niedziela, 14 października 2018

Od Braka "Tytuł został ucieknięty"

  Obudziło mnie ciche świergotanie ptaków, było wcześnie rano. Jednak nigdy nie miałem większego problemu ze wstawaniem o tak piekielnych godzinach. Mieszkałem w jaskini razem z moją matką, ktoś musi się nią opiekować. Nawet gdyby miała kogoś jeszcze, to bym się nią zajmował. Od zawsze lubiłem pomagać innym. Z tego samego powodu wybrałem ścieżka medyka, no i stanowisko medyka. Spojrzałem na wilczyce śpiącą u mojego boku i cicho ziewnąłem przy okazji rozprostowałem kości przeciągając się.
- No dobra. Brak pójdzie nazbierać ziół, a mama tu spokojnie pośpi. - powiedziałem wstając z lodowatej posadzki jaskini. Po chwili byłem już na dworze, a moje futro smagał delikatny letni wietrzyk. Pomimo wczesnej pory świat już dawno obudził się do życia. Nie podobało mi się, że jestem aktualnie sam, ale zioła w mieszkanku powoli się kończyły. Szybkim tempem ruszyłem więc w stronę lasu na poszukiwania. Już po paru minutach miałem w pysku masę ziół, które teraz będzie trzeba wysuszyć. Spojrzałem na leniwie wschodzące słońce i skocznym krokiem wróciłem do jaskini. Aleya już nie spała, więc jak wszedłem od razu usłyszałem jej ciche witanie.
- Brak też wita matkę. Jak się spało? - spytałem szykując zebrane rośliny do wysuszenia.
- Jak zawsze dobrze. - odpowiedziała. Zaczęła mi opowiadać swoje sny, kiedy ja zajmowałem się swoją robotą. Kiedy skończyłem i chciałem z nią posiedzieć pokręciła głową.
- Nie musisz kochanie cały czas ze mną siedzieć. Po radze sobie sama idź do reszty, pogadaj z nimi. - powiedziała wskazując pyskiem wyjście z jaskini. Lekko niepewnie jej posłuchałem i ruszyłem na jedną z leśnych polanek. Po drodze musiałem się oczywiście wyrżnąć, jak to ja. Niby medyk, a jednak ciapa.

Ktoś, ktokolwiek?
---
157 PD
~Mimma, która kocha Braka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz