czwartek, 4 października 2018

Od Zoli (do Aizena) "Wybuchowe spotkanie" cz. 9

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko ruszył od razu w stronę jakichś tam szafek czy innych dziwnych rzeczy, gdy sama stałam jak skamieniała. No, co mogłam poradzić, chłop barczysty jak dąb, z okularkami czy nawet bez wyglądał, jakby ktoś go przemycił z ukrytego w ponurym lasku wariatkowa. Złudzeń nie miałam, zmiażdżyłby mnie jednym, szybkim ruchem dłoni, fakt, trenowałam i moje mięśnie całkiem nieźle wykształciły się dzięki zakładaniu pułapek oraz polowaniu, ale nie miałam wątpliwości, że w starciu ze znacznie większym, starszym mężczyzną nie mam najmniejszych szans. Miłym zaskoczeniem okazał się fakt, że jednak facet nie zamierzał mnie zjeść, pogrzebać i usmażyć za to, co nawyprawiałam w jego pracowni na świeżym powietrzu. Patrzcie państwo, faktycznie z niego doktorek się znalazł.
— To powinno wystarczyć, rana nie była tak poważna, na jaką się wydawała. A co do pieniędzy to nie mamy o czym rozmawiać, nawet gdybym chciał wymusić na tobie te pieniądze, nie byłabyś w stanie ich zapłacić, a “zapłaty w naturze” nie chcę tym bardziej. — Nie czerwienimy się, Zola, nie czerwienimy się, jesteśmy silniejsze od naszego poczucia bezbożnego wstydu. — I nie musisz pomagać ze sprzątaniem, nie chcę, byś się zraniła jeszcze bardziej, jeśli to możliwe, przyprowadź do mnie swojego ojca, chciałbym mu powiedzieć o twojej ranie.
— Uhm — zaczęłam niepewnie. — Nie do końca możliwe, Bastian jest daleko. No tak, ciutkę. — Pod bacznym spojrzeniem mężczyzny wzdrygnęłam się, mrucząc pod nosem przekleństwa, zanim w końcu się przyznałam. — Znaczy, on jest na miejscu. Tylko że u siebie. A ja tak troszku wybyłam. Wie pan, sidełka i te sprawy pozakładać. Ryby połowić. No, że mi troszku zeszło, szwendając się tutaj. Ale z dwa tygodnie tylko może, wioska moja nie jest aż tak daleko stąd. — Tylko trzy albo cztery dni drogi, więc nie było aż tak źle.

Aizen?
----
172 PD
Owca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz