- Mały Rysiu, czas na opowieść. Prawda, dusze utraconych? - zwrócił się do nich Gabriel. Te jednak wygodnie zasiadły, o ile to było możliwe. Mały Ryś czekał niecierpliwie, aż zacznie swoją opowieść. Jak zawsze chciał posłuchać.
- Zacznijcie już! - warknął. Dusze chciały już zagarnąć jego duszę, jak i ciało. Zdobyć nowe, ale nie, to na inny raz.
- A więc czas na historię. Jak to było - powiedział.
- Wiele lat temu... - odezwała się dusza.
- Wiele lat temu, przed tym, co miało nastąpić... - dodała druga.
- Wiele lat temu, przed tym, co miało nastąpić, pojawił się znak... - dodała trzecia dusza.
~Wróćmy więc do początku~
Pewnej księżycowej nocy Gabryś wybudził się ze snu. Był wystraszony. W jego śnie pojawiła się przepiękna wilczyca, aż iskierki tańczyły w ślepiach na jej widok. Miała trzy wspaniałe ogony. Jej umaszczenie też było zupełnie inne, ale jednocześnie wyjątkowe. Jakby czekało tylko na niego. Jednakże wiedział i czuł, że kryje w sobie coś wielkiego.
Gdy miał to odkryć.
Gdy biegł w jej stronę.
Gdy droga pod jego łapami była nad wyraz miękka...
Wnet się obudził, gdyż zaczął spadać w otchłań. Udało mu się wybudzić, a przez to musiał wyjść i się przejść po terenie. Nie mógł, o tym myśleć. Choć jakąś część niego nieubłaganie pragnęła więcej. Nawet więcej pożądała jej, tej aksamitnej i zabójczej sierści. Tego wspaniałego doznania, jakie mógł z nią przejść. To było tak silne, iż biedny wilk musiał zacząć biec. Ile tylko miał sił w swoich łapach. Poczuł wiatr, aż skoczył w przepaść. Wiatr na czas go odrzucił. To jednak było mało, musiał wylądować na czymś żywym i miękkim. Nie chciał, się podnosić, więc jedynie zamruczał i się wtulił.
Dopiero gdy otworzył swe ślepia, odskoczył jak poparzony od tej wspaniałej samicy. Zamurowało go, a może nawet sparaliżowało.
Jego oczy się powiększały, przelatywał ją swoim spojrzeniem. Jakby chciał wywiercić w niej dziurę na wylot.
Ona tak samo, jak on, miała wielkie oczy i żadne z nich nie odezwało się nawet słowem. Cisza ciągnęła się w nieskończoność. Żadne z nich jej nie przerwało.
Dopiero Gabryś po dobrych kilku dłuższych chwilach się otrząsnął. Musiał się uspokoić. Co w niego wstąpiło, on się przecież tak nie zachowuje.
Nabrał dużo powietrza, aby następnie je wypuścić. Siedział na swoim miejscu nieco rozluźniony.
- Em... J-ja... Ty... - jąkał się jak mało kto.
- Co cię do mnie sprowadza? - spytała. Jej głos był taki kołyszący, choć wciąż coś miała do ukrycia. Czemu miałby być taki podejrzliwy? Czyżby to przez ten sen? Możliwości jest sporo.
Musiał zebrać w sobie odwagę, aby jej powiedzieć. Wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Śniłaś mi się - wyrzucił z siebie na jednym oddechu. Przez co na nowo zamilkł. Gabryś, ty debilu, ale żeś palnął - próbował jakoś dojść do siebie, aby zacząć jakoś, tę nową znajomość. Co z nim jest? To przez ten sen? Przecież nie raz ani nie dwa rozmawiał z samicami, a teraz go zatyka.
Musiał od nowa zacząć i to jak najszybciej.
- Hej, jestem Gabryś. Przepraszam, że tak na ciebie wpadłem - powiedział. Starał się być kulturalny, ale no, był speszony.
Gdy na nowo usłyszał jej głos, tym razem byli bliżej siebie. Nawet nie zdawał, sobie sprawy z tego, jak to musi głupio wyglądać.
- Śniłam ci się Gabryś? - spytała. Tak jakby czuł jej głos na karku, jej oddech. Nieco się wystraszył, ale nie odsunął.
Wnet wstąpiła w niego jakby odwaga. Coś go drgnęło, to aż dziwaczne. Choć też fascynujące.
Zbliżył się do niej i spojrzał w jej oczy z lekkim uśmiechem.
- Tak śniłaś mi się, iskierko - rzekł.
Ona wydawała się... zaciekawiona? To dobre słowo, a może tylko udawała, a tak naprawdę się go bała. Może było jej to obojętne.
- A co to był za sen? - ponownie usłyszał pytanie. Tym razem mógł na nowo wyrwać się z myśli i spojrzeć na nią.
- Stałaś na drodze - przerwał i zbliżył się do niej. - Wnet wokół ciebie można było dostrzec jakieś dusze... - dodał i ponownie przerwał, zbliżając się do niej.
Spojrzała się... podejrzliwie? Może nie umie zbyt dobrze jej rozczytać.
- No dobrze, już kończę. Biegłem do ciebie, ale ty nieubłaganie zaczęłaś zanikać, jakby te dusze próbowały się wydostać. Wtem droga zaczęła być miękka, czuć było krew, aż w końcu spadłem w otchłań i się obudziłem - skończył swoją wypowiedź. Ruszył do pobliskiego strumyka, by się napić i na nowo położyć. Był wyczerpany.
- Idziesz? - spytał. Samica, chyba się zastanawiała, ale w końcu ruszyła za nim. Gdy doszli do strumyka, samiec niemal od razu zaczął pić. Czuł pragnienie. Po wypiciu odpowiedniej ilości usiadł nieopodal, aby następnie się położyć. Umieścił pysk na łapach i ziewnął, po czym lekko przymnożył oczy.
Soria?
----
372 PD
Owca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz