W zasadzie to nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło... Teraz siedzieliśmy u mnie w domu w głównym pokoju. Ubrania suszyły się na kominku. W kominku cicho trzaskało, my siedzieliśmy w ciszy. Ktoś, kto patrzyłby z boku, mógłby uznać to za coś krępującego, ale to było coś błogiego i pięknego w tej ciszy, która była przerywana tylko hałasem burzy z zewnątrz. No cóż, trzeba jakoś zagadać, zacząć rozmowę.
Spojrzałem w stronę chłopaka, jego oczy były skierowane w stronę ogniska, tańczyły w nich małe iskierki.
Głupie porównania i parabole jakieś, skupiłem się za bardzo na... Nieważne, głupek.
Zauważył moje spojrzenie, Boże, debil ze mnie, lekko się uśmiechnął. Na zewnątrz rozległ się głośny huk pioruna. Wzdrygnął się, jednocześnie przysuwając się do mnie, zupełnie tak, jak wcześniej lekko się zarumienił. Zakłopotany przeprosił i wytłumaczył, że boi się burzy.
Tak zaczęła się rozmowa, o wszystkim i o niczym. W całym domu dało się słyszeć deszcz dudniący o okna oraz naszą rozmowę przerywaną co jakiś czas śmiechem. Czas mijał szybko, z czasem zrobiło się... ciemniej, jednakże nie zauważyliśmy tego. Na dworze dalej grzmiało, a deszcz nawet na minutę nie zelżał. W końcu poszedłem nam nalać chyba już trzeci kubek herbaty cytrynowej, mojej ulubionej. Uśmiechnął się lekko, gdy podałem mu gorący kubek do rąk.
Taemin?
Wybacz, że krótkie. Nie umiem w długie zdania.
----
104 PD
Owca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz