Robin była wobec mnie tak miła i opiekuńcza, że postanowiłam kiedyś jej się za to odwdzięczyć. Kiedyś. Teraz liczył się dla mnie tylko sen, który w końcu miał przynieść ulgę i ukojenie. Poczucie obecności nie minęło całkowicie, ale miałam wrażenie, że cokolwiek to jest, oddala się ode mnie, żeby po chwili zniknąć na zawsze i już nie wrócić. Nabrałam przekonana, że to tylko wymysł w mojej głowie, która sama stworzyła sobie demona. Zwykłe urojenie spowodowane opowieściami JJ-a tamtego wieczoru. Jednego byłam pewna, ze strasznymi historiami absolutnie koniec. Nawet jeśli to wszystko było tylko wymysłem, nie chciałam już nigdy więcej powtórki z rozrywki.
Cichy, miarowy oddech Robin działał niczym zioło usypiające i dawał może złudne poczucie bezpieczeństwa. Jako szczeniak nie miałam problemów z zasypianiem tylko wtedy, kiedy ktoś znajdował się w pobliżu. Moje powieki były coraz cięższe, aż w końcu całkiem opadły, a ja oddałam się Morfeuszowi. Przyjemny dla ucha oddech Robin zmienił się w głośne, świszczące sapanie.
Właśnie to sapanie mnie obudziło, a przynajmniej tak wydawało mi się na samym początku. W każdym razie otworzyłam oczy, ale miałam wrażenie, jakby jakaś część mojego ciała jeszcze nie do końca się wybudziła. No cóż, zdarza się. Prawdziwa panika nastąpiła dopiero podczas próby podniesienia się z legowiska. Starałam się ruszyć głową, jedną łapą, drugą, uchem i ogonem, ale moje ciało całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa. Czy ja umieram? Robin coś mi zrobiła? O co tutaj chodzi?! Uspokój się, powtarzałam w myślach, cokolwiek to jest, zaraz się skończy. Albo to tylko zły sen. Tak, to zdecydowanie zły sen. Zaraz się obudzisz, jeszcze momencik.
Jeśli nazwałam to prawdziwą paniką, prawdopodobnie popełniłam największą pomyłkę w moim życiu, bo prawdziwa panika nastąpiła dopiero po chwili. Usłyszałam ten dźwięk. Świszczący oddech, który nie mógł należeć do Robin. Dobra, to staje się coraz bardziej niepokojące. Jestem tym typem, który nie traci głowy nawet w sytuacjach kryzysowych, ale to, co wtedy się wydarzyło, zdecydowanie zasłużyło na miano sytuacji gorszej niż kryzysowa.
Wodziłam wzrokiem po norze, kiedy dźwięk zaczął się do mnie zbliżać. Z każdą sekundą był coraz głośniejszy, a ja poczułam lodowaty pot spływający mi po karku. Moje serce biło, jakby chciało wyskoczyć z piersi i miałam wrażenie, że zaraz to zrobi. Chciałam krzyczeć, odgonić zbliżające się sapanie, ale nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Miałam wrażenie, jakbym zawiesiła się pomiędzy snem a rzeczywistością.
Stało w kącie i gdyby nie smuga księżyca wpadająca do nory, prawdopodobnie bym tego nie zauważyła. Nie wiedziałam, czym było i nie umiałabym tego opisać. Ciemne, długie, bez żadnego konkretnego kształtu. Zaczęło iść (o ile mogę nazwać to chodzeniem) w moją stronę. Próbowałam wyrwać się i uciec. Zmora szła bardzo wolno, każda sekunda dłużyła się w nieskończoność, a ja popadałam w obłęd. Liczyła się dla mnie tylko ucieczka, chciałam pobiec jak najdalej stąd albo chociaż wydać z siebie jakiś pierdolony dźwięk.
Stanęło nade mną. Błagam, niech to się już skończy! Umieram? Może to śmierć po mnie przyszła? Nie chcę umierać... Krzyczałam w swojej głowie, a dźwięk ten był tak ogłuszający, że myślałam, że rozsadzi mi myśli.
Przeszło gdzieś za mnie i zaczęłam czuć dotyk na całym ciele. To było wszędzie, okrążało mnie. Próbowałam jeszcze bardziej się skulić, nie dopuścić do dotyku w okolicach brzucha. Nagle poczułam, że nie mogę oddychać, jakby ów dotyk w miejscu klatki piersiowej był mocniejszy. Nie przestałam się ,,szamotać", bo czułam, że jeśli przestanę, umrę. Zostaw mnie! Odejdź! Precz...
Obudziłam się z krzykiem, oblana lodowatym potem. Nigdy nie płakałam aż tak mocno. Roztrzęsioną, drżącą i przerażoną znalazła mnie Robin. Zadręczało mnie tylko jedno pytanie: czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Stanęło nade mną. Błagam, niech to się już skończy! Umieram? Może to śmierć po mnie przyszła? Nie chcę umierać... Krzyczałam w swojej głowie, a dźwięk ten był tak ogłuszający, że myślałam, że rozsadzi mi myśli.
Przeszło gdzieś za mnie i zaczęłam czuć dotyk na całym ciele. To było wszędzie, okrążało mnie. Próbowałam jeszcze bardziej się skulić, nie dopuścić do dotyku w okolicach brzucha. Nagle poczułam, że nie mogę oddychać, jakby ów dotyk w miejscu klatki piersiowej był mocniejszy. Nie przestałam się ,,szamotać", bo czułam, że jeśli przestanę, umrę. Zostaw mnie! Odejdź! Precz...
Obudziłam się z krzykiem, oblana lodowatym potem. Nigdy nie płakałam aż tak mocno. Roztrzęsioną, drżącą i przerażoną znalazła mnie Robin. Zadręczało mnie tylko jedno pytanie: czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Robin?
----
+353 PD = lvl 2
~Maggie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz