Tej nocy stałem na warcie przy głównym obozie Alfy. Myślałem, że to będzie kolejna spokojna noc, lecz byłem w błędzie. Nie sądziłem, że może spotkać mnie coś takiego. Gdy rozmyślałem, jakie plany ma Spirit na przyszłość naszego klanu, z zamyślenia wyrwał mnie odgłos strażnika skierowany w moją stronę.
- Yostradus, Alfa cię wzywa. - Powiedział do mnie, po czym odwrócił się i dodał – za mną. - Nie mając innego wyboru, poszedłem za dosyć dużych rozmiarów i groźnie wyglądającym wojownikiem. Gdy szedłem w głąb obozu, zacząłem się zastanawiać, czego Alfa mógłby chcieć ode mnie. Stanęliśmy przed wejściem do pokoju Alfy. Było słychać głośne i wyniosłe:
- Wejść. - W tym momencie przełknąłem ślinę. Weszliśmy do środka. Pokój nie był duży, był to raczej skromny, mały pokoik.
- A więc wezwałem Cię tutaj, gdyż mam dla ciebie robotę. Słyszałem, że bardzo dobrze orientujesz się w tutejszych lasach. - Spojrzał na mnie. Wyraz jego twarzy nie wskazywał na to, żeby to była przyjemna misja. - Wysłaliśmy jedną wojowniczkę na zwiady na drugi koniec lasu, gdzie doszły nas słuchy, że klan należący do ludzi rozbił obóz. - Wziął oddech i kontynuował. - I tutaj pojawia się problem. Powinna już dawno wrócić do naszego obozu, jednak nadal jej nie ma. Masz sprawdzić, co się z nią stało i jeśli to możliwe sprowadzić ją z powrotem. - Można było wyczuć w jego głosie, że martwił się o waderę nie tylko ze względu na informacje, jakie mogła posiadać, lecz także jako o członkinię klanu.
- Tak jest! - Wydałem z siebie donośny głos i zacząłem iść w stronę wyjścia.
- Uważaj na siebie. - Dodał jeszcze Silver, a ja zniknąłem za drzwiami.
Była pełnia, księżyc oświetlał mi drogę, świecąc nade mną na bezchmurnym niebie. Było cicho i spokojnie. Od czasu do czasu można było usłyszeć huczenie sów.
- Ludzie... - Na samą myśl o nich robiło mi się gorąco. Nie potrafiłem wybaczyć im tego, co zrobili.
Gdy byłem jeszcze małym szczeniakiem, ludzie najechali na nasz obóz. Gdy weszli do naszego domu, moi rodzice chcieli mnie obronić. Udało im się to zrobić, ale cena, którą za to zapłacili, była najwyższa z możliwych. Ludzie z zimną krwią zamordowali ich na moich oczach. Nie wiem, co się później z tymi ludźmi stało, ale ostatnie, co pamiętam to chłód, uczucie chłodu na całym moim ciele. Później straciłem przytomność i obudziłem się u nieznajomej mi rodziny. Wychowywali mnie przez krótki okres. Postanowiłem zostać wojownikiem, by chronić innych, oraz żeby nikt nie musiał przeżywać tego, co ja kiedyś.
W czasie mojego rozmyślania coś poruszyło się w krzakach. Podszedłem, żeby to sprawdzić.
Oczom moim ukazała się poszukiwana przeze mnie wadera. Spojrzałem jej w oczy. Miała ona przepiękne, jasnoniebieskie oraz głębokie spojrzenie. Czułem, jakby przeszywała całe moje ciało. Jej biała, wręcz prawie śnieżna grzywa oczarowała mnie, a na jej grzbiecie widniał jakby płaszcz upleciony z szarości. Nie mogłem jednak podziwiać jej pięknej osobowości, gdyż zauważyłem, że jest mocno poraniona w łapy. Natychmiast schyliłem się do niej i próbowałem ją podnieść. Spojrzała na mnie jeszcze raz i powiedziała:
- To pułapka... - Przerwał jej kaszel spowodowany krwią w jej pysku. - zostaw mnie i uciekaj. - W jej oczach mogłem zobaczyć strach. Nie mogłem zostawić wadery samej w takim stanie. Poza tym nie wiedziałem jeszcze, co się jej stało.
- Nic nie mów, jesteś w okropnym stanie. Powiedziałem do niej, wciąż patrząc w jej głębokie oczy.
Wtedy usłyszałem obok dwie osoby. Wyłoniła się z cienia drzew dwójka … ludzi. Spojrzałem na ich śmiejące się twarze.
- Zobacz, kolejny wilczur przyszedł. Będziemy mieli podwójną stawkę, jak przyniesiemy szefowi dwa, prawda? - Widać było dokładnie szyderczy uśmiech na twarzy jednego z tych … potworów.
Zaczęło się we mnie gotować. Czułem, jak krew wrze w moich żyłach. Powietrze wokół nas zaczęło robić się coraz chłodniejsze, a moje oczy przyjęły barwę krwistych rubinów. Nie mogłem zapanować nad moimi mocami ze względu na emocje. Liście na pobliskich drzewach zaczęły kruszyć się z zimna. Przez krótką chwilę zamiast huczenia sów i odgłosów piszczenia w trawie słychać było tylko potworne krzyki ludzi. Po chwili nastała cisza. Usłyszeć można było teraz tylko odgłosy kropli krwi spadające z ich ciał nabytich na lodowe kolce na ziemię. Gdy uspokoiłem się, moje oczy wraz z temperaturą wokół nas wróciły do normy. Spojrzałem znów na waderę. Chciałem ją pocieszyć uśmiechem. W jej oczach nadal widać było strach. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, jej powieki się zamknęły, a ona sama zasnęła. Było widać, że dużo przeszła.
Wziąłem ją na plecy i zacząłem powolnym krokiem wracać do obozu. Jeszcze raz odwróciłem się, by spojrzeć na dwóch zwisających ludzi. Nie chciałem, żeby tak się skończyło. Nie chciałem być jak tamci mordercy. Jednak to wszystko zrobiłem dla dobra naszego klanu … - Spoglądnąłem na słodko śpiącą waderę na moich plecach. - … i jej. - Z jej lekkiego uśmiechu na twarzy mogłem wywnioskować, że moje futro jest jednak przydatne.
Gdy wróciłem wraz z jeszcze nieznajomą mi szarą pięknością, od razu zaniosłem ją do medyków. Oni zanieśli ją do łóżka i podali leki. Ja usiadłem obok niej i … zasnąłem. Zmęczyły mnie emocje i zbyt duże zużycie mocy. Nie zdążyłem nawet znaleźć sobie wygodnego miejsca do spania. Po prostu zasnąłem obok niej.
Nawet fajnie wyszło ;3 Pod koniec zabrakło mi jednak pomysłów, wybacz
----
+516 PD
~Maggie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz