Krzaczysława... Z nim na pewno było coś nie tak. Z chorych umysłowo nie powinno się wyśmiewać, to nieuprzejme, mimo to rozbawienie mieszało się z zażenowaniem, a w głowie zaczął kiełkować nowy plan. Finn pierdolił coś o Krzaczysławie (na przodków, jak można tak skrzywdzić kogokolwiek imieniem), a ja postanowiłam, że szybko i niezauważalnie się wycofam. Był tak zajęty swoją przyjaciółką, że w ogóle nie zwrócił uwagi na mój cichy odwrót. To dobrze, bardzo dobrze. Miałam chwilę dla siebie i na przemyślenie mojego planu. W zasadzie trudno nazwać to planem, raczej samotną myślą krążącą gdzieś w odmętach umysłu.
Moją uwagę przykuła czarna wiewiórka, wykonująca na gałęzi przedziwne ruchy, jakby swój własny, wiewiórczy taniec. Kruche drewno zaczęło wydawać niepokojący dźwięk, a ja zdążyłam odsunąć się w ostatnim momencie. Gałąź złamała się i upadła u moich łap. Wzdrygnęłam się, świadoma tego, że gdybym nie zrobiła kroku w tył, prawdopodobnie spadłaby mi na łeb. Po tym wszystkim czarna wiewiórka zeskoczyła i pognała przed siebie. Skubana, zdążyła w porę wbić pazurki w pień drzewa i uchronić się przed upadkiem razem z gałęzią.
Wróciłam myślami do mojego pomysłu. Miał małe szanse na powodzenie, poza tym był zupełnie nie w moim stylu, jako wadery, którą nie interesowało życie innych. Mimo wszystko powstał w tym cholernym łbie i był tak nieosiągalny, że aż kuszący. Nieświadomie skręciłam w stronę jaskini ulokowanej na terenach, gdzie kręciło się niewiele wilków. Byłam niemal pewna, że to się nie uda, że ona odeśle mnie z kwitkiem, że wszyscy mnie wyśmieją. Ci, których mijałam, patrzyli na mnie z politowaniem. W ostatnim czasie obracam się tylko w towarzystwie dziwaków. A w głowie mam chaos.
– Halo? – zawołałam, stając w wejściu do jaskini. Nie, to nie była dobra decyzja. Nie nie nie, pomocy. Już za późno, żeby się wycofać. – Jest tu ktoś?
Rozejrzałam się. Nawet nie wiedziałam, jak ona wygląda. Podobno krąży o niej wiele plotek, ale jako że w życiu publicznym się nie udzielam i z nikim nie rozmawiam, żadnej z nich nie słyszałam. Może to dobrze. Sama wykreuję sobie jej obraz, a podstawą nie będzie zdanie kogoś innego.
Stanęła przede mną. Duża, gruba i niezbyt urodziwa. Zatoczyła się, a później niezgrabnie usiadła, patrząc prosto na mnie. Greta. Głośno przełknęłam ślinę. Miałam cichą nadzieję, że zostanę wyproszona albo tak skrytykowana, że sama zdecyduję się na wyjście z jaskini, ale nic takiego nie nastąpiło.
– Wejdź – powiedziała niskim głosem. Wytrzeszczyłam oczy, ale posłusznie zrobiłam jeszcze jeden krok. Wadera bez słowa ruszyła przed siebie, co odczytałam jako sygnał, że mam pójść za nią.
Cholera cholera cholera. To najgorsze miejsce na całym świecie - ciemne, zimne i pełne robactwa. Dobrowolnie się w to wpakowałam, nie powinnam narzekać, ale do kurwy nędzy, ja chcę stąd wyjść! A ona ciągle idzie. Ta jaskinia z zewnątrz wyglądała na mniejszą. Mam wrażenie, jakbyśmy właśnie przeszły przez takie trzy, a ona wciąż się nie zatrzymała. Albo to po prostu tutaj czas leci jakby... wolniej?
W końcu przystanęłyśmy w jakiejś niewielkiej odnodze. Rozejrzałam się, ale Grety nigdzie nie było. Do cholery, przecież stała przede mną. Porusza się tak wolno i niezgrabnie, że nie mogłam tak po prostu nie zauważyć, że sobie gdzieś poszła. Usiadłam, lekko zdezorientowana i postanowiłam, że będę czekać. To stara dziwaczka, czego ja się po niej spodziewałam?
No, przyszła. Usiadła naprzeciwko, ale nic się nie odezwała. Dobra, dość tej zabawy.
– Więc – zaczęłam. Greta sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie była zainteresowana tym, co mam jej do powiedzenia, co postanowiłam zignorować – podobno swego czasu działałaś jako medyk – dokończyłam, ostrożnie dobierając słowa.
Obserwowałam jej reakcję, ale ona zdawała się mieć to wszystko głęboko w dupie. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Ta rozmowa nie ma sensu. Wyjść, czy nie wyjść i poczekać na łaskawe zwrócenie na mnie uwagi?
– Tak.
– Mogłabyś zbadać pewien bardzo osobliwy przypadek?
– Może.
– ...jeśli sama ci go przyprowadzę?
– Może.
Później już nic się nie odezwała, co odebrałam jako znak, że mam sobie pójść i zrobiłam to z wielką ulgą. Jestem nienormalna. Poszłam do Grety po to, żeby dowiedzieć się, na co choruje Finn. Dlaczego to mnie tak bardzo interesuje?
On jest skazą dla tego klanu. Nie powinno go tu być. Słabi osobnicy są eliminowani przez silniejszych albo zabiera ich selekcja naturalna, a Finn nadal żyje. Moim zadaniem jest wyleczenie go albo zabicie. Silver jeszcze tego nie zrobił, więc uczynię to ja. Wyeliminować...
Otrząsnęłam się. Znowu ten cholerny głos. Czy to właśnie był powód, dla którego chcę przyprowadzić Finna do Grety? Jeśli zaprzeczę, będę próbowała oszukać samą siebie? Doskonale wiedziałam, że ten głos, te myśli zamieniają mnie w psychopatkę. To nie ja. Ja nie chcę nikogo zabić, to on chce. Ten głos, czymkolwiek jest.
Niebo płonęło żywym ogniem. Pomarańczowe słońce szykowało się do zniknięcia za horyzontem w towarzystwie czerwonych i fioletowych chmur. Wszystkie małe zwierzątka zaczęły budzić się do życia. Noc była ich żywiołem. Gdzieś z oddali pohukiwała sowa, którą zachodzące słońce wybudziło ze snu. Powietrze ochłodziło się – przyjemna odmiana od gorąca i duchoty, która panowała za dnia.
Na Finna natknęłam się całkiem przypadkowo, kiedy z wielką dokładnością obwąchiwał krzak. Słysząc kroki, podniósł głowę. Wiedziałam, że mnie zauważył, ale zachowywał się tak, jakbym nie istniała. Powrócił do swojego przerwanego zajęcia. Podeszłam jeszcze bliżej i zakaszlałam teatralnie. Żadnej reakcji. Przewróciłam oczami i szturchnęłam go lekko. Znowu bezskutecznie. Był zły, bardzo zły. Gdyby nie Greta, zupełnie by mnie to nie obchodziło.
– Finn – powiedziałam głośno i powoli, aby zwrócić na siebie uwagę samca. Jego ucho drgnęło – Przepraszam za to, że sobie poszłam. – Ledwo przeszło mi to przez gardło. Ja iprzepraszam, ja i bycie miłą.
Nadal mnie ignorował. Skończył obwąchiwać krzak i już miał odejść, ale zagrodziłam mu drogę.
– Chciałabym, w ramach zadośćuczynienia, jutro gdzieś cię zabrać.
Zgódź się. Co ja zrobię, jeśli się nie zgodzi? Wtedy będę unikać Grety do końca życia i udawać, że nigdy u niej nie byłam i nie zaproponowałam jej nic równie absurdalnego, jak zbadanie Finna. Spojrzałam na niego błagalnie. W takich momentach jak ten zaczynałam żałować, że nie jestem piękna i przekonująca. Albo chociaż przekonująca. Pieprzyć to, pieprzyć mój wygląd i charakter, po prostu się zgódź.
Finn?
1016 słów
---
608 PD = 2 poziom
~Mimma
608 PD = 2 poziom
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz