłyszała jego jęk, poczuła ulgę: żył. Niestety to nie zmieniało faktu, że w jego boku tkwiła strzała, która mogła go za chwilę zabić. Czy nie trafiła w jakiś narząd? Czy nie spowodowała krwotoku wewnętrznego? Czy nie przecięła jakiegoś mięśnia, co spowoduje brakiem kontroli nad kończyną i dożywotne kalectwo? - Wytrzymaj, proszę – załkała i zwiększyła swą gęstość, co poskutkowało większą siłą. Wtargała Einara na plecy, okryła go swoimi skrzydłami, starając się nie dotykać broni i ruszyła biegiem w kierunku powrotnym.
Daleko odeszli, to było pewne. Starała się wrócić do stada, ale nawet nie rozpoznała terenu. Możliwe było, że się zgubiła. Stała na polanie, próbując zdecydować, którędy powinna się udać i gdy miała już odłożyć samca na ziemię i wzlecieć w niebo, by wyznaczyć kierunek, jasna kulka futra potoczyła się po górce i wylądowała prawie przed jej łapami. Odsunęła się do tyłu parę metrów, póki osoba nie wstała. Spojrzała w oczy nieznanego wilka.
- Potem się pozabijamy, proszę, pomóż – powiedziała jak najszybciej, po czym zwinęła skrzydła i położyła na ziemi rannego lisa.
Brak?
---
250 PD = 2 poziom
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz