czwartek, 4 października 2018

Od Aizena (do Zoli) "Wybuchowe spotkanie" cz. 10

— Uhm — zaczęła niepewnie. — Nie do końca możliwe, Bastian jest daleko. No tak, ciutkę. — Spojrzałem na nią poważnym wzrokiem i widać, że chyba się w końcu poddała, wymruczała pod nosem kilka przekleństw, ale zaczęła mówić. — Znaczy, on jest na miejscu. Tylko że u siebie. A ja tak troszku wybyłam. Wie pan, sidełka i te sprawy pozakładać. Ryby połowić. No, że mi troszku zeszło, szwendając się tutaj. Ale z dwa tygodnie tylko może, wioska moja nie jest aż tak daleko stąd. — Nie wiem jak mam to skomentować…
— Czy to nie ty mówiłaś, że twój ojciec jest niedaleko? Po drugiej stronie rzeki jak dobrze pamiętam? — Spojrzałem w kierunku rzeki, ona jest dość niedaleko, więc raz-dwa moglibyśmy tam dojść, wprawdzie już wcześniej wyczułem, że kłamie, ale miałem cichą nadzieję…
— To jest… no… — zaczęła się jąkać i ostatecznie nic nie powiedziała, tylko spuściła głowę. Nie mogłem powstrzymać mojego westchnienia. I ponownego rozmasowania czoła przy okazji… Okej… Mam inny pomysł…
Nic więcej nie mówiąc, podszedłem do stolika, wziąłem z niego kilka kartek, pióro i atrament. Napiszę chociaż do jej ojca wyjaśnienia, opiszę dokładnie, co się stało i by się nie martwił raną, ponieważ nie jest aż tak poważna. Opiszę też, jak należy postępować z raną, najlepiej by było, gdybym sam mógł pokazać dokładnie cały proces, ale jej ojciec to pewnie też myśliwy, więc będzie miał przynajmniej podstawowe pojęcie co do zajmowania się ranami. Zapisałem dokładnie cały proces zajmowania się raną, czego do tego użyć, oraz co może się wydarzyć w trakcie, komplikacje, zakażenia i tego typu rzeczy. Dopisałem też, że musi jej bardziej pilnować w okresie młodzieńczego buntu.
— Okej, skończyłem. — Wstałem od biurka i zobaczyłem, że mój mały gość nie ruszył się z miejsca, miło, że pomyślała o reszcie moich rzeczy. Podałem jej kopertę, w której były wszelkie informacje.

Zola?
----
176 PD
Owca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz