Większość by pomyślała, że ma od gorąca zwidy lub to ona dostała udaru. Chociaż przez chwilę wwiercaliby w jej ciało spojrzenia, po czym zapewne po chwili ruszyliby w swoją stronę, uważając, że to nie ich sprawa. Bo po co interesować się kimś, kto stoi i nie rusza się najmniejszym drgnięciem na małej wysepce po środku jeziora, przez wiele minut, nie zważając na upał?
Młoda lisica wpierw przepłynęła nieduży zbiornik wodny, płytki. Czuła, że czasami, zamiast płynąć, idzie po dnie, a małe rybki zamieszkujące ten obszar zachowywały się, jakby jej nie było. Nie uciekały, pływały w swoje strony, unikając jedynie jej łap, by nie zostać zmiażdżonym. Skrzydlata weszła na niedużą wysepkę, porośniętą zieloną trawą i zmusiła parę żab do wskoczenia do wody, chociaż większość z nich ją zignorowała: takie gady jak te zielone przy niej zachowywały się jak inne lisy, po prostu ją ignorowali, a Althei’i to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Widziała w tym coś pozytywnego – więcej ciszy i spokoju.
Stała wyprostowana, pyskiem w kierunku lasu, za którymi majaczył krajobraz górski. Słońce prażyło futro, ale jej to nie przeszkadzało. Stała na całkowicie odsłoniętym terenie razem z żabami i obserwowała las, który nie poruszał się w najmniejszym stopniu. Wiatr ustał parę minut temu, zrobiło się jeszcze duszniej, słońce jeszcze mocniej przypiekało, a jej futro wyschło w bardzo szybkim tempie. Wśród ciszy, jaka tam panowała, po prostu patrzyła na las. Wsłuchiwała się w plusk wody wywołany rybami i niczym posąg, patrzyła w jednym kierunku, będąc w swoim świecie. Czy czuła, że coś się zaraz wydarzy?
Einar w tym czasie leżał w cieniu pod drzewem i drzemał. Chociaż był ślepy, jego sny były kolorowe i czuł się w nich, jakby nie stracił wzroku. Uwielbiał śnić, twierdził, że to najpiękniejsza czynność, jaką może robić. Niestety dziwne drganie ziemi przypominające biegnące stado wybudziło go ze snu. Podniósł łeb i otworzył niewidome oczy, w kierunku trzęsienia. Czuł, że drgania nie są blisko, musiały być od niego oddalone o parędziesiąt metrów, ale nie przeszkodziło mu to, w odnalezieniu przyczyny.
Po drugiej stronie zbiornika wybiegła jakaś postać. Uciekała przed stadem wystraszonych gnu, które zignorowały przeszkodę w postaci żywego osobnika i biegły w jego kierunku, najprawdopodobniej nie interesując się tym, że go stratują. Mogłoby się wydawać, że tajemnicza postać świetnie sobie radzi, zaraz uda jej się uciec przed zagrożeniem, gdy nagle się potknęła o wystające kępki trawy, których na tamtym terenie była masa. Einar nie zastanawiając się, kim jest ta osoba, za sprawą swojej mocy, podniósł kawałek ziemi za leżącym, dzięki czemu zwierzęta omijały bezbronnego (a raczej wystającą ziemię) lub go przeskakiwały, wchodząc na odstającą „skocznie”. Samiec siedział pod drzewem i uważnie oglądał zajście (na swój sposób), gdy jego kuzynka ruszyła w kierunku ofiary.
Podlatywała kawałek na skrzydłach, odpychając się łapami od podłoża, by znowu wrócić na ziemię i ponownie skoczyć: wyglądała jak młode szczenie, niepotrafiące latać. Einar, wiedząc, że nie zatrzyma Althei’i, ruszył za nią. W truchcie przeszedł przez zbiornik wodny i po chwili dołączył do swojej siostry, która stała na zdeformowanym kawałku ziemi i z góry przypatrywała się obcemu.
Ktoś? Obojętne, czy to będzie lis, wilk, czy człowiek
---
301 PD
~Mimma
301 PD
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz