niedziela, 7 października 2018

Od Sfory (do Zero Two) "Oczywiście, że musimy umrzeć" cz. 3

Od wejścia zaczął się nerwowo rozglądać za swoją psią rodziną, a kiedy usłyszał ciche pomrukiwania dobiegające z pomieszczenia obok, jak poparzony poderwał się z miejsca i ruszył biegiem w tamtą stronę. Zanim całkiem zniknął za rogiem, spojrzał jeszcze raz na kobietę, która ocaliła mu życie, a ta jedynie machnęła ręką, wspinając się po schodach na wyższe piętro.
Za nic nie potrafił zrozumieć jej motywów. Była ustawiona do końca życia, jak wnioskował po całym tym bogactwie i ogromnej rezydencji, do której go przytargała. W dodatku los obdarzył ją niebywałą zdolnością do okręcania sobie ludzi dookoła palca – elegancki możnowładca, którego widział razem z nią w kanałach, nie stanowił wyjątku. Biegał za nią jak maminsynek za spódnicą mateczki, aż dziw, że jeszcze go tolerowała. Wyglądała też na dobrze wytrenowaną w walce i magii, więc nikt nie mógł stanowić dla niej zagrożenia. W takim przypadku pozbycie się Sfory trwałoby zaledwie kilka sekund, a to, co podsłuchał, już nigdy nie wyszłoby na światło dziennego.
Skąd więc pomysł na to, aby ocalić pierwszego lepszego smarkacza z ulicy, co trochę się poobijał? Mało tego, podzielić się z nim jeszcze domem, obiadem i wodą! Nikt, kogo błagał o pomoc, mu jej nie udzielił, a Zero Two nawet nie potrzebował prosić. Jaka korzyść mogła płynąć z ocalenia życia zwykłemu, ulicznemu przybłędzie? Sierota, bachor i kundel w jednym, nie było szans, żeby się przydał. Niósł jedynie kłopoty. Gorszy urwipołeć od czarnego kocura, ledwo drogę przemknie, a pech zapewniony na cały boży dzionek.
Wszedł do ogromnego salonu z podłogą wyłożoną ciemnym, pachnącym drewnem i ścianami obłożonymi jasną tapetą o wzorzystym motywie liści akantu. W całość wkomponowywały się kremowe szafki oraz komody ze szklanymi drzwiczkami, za którymi mieniły się ślicznie kryształowe kieliszki, srebrne sztućce i misternie wykonane zastawy do herbaty. Sforze prawie oczy wyszły na wierzch, gdy jego wzrok prześlizgnął się po złotych gałkach z wygrawerowanymi wzorami roślin. Jeszcze trochę i zacząłby się ślinić jak niekarmiony od dwóch dni buldog francuski na widok kawału mięsiwa, lecz jego uwagę przykuły wyglądające na zabytkowe obrazy w pozłacanych ramach. Większość przedstawiała sielskie podwieczorki na łonie natury, ale było też kilka portretów. Głównie ze ślicznymi, uśmiechniętymi od ucha do ucha kobietkami. Pośrodku pokoju dziennego stała duża, kremowa sofa, na której idealnie równo ułożono kusząco miękkie poduchy w trochę ciemniejszym odcieniu. Obok niej widniał fotel w tym samym kolorze, naprzeciwko jeszcze dwa kolejne, a pomiędzy nimi prostokątny stół z ciemnego drewna.
Wokoło niego zgromadziła się największa część psów, a przynajmniej ta, która nie okupowała miękkich foteli. Były zajęte właśnie targaniem beżowych poduszek i rozszarpywaniem ciemnoczerwonego dywanu z pozłacanymi nićmi na rogach, jednak gdy zauważyły Sforę, natychmiast przewały zajęcia. Poderwały się jak poparzone i jedną wielką grupą skoczyły prosto w jego stronę, powalając go na ziemię. Z radości wylizały każdy skrawek jego twarzy.
Wszystkie psy były dokładnie umyte i opatrzone w zranionych miejscach, a pełne jedzenia miski ustawione pod ścianą świadczyły, że ktoś nawet zadbał o ich wyżywienie, gdy Sfora był nieprzytomny. Jego pierwsza myśl znów powędrowała w stronę Zero Two, która zadziwiała go coraz bardziej swoimi decyzjami. Nie sądził, żeby kiedykolwiek ktoś mógł tak bardzo przejąć się losem nie tylko biednej sieroty, ale także sfory bezdomnych psów. To wydało się chłopcu szczególnie podejrzane.
Co, jeśli planowała wydać ich w ręce stosownej władzy? Ale po co w takim razie umyła i wykarmiła całą tę hordę? Poza tym nikt nie przejmuje się losem zwykłych, bezpańskich kundli. A może była handlarką niewolników i Sforę sprzeda, natomiast psy przerobi na pasztet? To by tłumaczyło, skąd się wzięła ta rezydencja oraz znajomości z eleganckim możnowładcą. Z drugiej strony jednak to również nie pasowało. We wszystkich teoriach zgrzytała obecność co najmniej tuzina upierdliwych zwierzaków i zemsta w imieniu Sfory na mężczyznach, którzy rankiem go porządnie pokiereszowali.
Motywy Zero Two wydawały się bardzo niejasne i według rozsądku powinien czym prędzej wydostać się z tej pięknej klatki w formie domu. Z drugiej strony jednak tu było przyjemnie i ciepło… Wilczarz irlandzki musnął nosem policzek zmęczonego chłopca. Był tak śpiący, że częściowo pokładał się już na dywanie, ale zdołał doczołgać się do miękkiej kanapy i wdrapać na szczyt poduszek. Wilczarz jednym susem znalazł się tuż obok i złożył łeb na piersi Sfory, a ten czując się bezpiecznie przy swojej rodzinie, zasnął w najlepsze.
Spał jednak tak niespokojnie i płytko, że co kilkanaście minut wracał do przytomności, a potem znów zapadał w lekki sen. Tak aż do rana, dopiero wtedy udało mu się na chwilę odpocząć trochę intensywniej, choć nie na długo. Obudziło go ciche brzęczenie misek dla psów, a potem lekki podmuch i uczucie czegoś miękkiego na skórze. Natychmiast otworzył oczy, spotykając się z zaskoczonym, trochę przestraszonym wzrokiem eleganckiego możnowładcy, który najwidoczniej przyniósł mu koc, żeby nie zmarzł. Sfora jednak nie znał pojęcia troski, nie ufał nikomu, kto o niego dbał. Instynktownie zatem napiął wszystkie mięśnie i wydał z siebie krótkie, ostrzegawcze szczeknięcie, zanim zacisnął szczęki na dłoni mężczyzny. Człowiek wrzasnął wtedy głośno oraz boleśnie, próbując się wyrwać. Szarpał całą ręką na prawo i lewo, lecz był w stanie się cofnąć, dopiero gdy Sfora sam go puścił. A wgryzł się tak mocno, że zębami przebił skórę do krwi.
Mężczyzna skulił się, wykrzykując pod nosem straszne przekleństwa, mleko mogłoby od nich skwaśnieć. W tym czasie chłopiec zeskoczył z kanapy, a psy, wyczuwając jego intencje, poderwały się na nogi. Całą grupą staranowali biednego człowieka, który użyczył im gościnności i z niewyobrażalnym hałasem wypadli przez drzwi na ulicę, rzucając się pędem w stronę tak dobrze znanych dzielnic.
Wcale nie wydawały się bezpieczniejsze od domu Zero Two, ale swoją życzliwością zbudziła w Sforze znaczne podejrzenia, więc nie mógł w taki sposób ryzykować bezpieczeństwem swoim i rodziny. Te zapchlone kundle znaczyły dla niego więcej, niż cały skarbiec złota i za nic by ich nie zamienił, nawet za życie w takim cudownym miejscu.
Psy w końcu rozproszyły się po kątach, każdy obierając inną drogę, jednak Sfora ufał, że wszystkie bezpiecznie dotrą do starej kamienicy, gdzie byli zmuszeni mieszkać. Żałował odrobinę, że przed ucieczką nie udało mu się ukraść trochę pieniędzy albo te piękne, lśniące sygnety na palcach eleganckiego możnowładcy. Gdyby tylko zabrał choć jeden, nie musiałby się martwić o wyżywienie psiej sfory. Czmychnął przez szparę w płocie, gubiąc po drodze poszarpany, ciemnoszary szalik, połatany od siedmiu boleści i całkowicie pozbawiony wygryzionych frędzli. Nie zwrócił na to uwagi i pomknął dalej przed siebie.

Ciociu Zero Two?

----
520 PD + 5 P
Owca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz