wtorek, 31 lipca 2018

Od Haego (do Yumeko) "Mały diabełek" cz. 5

 Hae zacisnął powieki jeszcze mocniej, próbując wyłapać nawet najcichsze dźwięki.
 - Szum wody, szum wiatru, szum liści... - powiedział.
 - I jaki on jest?
 Lisek przez chwilę milczał.
 - Jest taki... no... szumiący - mruknął, po czym otworzył oczy i spojrzał na lisicę. - To nudne!
 Powiedz, twoja moc to tworzenie płomieni, tak?
 Yumeko mruknęła twierdząco, a małe iskierki zajaśniały w oczach liska.
 - Ale super! Naucz mnie tego! - rzekł i podskoczył na równe łapy z entuzjazmem, na co ta zaśmiała się. Hae zmarszczył nosek. Czy powiedział coś śmiesznego?
 - To jest moja moc. Ty masz inną - wyjaśniła spoglądając na niego. - Jak będziesz większy to nauczysz się z niej korzystać.
 Malec wydął policzki niezadowolony.
 - Nie lubię czekać! To takie nudne! - poskarżył się, tupiąc lekko łapką w ziemię. Lisica nic nie odpowiedziała, ochlapując się zimną wodą. Po chwili ciszy malec znów wlepił w lisicę swoje złote oczka. - Ciociu Yum, masz jeszcze jakieś moce prócz ognia?
 - Ciociu...? - zapytała patrząc na niego zdziwiona. - Mm, tak, każdy ma po kilka mocy, ja również.
 Hae uśmiechnął się szeroko i zaczął skakać wokół niej.
 - Pokaż, pokaż!
 Yumeko najpierw tylko mruczała coś pod nosem, w końcu jednak usiadła i spojrzała na parę większych patyków leżących przy drzewie, a te uniosły się w powietrzu i zaczęły latać wokół Haego. Lisek westchnął z zachwytu, a po chwili patrzenia skoczył na jeden z patyków, ściągnął go na ziemię i trzymał mocno łapkami i ząbkami. Ten jednak nawet się nie wyrywał, więc już po chwili znudził się, puścił go i podbiegł bliżej do lisicy, zadzierając wysoko łepek, by spojrzeć jej w oczy.
 - Ale ty jesteś potężna! - powiedział zachwycony. - Pewnie chodzisz po lesie i zabijasz takie złe wilki jak ten wcześniej, prawda?
 Wyraz pyska Yumeko trochę sposępniał. Odwróciła wzrok i spojrzała w dal, na drugi brzeg jeziora.
 - Nie. Nie lubię zabijać - powiedziała dziwnym tonem. Malec zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
 - Jak to? Dlaczego?
 Znów spojrzała na niego.
 - Jestem medykiem, nie wojownikiem - odparła.
 Hae zamrugał kilka razy oczami.
 - Eee... czyli?
 Lisica parsknęła śmiechem.
 - Medyk to ktoś kto leczy innych, głupi maluchu.
 - Nie nazywaj mnie "głupim maluchem"! - oburzył się. - Jestem Hae!
 - Wiem, mały.
 Fuknął i zmarszczył pyszczek jeszcze bardziej. Yumeko nie odzywała się przez chwilę, lisek również milczał. W końcu też usiadł i podążył za wzrokiem lisicy, utkwionym na lekko falującej od wiatru wodzie. Tam jednak nie było nic ciekawego, znów więc na nią spojrzał.
 - Bycie medykiem musi być nudne - odezwał się. - Wiesz, ja jak dorosnę to będę wielkim wojownikiem! Będę baardzo groźny! Znaczy, no, jeszcze groźniejszy niż teraz!

Yum?

221 PD ~Teczka

Dzikie kochanie od Pesika i nie tylko... #1 Artykuł The World of Fiction

  Wszyscy doskonale widzą, że wspólnymi siłami udało nam się wstawić 50 postów w ciągu 10 dni, za co pozwólcie jeszcze raz was dziko ukocham *tula wszystkich z TWoF i nie tylko*.
  Zdaję sobie sprawę, że niejeden by się złapał za głowę, widząc naszą "dziką euforię" na widok tej cudnej liczby "51" (z tym postem 52), bo z czego się tu cieszyć? No cóż, mamy to do siebie, że lubimy świętować każdy mały krok do przodu.

Od Yumeko (do Hae) "Mały diabełek" cz. 4

- Musisz się nauczyć. Polegaj na sobie, lisy to samotnicy. Nie polegają, na nikim. - powiedziałam. Ruszyłam do doliny, do miejsca, gdzie miałam zamiar się napić i wykąpać. Może nawet popływać, akurat dzisiejszy dzień jest dość upalny.
  Droga nie była, jakoś długa. Gdy po raz, któryś maluch zaczął łamać gałęzie. Stanęłam.
- Unikaj gałęzi. Stąpaj po niej jak po chmurach. Bądź cichy i ledwo dostrzegalny. Nie piszcz, tylko warcz. Jeśli masz tu żyć. Musisz dorosnąć już teraz. Nie zawsze, będę przy tobie. - dodałam. Po czym ruszyłam dalej. Szłam wolno, jednak wiatr nieco chłodził me futro. Po zobaczeniu pięknej kwiecistej oraz pełnej różnorodnych zwierząt. Przebiegłam wśród kwiatów, które po chwili zaczęły unosić się ku niebu. Nie zatrzymałam się, gdyż wyskoczyłam do wody. Zanurzyłam się, mogłam dostrzec rybki.
  Złapałam jedna w pyszczek, po czym wynurzyłam się i rzuciłam na brzeg. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy. Po czym wypłynęłam i wyszłam na brzeg. Otrzepałam się z wody, na co maluch pisał.
- No to mały jedz. - rzekłam.
- Nie mów, do mnie mały. Jestem Hae. - warknął.
- Jasne mały. - zaśmiałam się, na co maluch fuknął. Co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Nim się spostrzegł, wylądował w wodzie. Ma co jedynie się śmiałam jak po krzaczkach Finna.
  Gdy się już jako tako uspokoiłam, zabrałam się za jedzenie. Rozszarpałam nieco ciało ryby, aby zacząć je powoli jeść. Mały lis próbował jeść, co mu niezbyt wychodziło. To też było zabawne.
  Po jedzeniu napiłam się nieco wody i położyłam tuż przy wodzie. Przednia i tylna łapa mi się moczyłam tak samo ogon, którym czasem ochlapywałam swoje ciało. Chłód był dobry.
- Jakie ty masz imię? - spytał nieco zajakany.
- Yume. Tak możesz do mnie mówić. - powiedziałam. Zamknęłam ślepia i zaczęłam wsłuchiwać się w szum.
- Co robisz? - spytał.
- Połóż się obok. Zamknij oczy i wysłuchaj się w otaczające dźwięki. - powiedziałam. - Po czym powiedz, co słyszysz i czujesz. - dodałam.
- Słyszę szum. - rzekł.
- Czego szum? - spytałam.

Hae?

166 PD ~Teczka

Od Haego (do Yumeko) "Mały diabełek" cz. 3

 Hae rozglądał się wokół, lecz dziwnej lisicy nigdzie nie było. Nie poddawał się jednak i szukał za każdym drzewem i pod każdym krzakiem, coraz bardziej marszcząc nosek ze zniecierpliwienia. 
 - Gdzie jesteś?! - zapytał głośno, ale tak jak podejrzewał nikt mu nie odpowiedział.
 Zatrzymał się więc, zamknął oczy i zaczął nasłuchiwać. Z początku słyszał tylko szum młodych liści i śpiew ptaków, zaraz jednak doszedł do tego cichy, lecz coraz szybciej głośniejszy szelest. Bardzo szybko. Odwrócił się w stronę hałasu. Czy to ta lisica biegnie w jego stronę? Nie... Lisy nie są takie głośne. 
 I wtem coś wielkości Haego wyskoczyło z krzaków i zupełnie ignorując malca pobiegło dalej. Zając?
 Lisek nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym dłużej, gdyż zaraz za nim wyskoczył ciemny lis, wielki, trzy, a może nawet cztery razy większy od lisicy spotkanej wcześniej. Jednak on nie minął malucha jak zając sprzed chwili, lecz gdy tylko go zauważył, bez chwili wahania, ani namysłu rzucił się na niego. Przerażony Hae automatycznie uskoczył w bok, ledwo unikając wielkich pazurów. Zaczął biec przed siebie, lecz gdy tylko obejrzał się, wielkie kły były tuż za nim. Zrobił skok w bok, tym samym wpadając na pień drzewa. Odwrócił się, tylko po to, by ujrzeć straszne, szare ślepia i zbliżające się ogromne kły. Nie miał żadnych szans, by przed nimi umknąć. Skulił się ze strachu i zaczął głucho piszczeć.
 Wtedy nagle ciemny lis stanął w płomieniach. W szaleńczych skokach i wiciu się, rozpaczliwie próbując ugasić ogień, cofnął się od Haego. Wył tak przeraźliwie i głośno, że wszystkie ptaki w pobliżu zerwały się do lotu i uciekały. Cały las zdawałby się ucichł, słychać było tylko wrzaski płonącego, trzaskanie ognia, a w powietrzu dominował odór spalonego mięsa. W końcu wielki lis ucichł, przestał skakać, po czym zupełnie znieruchomiał i padł na ziemię. Nie przypominał już zwierzęcia którym był przed chwilą, w ogóle nie przypominał nic żywego. Została z niego tylko dymiąca, czarna kupa.
 Hae zupełnie znieruchomiał. Wstrzymał oddech, choć sam nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Może to z szoku? A może przez duszący zapach? Nie odwracał wzroku od trupa, nawet gdy lisica która wcześniej ukrywała się przed nim stanęła obok. Spojrzała na małego liska, lecz gdy ten w żaden sposób nie zareagował, podeszła do zwęglonych zwłok i patrzyła na nie przez chwilę. Gdy odwróciła się od niech i znów skierowała wzrok na Haego, ten, trochę się trzęsąc zapytał piskliwym, zdecydowanie zbyt piskliwym, chciał bowiem brzmieć odważnie, głosem:
 - Cz-czy l-lisy mogą urosnąć takie wielkie? 
 Lisica parsknęła. 
 - To nie lis, głupi maluchu - powiedziała, choć w jej głosie nie było złości, po czym szybko dodała, zaniżając trochę ton. - To był wilk.
 Hae spojrzał znów na czarną masę. Jeszcze nigdy nie spotkał wilka. Teraz już jednak wiedział dlaczego takie malce jak on nie powinny żyć same - skoro coś takiego grasuje w lesie i poluje na takie małe liski jak Hae.
 Lisica podeszła do niego i stanęła obok, z góry lustrując malucha wzrokiem. Przez chwilę tak stali w zupełnym milczeniu, w końcu jednak Hae odezwał się słabym, cichym głosem:
 - Znalazłem cię.


Yum?
Pssst, ten wilk był taki agresywny bo przedawkował krzaki od Finna.

255 PD ~Teczka

poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Karo "Młodociany rozpruwacz czyli historia Karo Yakuzy"

  Godzina 05:42 nie ma mnie w moim pokoju. Ćwiczę na dworze.
- Hinotama! - krzyknąłem po czym zionąłem ogniem. 
  Kula nie była zbyt duża wtedy jeszcze ćwiczyłem. Spojrzałem na worek przede mną. Podleciałem szybko i zadałem serie ciosów. Kopnięcie, prawy sierpowy, lewy sierpowy i kopnięcie taki mój schemat. Powtórzyłem to kilka razy. Wszyscy wreszcie wstali. 
- Karo, coś ty taki przemęczony? - zapytała Kiri, jedno z dzieci, które zostały uratowane z tamtego "sierocińca". Było nas szesnanstu. Maria, nasza opiekunka zmarła dwa lata wcześniej.
- Ćwiczyłem. - odpowiedziałem z pełną buzią.
- On się nie obija tak jak my, Kiri. - dodała ośmioletnia wtedy Saomi. - Karo a nauczysz mnie ziać ogniem?
- Jak wstaniesz jutro o 05:00 to tak. - odpowiedziałem.
- Dobrze wiesz, że nie wstanie. - wtrącił się Connor.
- Jak chcę to ją obudzę. - powiedziałem.
- Nie obudzisz. - odpowiedziała Ouri. - Śpi jak zabita. Wiem co mówię.
  Po śniadaniu zabrali mnie gdzieś. Nie wiedziałem gdzie miałem zawiązane oczy.
- Dobra, Karo możesz otworzyć oczy. - powiedział Tsuki.
  Otworzyłem i zobaczyłem najwspanialszy miecz. Podobny do katany. W sumie tak teraz nazywam ten miecz.
- J-jesteście najlepsi. - krzyknąłem i rzuciłem się na nich w wiadomym celu
  Wróciliśmy do domu spojrzałem na niego był cały... Spalony!
- Wynalęli mnie by was zabić. - powiedział mężczyzna wyłaniający się z płomieni. Był blady. Jego włosy były szarawo-czarne. Rzucił się na nas.
- Hinotama!-krzyknąłem i zrobiłem jak na razie najwiąkszą kule. Gośc tylko zasłonił się ręką.
  Wyjąłem miecz. Ruszyłem do walki. Spojrzałem się na moich przyjaciół. Wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i uderzył mnie tak mocno, że doleciałem do moich przyjaciół. Leżałem i patrzyłem jak oni ruszają do walki. Dobrze im szło na początku... Później zabił Connora, Tsukiego, Kiri, Ouri, wszystkich. Moja żądza zemsty pobudziła mnie do działania. Rzuciłem się do walki. W którymś momencie uderzyłem go tak, że poleciał na jedno z drzew. Dorzuciłem jeszcze mu Hinotamę. Nagle wyłonił się z dymu.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem, szczylu. - oznajmił trzymając mnie za szczęke.
  Minęły dwa lata. Środa początek jesieni. Tego dnia było naprawdę ciepło. Miałem wtedy 14 lat. Byłem już wkręcony świat zabijania. Miałem to w jednym palcu. Siedziałem w swoim "biurze". Ktoś wszedł. Dał pieniądze, zdjęcie ofiary i wyszedł beż żadnego słowa. Nie zdążyłem nawet zobaczyć jego twarzy. Gdy zobaczyłem zdjęcie krew we mnie zamarzła. Przypomniał mi się tamten dzień. Na zdjęciu widniał tamten gość...

199 PD ~Teczka

Od Yumeko (do Haego) "Mały diabełek” cz. 2

  Wybrałam się na dłuższy spacer niż zwykle. Miałam w sobie wiele energii, a tutaj nieopodal jest śnieg. Może on mi nieco umili czas. Akurat miałam rzucić kula ognia do wody, ale spostrzegłam małego zagubionego liska. Zabawnie się zachował. Te groźby w moją strona to już było naprawdę śmiechu warte. Gdy ja mu pokaże swoje kiełki, to spierdzieli w podskokach. Wywróciłam jedynie ślepiami i podeszłam do wody. Po czym dotknęłam łapa zamarzniętej tafli wody, na co natychmiast pojawiła się lekka mgła i dym.
  Kątem oka spojrzałam na małego liska i wróciłam do zajęcia, aby się napić. Po wypiciu zamoczyłam łapę, aby chlapnąć na tego maluchu. Ten jak opatrzony podskoczył. Zabawne zwierzątko.
- Mały, gdzie twoi rodzice. Czyżby cię porzucili? Może sam uciekłeś? - zdawałam pytania. On milczał. - Nie to nie. - dodałam. Zaczęłam, wracać skąd przyszłam. Moje kroki były tak ciche, iż nikt by ich nie usłyszał. Natomiast malec szedł za głośno, stanowczo ktoś go musi uczyć, tym ktosiem nie będę, ja. Wpadłam na chytry plan. Zatrzymałam się i, spojrzałam za siebie, maluch niby się ukrywał. Udałam, że go nie widzę. Wypuściłam ogniki, aby odwrócić jego uwagę. Naiwne dziecko. Udało się, tak jak myślałam.
  Szybko zniknęłam mu z oczu, schowałam się na drzewie. Po czym ogniki zniknęły. Patrzyłam jak, malec mnie szuka, może to nie było fer. Choć to była jakaś rozrywka.
Biegał tam i z powrotem. Musi się uczyć, żyć samotnie. Listy takie są.

Hae?


118 PD ~Teczka

Od Crystal (do Finna) "Oddawaj frytki!" cz. 3

Wdech, wydech. Wdech, wydech. Tylko go nie zamorduj. Może ci się przydać.
Z trudem się opanowując, posyłam w jego kierunku możliwie najbardziej neutralne spojrzenie, przemieszane z resztkami rozpaczy, analogicznie do resztek moich frytek.
- Dobra. Daj mi chwilę się zastanowić.
Co może zrobić wilk? Przecież nie da mi ponownie frytek, zresztą nie umie ich zrobić. Hm. Kontynuuj dalej. Upoluje dla mnie sarnę na futro? Hmm. Niezły pomysł, ale to całe obdzieranie ze skóry.. Wzdrygam się. Kontynuuj.
W mojej głowie świta pomysł. A może by tak?
Zrywam się i biegnę do domu. Wracam po chwili z bliżej nieokreślonym zielskiem, prawdopodobnie pamiętającym czasy dinozaurów, mamutów, neandertalczyków i innych takich.
- Wiesz, co to jest? - pytam Finna niespokojnie.
- Krzak - odpowiada z szaleńczym uśmieszkiem. Aha.
- No więc, widziałeś kiedyś te zioło.. krzak?
- Tak - przytaknął. Kontynuuję wytrwale rozmowę. Czyli mój plan powoli zaczyna się powodzić.
- A wiesz, gdzie to rośnie? Na terenie Łowców, nie tutaj - dodaję szybko.
- Taak! - Przysięgłabym, nigdy nie widziałam takiego stukniętego wilka. Przez chwilę czuję do niego śladowe ilości sympatii, które jednak ulatniają się zdecydowanie za szybko.
- Wspaniale. To już chyba wiem, co możesz dla mnie zrobić.
- Co? - nadstawia uszu i mruga niespokojnie. Uśmiecham się z szaleńczym błyskiem w oczach.
- Zaprowadź mnie tam, gdzie to rośnie. Znasz takie ścieżki, gdzie nie chodzi żaden wilk? Przeprowadzisz nas niepostrzeżenie?
- Jasne! - wykrzyknął z entuzjazmem. Po chwili przemyślenia oklapł. - Chwila. Chcesz dostać się na tereny wilków?
- Ty właziłeś na nasze tereny - przypomniałam mu z westchnieniem. - Będzie po równo.
- Aha.
- To zgadzasz się?
- Tak.
Podskakuję z radości i piszczę jak mała dziewczynka. Po chwili jednak się opanowuję i zawracam do domu po rzeczy. Avilian patrzy na mnie jak na wariatkę. Przysięgłabym, że gdyby mówiła, powiedziałaby „Co ci się stało? Naćpałaś się tęczy czy co?”
W czasie trwającym dla mnie jak pięć mrugnięć, a dla Finna zapewne jak pięć eonów, znalazłam się z powrotem na zewnątrz, taszcząc plecak wyładowany różnymi „przydasie”
- Idziemy?
- Tak.
Zaczęłam się zastanawiać. Numer jeden: czemu on ciągle mówi „tak”? Numer dwa: wyprawa z obcym wilkiem po jakieś ziółka, nie mając pewności co do tego, czy nie spróbuje mnie wydać? Tak, jasne. Wszystko w porządku.
Z twoją głową raczej nie.
Cicho bądź, mózgu.
Czarny basior znika w ciemnym gąszczu drzew. Podążam za nim, wchodząc w mrok.

Finn? 
Wybacz, że takie krótkie ;^;

185 PD ~Teczka

Od Finna (do Crystal) "Oddawaj frytki!" cz.2

  Frytki… są takie cudowne. Finniusz je kochał, a żeby je zdobyć, musiał zakradać się na tereny Wojowników, co nie bardzo mu chcę podobało u innych, ale on jest Finnem, więc może. Nigdy nie lubił zdradzania własnego klanu, ale frytki... Musiał się dla nich poświęcić. W końcu Silver i tak się nie dowie, bo Finniusz jest świetnym tajnym agentem i potrafi wszystko pięknie ukryć.
  Tak więc to co zwykle, zakradanie się do Wojowników i kradnięcie ich frytek. Tym razem okradziona została młoda dziewczyna, wyglądała może na czternaście lub piętnaście lat. Nie to jest tu ważne, wilki nie znają się na wieku ludzi. Miała długie, jasne włosy i była niskiego wzrostu, tylko to udało się zauważyć Finnowi. Przecież to była zbyt szybka akcja, a wilk nie zwrócił uwagi na właścicielkę frytek.
  Finn wybiegł z jej domu i już miał uciekać do swojego klanu, gdy zauważył... krzak. Piękny, zielony krzak, jakiego nie widział na terenie Łowców. Taki duży... Taki... piękny. Finn od razu wskoczył za krzak jego marzeń i ukrywał się pod nim. To była emocjonująca chwila, wilk bał się, że ktoś go zauważył, ale nie mógł sobie odmówić siedzenia pod tym krzakiem. Zawsze pod krzakami działy się niesamowite rzeczy, ale każdy krzak mógł mieć inny wpływ na Finna, tak więc według niego musiał wypróbować siedzenia pod każdym. 
  Tak sobie siedział i spokojnie obserwował dziewczynę jedzącą resztki frytek, które zostały po jego ataku, bo ten krzak znajdował się za oknem jej domu. Zaczął wesoło śpiewać sobie swoje słynne Finnowe piosenki. Z każdą chwilą coraz bardziej się wczuwał i śpiewał jeszcze głośniej. Jedyne co można powiedzieć: ach, ten Finn... 
  Spokojne siedzenie pod krzakiem na terenie obcego klanu nie mogło dobrze się skończyć, po kilku minutach dziewczyna wyjrzała przez okno, by sprawdzić kto tak śpiewa, a jej oczom ukazał się duży, czarny wilk siedzący spokojnie i śpiewający swoje własne piosenki. Spojrzała na niego groźnie i szybko pobiegła w stronę drzwi. Frytek czując zagrożenie ze strony dziewczyny szybko wstał i zaczął się rozglądać. To był jego największy błąd. Zamiast uciekać przed wściekłą medyczką, on przyglądał się jej. 
- Oddawaj moje frytki - mruknęła dziewczyna. 
  Była bardzo zła, a Finniusz wcale się jej nie dziwił, bo sam byłby wściekły, gdyby ktoś zabrał mu krzaczki. 
- Za kilka dni Ci je oddam - nie myśląc powiedział i uśmiechnął się do niej.
  Wcale nie zastanawiał się dlaczego jeszcze tutaj stoi, powinien już dawno uciec, ale przecież to Finn, a on nigdy nie robi tego, co powinien, a w dodatku nie myśli zbyt często. 
- Jak mogłeś? - zapytała członkini klanu Wojowników, która wyglądała na złą, ale jej ton był bardziej smutny. - Co mam teraz zrobić? Te frytki były wyjątkowe.
  Finnowi zrobiło się przykro, pozbawił tą biedną istotkę jedzenia, a co jeśli te frytki to był jej jedyny posiłek? W tej chwili chciał jej oddać frytki, które mogły być dla niej bardzo ważne, ale nie miał jak. Myślał nad jakimś dobrym sposobem na oddanie ich, ale przecież już je zjadł.
- Wybacz mi - powiedział Finn.
  Wtedy w jego głowie pojawił się świetny pomysł. Przecież on sam jest Frytkiem! Normalnego wilka już nie byłoby w tym miejscu, ale Finn chciał zaprzyjaźnić się z człowiekiem. A co jeśli tak naprawdę też jest wilkiem, tylko zabłądziła i zmieniła się w człowieka? Albo to tylko przebranie? Bardzo możliwe. To wszystko według niego było bardzo podejrzane i tak naprawdę nikt nie był tym, za kogo się uważał. A co jeśli Finn nie jest wilkiem? Pewnie tak naprawdę jest krzakiem w wilczym ciele. 
- Co mam zrobić? - zapytał wilk, mając nadzieję na jakąś miłą odpowiedź. - Jestem Finniusz Serdeczny Sendłicz, ale możesz mówić Finn lub Frytek. 

Crystal? :3

301 PD ~Teczka

Od Haego (do Yumeko) "Mały diabełek"

  Jak to w ogóle się stało, że taki mały lisek jak Hae błąka się sam po lesie?
Jego życie zapowiadało się zwyczajnie - urodził się w norze w środku lasu, miał oboje rodziców, dwie starsze siostry i brata. Jego matka nierozważnie znów zaszła w ciążę niedługo po tym jak urodziła jego starsze rodzeństwo, przez co z miotu przeżył tylko Hae, choć z początku i tak był mały i słaby. Rósł jednak dobrze i szybko.
  Pewnego razu, gdy jego matka wyszła z nory, zniknęła. Ojciec, pytany przez Hae gdzie ona jest, mówił tylko ze smutkiem w głosie: ,,Mamusia już nie wróci", a na pytanie ,,dlaczego?" nie chciał już odpowiedzieć. Od tego więc czasu sam zajmował się nim i rodzeństwem małego liska.
  Hae bardzo lubił bawić się ze swoim bratem, sióstr jednak nie lubił, sądził że są wredne i chamskie. Właśnie przez nie do dziś uważa że ,,samice są głupie", zwłaszcza, że jasne wspomnienia jego matki szybko zniknęły z jego pamięci.
  Gdy jego ojciec uznał, że Hae jest już wystarczająco duży, on i rodzeństwo opuścili norę i zaczęli się uczyć tropienia zwierzyny, zapachów, polowania i innych niezbędnych do życia rzeczy. Jego starsze rodzeństwo jakiś czas później zaczynało chodzić z ojcem na prawdziwe polowania, z czasem również i Hae próbował swoich sił, choć raczej nie łapał nic większego niż mysz, czy mały ptak. Na jednym z takich polowań jego starszy brat zabłąkał się za daleko i natrafił na agresywnego niedźwiedzia. Nie przeżył tego spotkania i rodzina znalazła dopiero jego rozszarpane zwłoki.
  Po tym wydarzeniu Hae był wyraźnie przybity i zdawałoby się, że jest obrażony na cały świat. Nie pomagały w tym jego siostry, które w końcu zdenerwowane jego dąsami wybuchły i nakrzyczały na niego, by przestał się tak zachowywać i zapomniał o ich bracie. To już kompletnie wywróciło z równowagi młodego liska, który w gniewie rzucił się wgłąb lasu i biegł przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od nich. Te jednak po jakimś czasie zaczęły go gonić - w końcu Hae wciąż był zbyt mały by przeżyć sam w lesie, a mimo wszystko nie chciały ani jego śmierci, ani gniewu ojca, który to akurat był na polowaniu. Lisek jednak zapędził się do niewielkiej doliny otoczonej niemal pionowymi skałkami, gdzie tuż po tym jak przebiegł spadła lawina wpół roztopionego śniegu. Jednak jego siostry, biegnące niedaleko za nim, nie miały tyle szczęścia co on i nie zdążyły uciec przed żywiołem. Lecz Hae nie mógł o tym wiedzieć - nie zatrzymał się nawet na chwilę, sądząc, że te wciąż go gonią i biegł dalej. Pościg go jednak nie dopadł.
  Z początku takie życie samemu podobało się Hae, czuł się jak dorosły lis. Trwało to jednak ledwo jeden dzień i malec zaczął zauważać, że wszędzie czuje jakieś obce zapachy i słyszy podejrzanie trzaskające gałęzie w oddali, co rusz wydawało mu się też, że coś - lub ktoś - obserwuje go zza zarośli, lub że słyszy czyjeś kroki. Przypomniał sobie wtedy zmasakrowane ciało swojego brata i postanowił, że mimo wszystko jednak lepiej będzie wrócić do sióstr i ojca.
  Wrócił do niewielkiej doliny którą przechodził, jednak przez zalegający tam śnieg nie był w stanie przez nią przejść - zbyt się zapadał, gdy próbował po niej przejść, a obejść się jej nie dało. Poszedł więc wgłąb lasu, czujny jak nigdy dotąd, próbując znaleźć inną drogę. Tam natrafił na niewielkie jezioro, przy którym zatrzymał się, by się napić. Pochylił się nad spokojną taflą wody, przy brzegu przykrytą lekką warstwą lodu, którą bez problemu usunął łapą i już miał się napić, gdy tuż za sobą usłyszał jakiś dźwięk. Jednym skokiem odwrócił się.
  I ujrzał lisa.
  Niemal podskoczył i cofnął się. Kiedy on się tu pojawił?! Nawet nie słyszał kroków! Obcy był dużym, wręcz ogromnym (przynajmniej dla małego Hae) lisem, patrzącym na niego z góry przeszywającym spojrzeniem rudych oczu. Nim jednak nieznajomy zdążył powiedzieć choć słowo, Hae cofnął się wzdłuż brzegu o parę kroków i pisnął cienkim głosikiem:
- K-ktoś ty?! - przybrał postawę jak do ataku, a przynajmniej tak mu się wydawało, i wyszczerzył niewielkie kiełki. - N-nie zbliżaj się! Jestem bardzo groźny! Mogę... mogę... zabić spojrzeniem!
Mimo wszystko gdzieś w głębi Hae czuł, że nieznajomy nie da się nabrać na takie kłamstwo. Tak naprawdę bowiem malec nie odkrył jeszcze ani jednej swojej mocy.


Yumeko?


----
+422 PD
~Maggie

...I byłoby to wszystko śmieszne, gdyby nie było takie smutne.

Hae
Czasem nazywany kretynem lub idiotą
Samiec | Martwy (w dniu śmierci 1 rok i 3 miesiące) | Lis | Cienie | Uczeń
Ścieżka wojownika
Poziom 3 221/2000 PD (2721 PD) [Boost +20%] | 15 punktów
Kontakt: Kandaria [Howrse], Raa#3084 [Discord]
Art by Raaveu


Od Finna (do Exana) "Nieprzyjemni lokatorzy" cz.2

  Finn uwielbiał poznawać nowe wilki i bardzo cieszył się, gdy mógł to robić. Tym razem jego "ofiarą", bo zazwyczaj wilki nie przepadały za Finnem ze względu na jego rozkojarzenie i odmienny sposób bycia, był basior, którego wcześniej tu nie widział i nie znał nawet jego imienia. Nowo poznany wilk wydawał się być rozmowny, chociaż wyglądał na zmartwionego. Finniusz, jako bardzo emocjonalny wilk, przejmował się problemami swoich przyjaciół, nawet tych dopiero co poznanych.
- Co się stało? - zapytał czarny basior, który widząc przygnębienie nowego przyjaciela, posmutniał.
  Wojownik wyglądał na przyjaznego, a do tego chętnie rozmawiał z Frytkiem, co nie zdarzało się zbyt często. Z niewiadomego dla niego powodu, inne wilki go unikały, a gdy on, przygotowany do rozmowy, podchodził do nich - udawały, że mają coś do załatwienia i opuszczały go. Ach, te wilki z klanu Łowców...
- Mam myszy w jaskini - powiedział basior, na co Finn odpowiedział swą słynną zdziwioną miną, którą wilki z klanu dość często mogły podziwiać. - Co mam robić?
  Po jego słowach Finn przechylił lekko głowę i zaczął myśleć. Nie zdarzało mu się to zbyt często, a jego myśli były bardzo dziwne. Zamiast myśleć o rozwiązaniu tej sprawy, on zastanawiał się co zjeść na obiad. Po chwili w jego głowie pojawił się interesujący pomysł, według Finna świetny, ale jeśli chodzi o zmartwionego wilka... nie bardzo.
- Jak się nazywasz? - zapytał czarny basior, stojący przy nim i radośnie merdający ogonem. - Pokażę ci coś!
  Wilk, który miał poważniejsze problemy, nie miał czasu na jakieś oglądanie krzaków, lub czegoś takiego. Dla Finna jednak zawsze był czas na zwiedzanie Avfallen.
- Exan - odpowiedział szybko basior, na co Finn również się przedstawił, chociaż był znany w klanie przez swój dziwny sposób bycia i ogromne zainteresowanie krzakami. - Co chcesz mi pokazać? - dodał po chwili.
  Finniusz bez słowa ruszył, a za nim Exan. Pewnie każdy domyśla się co chciał mu pokazać. Tak, krzaki. Finn je kochał i każdego chciał wprowadzać w swój Magiczny Świat, a do tego były potrzebne właśnie krzaki. Jego przyjaciele musieli mieć chociaż podstawową wiedzę o nich, inaczej Finn nie był zbyt zadowolony. Przecież krzaki są bardzo ważne, każdy powinien o nich wiedzieć, a w klanie Łowców jedynie Frytek miał tak dużą wiedzę na ich temat. Pozostałe wilki nie przywiązywały tak dużej wagi do krzaków, a ich temat nie był dla nich tak ważny, jak tak można.
  Podróż ta nie trwała zbyt długo, a wilki szybko dotarły na miejsce. Oczom Exana ukazał się krzak, przy którym stał jakiś wilk, którego ani Finn, ani Exan nie znali. Czarny basior, który przyszedł tu z Finnem, rozglądał się, najwyraźniej nie wiedział, że Finniusz chciał mu pokazać krzaki. Czarny wilk z niebieskimi oczami podszedł do niechcianego gościa i popatrzył na niego. Zazwyczaj był miły dla innych, ale ten wilk zajął jego krzak.
- Co ty tu robisz? - zapytał oburzony Finn. Poczekał chwilę, po czym dodał. - Co za nieprofesjonalna obsługa.
  Po tych słowach skierował się w stronę Exana, który był równie zaskoczony, co wilk siedzący pod krzakiem. W tej chwili Finn obmyślał plan odebrania krzaka temu niewydarzonemu wilkowi. To straszne, tak siedzieć pod krzakiem, który nie należy do ciebie?
- Niewydarzony ciapciaku, ten krzak należy do mnie. - powiedział Finn, a do tego dodał kropkę nienawiści. - Albo stąd odejdziesz, albo... Pozwolisz nam się do siebie przyłączyć!
  Tego nikt się nie spodziewał i nikt nie wiedział, co Finn ma przez to na myśli. Wystraszony i zestresowany wilk przyglądał się wojownikowi, który wcale nie był taki groźny na jakiego wyglądał. Wilk uciekł, chyba nie był zainteresowany, a krzak został sam. "No szkoda, razem byłoby nam lepiej" - pomyślał Finn. Exan stał obok czarnego wilka i patrzył na niego. Chyba kogoś tak dziwnego jeszcze nie widział. Dalej wyglądał, jakby był przejęty sprawą swojej jaskini, natomiast Finn nie traktował tego zbyt poważnie.
- Hmm… muszę już iść - oznajmił Exan, ale Finniusz dalej chciał pokazać mu krzaki i nie puścił go do miejsca, do którego chciał wracać.
- Nie chcesz obejrzeć tego krzaka? - zapytał. - Tylko spójrz, jest taki zielony. Fajnie, co nie?
  Exan nerwowo kiwnął głową i uśmiechnął się tak, jakby mówił "pomóżcie mi, on chce mnie zabić, zaraz wszyscy zginiemy". No cóż, Finn był po prostu specyficzny, a krzaki wkrótce opanują cały klan, więc warto się o nich uczyć!
- A co do Twoich myszy... - zaczął Frytek. - Mogę je zjeść!

Exan?

Ten świat nie lubi tych, którzy są inni

Sami
Nie posiada ksywek
Kobieta | 23 lata | Człowiek | Demiseksualna | Wojownicy | Stanowisko
Ścieżka Wojownika
Poziom 1 906/1000 PD (906 PD) | 15 punktów
Postać NPC
korneliar (howrse) Koral#4339 [discord]
Art by MayeMaya


Od Crystal (do Finna) "Oddawaj frytki!"

Słońce leniwie świeci mi w twarz, najwyrażniej nie śpiesząc się z zasłonięciem wielkiego świecącego tyłka. Mam dziwne uczucie, że właśnie mówi „A co mi tam, obudzę ludzi o kompletnie randomowej porze, bo tak”. Ziewam i otwieram równie leniwie oczy. Błąd. Jeśli wcześniej mnie obudziło, teraz ewidentnie zamierzało zrobić z mnie ślepotę. Zamykam powieki równie szybko, jak je otworzyłam, mrugam parę razy, po czym z prędkością żółwia na urlopie zdrowotnym wyczołguję się spod kołdry. Cholera. Czemu to łóżko w nocy jest potwornie niewygodne, a rano działa jak czarna dziura? Hm. Chyba warto się nad tym zastanowić.
Po omacku zakładam bielutkie papucie w kształcie króliczków, otwieram oczy i mrugam ponownie. Avilian: śpi w jakiejś dziwnej pozie na parapecie. Dom: cały. Ogólny stan: wszystko cacy. Mogę spokojnie robić cokolwiek. Odklejam się od łóżka i sunę powoli w tempie anorektycznego zombie. Docieram do szafki, omijając śpiącą Avi, otwieram ją i desperacko próbuję zmusić świat, by sprawił, że znajdzie się tam coś w miarę jadalnego. Szlag. Wtykam głowę głębiej, grzebię po zakurzonych, zamieszkanych przez bliżej nieokreślone stworzenia zamakarkach. Coś łaskocze mnie po karku.
- Zdzisiek? To ty? - pytam spokojnie i zdejmuję z szyi ogromnego, czarnego pająka. Nie fatyguje się nawet do przywitania, od razu po postawieniu na ziemi pędzi do kąta.
- Co za niewychowany dureń - mruczę pod nosem. Nagle moja dłoń zaciska się na czymś. Poprawka. Na kilku cosiach. Wyjmuję to z szafki.
Ziemniaki.
Tylko tyle?
Grzebię dalej jeszcze kilka minut, lecz uparta szafka buntuje się i daje mi tylko ziemniaki. Ech. No dobra. Co można zrobić z ziemniaków na śniadanie?
Może frytki?
- Ech - wzruszam ramionami. Rozpalam piec, unikając iskier jak ognia (zła metafora, sorki), wyjmuję z kolejnej dawno zapomnianej szafki patelnię, a w międzyczasie obieram ziemniaki i kroję je na kawałki mniej więcej wielkości mojego palca, uważając, by tego palca nie obciąć. Znajduję w bezdennych szafkowych głębinach olej, wlewam na nagrzaną już patelnię, a następnie bezceremonialnie wsypuję frytki. Czekam cierpliwie kilka wieków, co pięćdziesiąt lat przewracając frytki na drugą stronę. W końcu zdarza się cud. Frytki są gotowe. Wysypuję je, jeszcze cieplutkie i roztapiające gębę od środka, na talerz, posypuję mikroskopijną ilością soli, przybliżam widelec..
R-U-M-B-L-E!
- Co jest? - mruczę z gębą zatkaną jedną frytką wielkości mojego gila z nosa (czyli malutką, hyhy), odstawiam frytki z niejakim żalem i wychodzę na dwór. Drepczę za dom, żeby zobaczyć, co to właściwie było. Źródłem hałasu okazał się porozrzucany stos starych garnków.
Chwila. Porozrzucany? Stos? Starych? Garnków? Skąd?
Z prędkością dźwięku biegnę z powrotem do domu. Nie ma nic ciekawszego, Avi żyje, dom cały, tylko jakiś czarny wilczur źre mi frytki-
Ponownie poproszę chwilę. Czarny? Wilczur? W moim domu? Źre mi frytki?
- ODDAWAJ FRYTKI! - ryczę. Pan Czarny Wilczur zauważa mnie, wyszczerza się głupkowato i w ciągu jednej sekundy znika. Tak po prostu. Mrugam zdezorientowana. Nadgryziona frytka lewituje po pomieszczeniu w stylu Przyczajonego Ninja, kierując się ukradkiem w kierunku drzwi.
- Widzę cię - rzucam morderczym tonem. - Masz frytkę w pysku.
Frytka znika, pożarta. Czarny basior ujawnia się i posyła mi uśmiech Jasia Fasoli.
- Dobre robisz frytki - rzuca od niechcenia i daje nura w kierunku drzwi. Mam cichy zamiar pobiec za nim i zamordować go za to, że zeżarł mi pół śniadania, ale plany krzyżuje mi jego nagle zniknięcie. Wybiegam na dwór i ryczę jak ranny bawół.
- Wracaj tu!
Odpowiada mi jedynie pogardliwy szelest. Ech. Wracam ponownie, drepcząc na melodię pieśni pogrzebowej. Dziabam frytki widelcem. Źrę niechętnie resztkę śniadania. Coś skrzeczy mi za uchem. Drapię cierpliwie Avi po głowie. Gulgocze cichutko, zadowolona.
Gapię się tępo w ścianę. Za jakie grzechy? Jakie? Jaakie?

Finn?
W końcu XD

----
+ 358 PD
~Maggie

niedziela, 29 lipca 2018

Od Veru (do Yostradusa) "Krwawa Noc" cz.6

  Wadera była na siebie naprawdę zła. Nie powinna jeść przed nim. Przecież to on był ranny. Przecież nie wiedziała, czy karmiono go w niewoli. Przecież…
Przecież to myślenie nie ma sensu. Faktem jest, że zachowała się samolubnie. Powinna pomyśleć o towarzyszu, a nie chamsko pochłaniać ich… Jego pierwszą ofiarę. Ona nawet nie pomogła w łowach. Jak mogła…
Jej myśli ucichły, gdy tylko wyszli na polanę. Niepokój doszczętnie ogarnął jej ciało. Tu wcale nie było bezpiecznie. Byli odsłonięci z każdej możliwej strony. Jednak to nie to ją paraliżowało. Czuła, że nie powinno ich tu być. Miejsce, w którym się znaleźli, promieniowało niemą groźbą. Jednak gdy Yos wypatrzył wielkie gniazdo, jej przerażenie osiągnęło absolutne apogeum. Wielkie jajo pokryte łuskami spowodowało, że przygotowała się do biegu. A potężny ryk z daleka przekonał ją, że miała rację. Tu wcale nie było bezpiecznie.
 Spojrzał towarzyszowi głęboko w oczy. I choć nie trwało to nawet sekundy, to ten moment wystarczył by wymienić się jedyną myślą, która kołatała się w myślach i sercach każdego wilków. Musieli uciekać. Ściągani kolejny raz. Jednak tym razem nie wiedzieli kto czy też co ich ściga i jaki ma w tym cel. Łapy oderwały się od podłoża. Rozpoczął się paniczny i chaotyczny bieg w stronę skraju lasu. Basior biegł szybciej od wadery. Nawet nie zauważył, gdy samica obrała inny kierunek. Nie była to jednak nierozważna decyzja. Każdy jej aspekt był dokładnie przemyślany. Biegła równolegle do linii lasu. Wysokie trawy skutecznie ograniczały jej widoczność. Jednak była pewna. Nie przewidziało jej się. Nie mogło. Nie może ryzykować życia swego i towarzysza dla pomyłki. To musiała być prawda.
  Wypadła na zwęglony teren i zamarła. Tyle martwej zwierzyny w jednym miejscu. Do cholery widziała jedną ranną sarne, a nie spalone stado. Na jej ciało padł wielki cień. Zaczęła myśleć taktycznie w szalenie szybkim tempie. Nie da rady uciec z dorosłym osobnikiem. Martwe młode są niebezpiecznie daleko. Nie może jednak wrócić z niczym… głośny ryk wywołał u niej jeszcze większy stres. Decyzje podjęła błyskawicznie. W jej zębach znalazł się gruba, lecz nadal młoda istota. Kończyny równomiernie uderzały w podłoże. Zrobiło się gorąco. Dosłownie. Czuła jak jej krótki ogon zaczyna się tlić. Nie miała odwagi spojrzeć nad siebie. Nie chciała wiedzieć, co za chory psychol zmienił tak faunę i florę. Znając jej szczęście to to spojrzenie mogło ją kosztować życie. Trudno było zwolnić przeciwnika, którego nie mogła sobie wyobrazić. Próbowała na każdy znany jej sposób, jednak coraz bardziej się męczyła. Każdy kolejny jej krok był coraz bardziej chwiejny. Za dużo energii przeznaczyła na nieudolne próby spowolnienia potwora. Wreszcie dotarła do lasu. Wbiegając między pierwsze drzewa otulił ją zbyt wczesny spokój. Chciała zaprzestać podążania w przód błyskawicznie. Nie korygując prędkości, zaprzestała poruszania kończynami. Wpadła wprost na drzewo. Była poobijana, a jej futro na ogonie ucierpiało. Jedynym aspektem na plus była możliwość odwdzięczenia się Yosowi. Miała dla niego pożywienie. I…
  Pomiędzy drzewami rozległ się śmiech. Znów zniewoliła Śmierć. Znów powiedziała “nie dzisiaj”.

Yos? Tak, wiem, chujnia

----
+289 PD
~Maggie

Jestem silnym i niezależnym mężczyzną, ok?

Feliks Marszałkowski
Znany też jako Falka
Mężczyzna | 23 lata | Człowiek | Wojownicy | Medyk
Ścieżka Medyka
Poziom 2 0/1500 PD (816 PD) [Boost +20%] | 10 punktów
Postać NPC
rejnbowmarshmallow@gmail.com | susłon#9682
Art by Yanjun Cheng


Życie się kończy... Więc po co je w ogóle zaczynać?

Karo Yakuza
Znany też jako Karo Rozpruwacz
Mężczyzna | 22 lata | Aseksualny Heteroromantyczny | Człowiek | Wojownicy | Szpieg
Ścieżka Wojownika
Poziom 4 274/2500 PD (4804 PD) [Boost +20%] | 80 punktów
Karo#4921 [discord]
Art by RamzyKamen


Od Margo (do Finna) "Krzaki, śledztwa i brak normalności" cz.3

  – Krzaki – powiedział tak oczywistym tonem, jakby naprawdę to było oczywiste. – Nigdy ich nie widziałaś? Mogę ci pokazać.
  Chyba powinnam podziękować za okazaną mi litość i wyrozumiałość. Krzaki? Pewnie, że je widziałam, zwłaszcza że ukrywałam się w nich, kiedy cię obserwowałam
  Biłam się z myślami. Iść, nie iść. Prawdopodobnie wybrałabym tę drugą opcję, gdyby nie cichutki głos w mojej głowie, podpowiadający mi: w krzakach łatwo ukryć ciało... łatwo ukryć ciało... Był jak echo, które odbijało się od ścian umysłu i wracało, zagłuszając inne, bardziej rozsądne myśli. Nie dawał mi wyboru.
  – Pokaż – mruknęłam, starając się zabrzmieć jak najbardziej normalnie. Nie wiem, czy mi się udało, jednak Finn bez słowa ruszył przed siebie. Nie miał szans na zobaczenie moich pytających spojrzeń, ponieważ posłusznie szłam za nim. Przykuwaliśmy spojrzenia ciekawskich wilków i nic w tym dziwnego. Razem tworzyliśmy niecodzienny duet – dziwak z dziwaczką. Jeden mówi w swoim własnym języku, druga rzadko opuszcza swoje miejsce zamieszkania. 
  Mijaliśmy coraz więcej krzaków i zaczynałam zastanawiać się, dokąd Finn mnie prowadzi. Niewykluczone, że on też jest psychopatą i właśnie zostałam jego ofiarą. Dałam się nabrać jak szczeniak. Najgorsze, co mogłam teraz zrobić, to okazywanie strachu i niepewności. O nie, Finn, tak łatwo ci się nie dam. Nie tylko świadomość ewentualnego morderstwa była tutaj najgorsza. Upał kilku ostatnich dni bardzo dawał się we znaki, przez co spacer stał się mało przyjemny. Nawet ptaki i inne niewielkie stworzonka schowały się do cienia, natomiast my brnęliśmy przed siebie w pełnym słońcu. W coś ty mnie wpakował, cholerny głosie? 
  Dalszą drogę przebyliśmy przy akompaniamencie piosenek Finna, które na początku cichutko nucił pod nosem, z każdym krokiem zwiększając tonację.
 Celem naszego spaceru okazały się resztki sarny obrośnięte ze wszystkich stron kaktusem. Finn podbiegł do niego zadowolony, delikatnie trącając łapą wyrastające kolce. Podeszłam bliżej. Cóż, widok raczej niecodzienny, mimo wszystko nie miałam pojęcia, dlaczego Finn mnie tutaj przywlókł. Bądź co bądź miałam zobaczyć krzaki, a nie kaktusa.
  – Podoba ci się krzak? – zapytał z nadzieją. 
  – Krzak? – prychnęłam. – Mówisz o kaktusie?
  Spojrzał na mnie z politowaniem, jakby chciał powiedzieć: nie znasz się. Przyglądał się roślince z jawnym zaciekawieniem. 
  – To nowy gatunek – rzekł tonem prawdziwego naukowca, który właśnie dokonał przełomowego odkrycia.
  Co jak co, ale takiej głupoty nie mogłam znieść. Jako medyk, mimo że nie zajmowałam się leczeniem za pomocą ziół, znałam się na roślinach i doskonale wiedziałam, że to nie żaden krzak, ale najzwyklejszy w świecie kaktus. Jedyną zagadką było, skąd on się tam wziął.
  – Czy tobie to w jakikolwiek sposób przypomina krzak? – zapytałam, teatralnie przewracając oczami.
  Na odpowiedź musiałam trochę poczekać. Finn zamknął oczy, co wyglądało, jakby bardzo intensywnie myślał, a ja znowu zaczęłam zastanawiać się, jaką chorobą spowodowane jest jego zachowanie.
  – Też jest zielony – powiedział tak, jakby wygłaszał właśnie jakiś niepodważalny argument.
  Na przodków, to się nie dzieje naprawdę... Zaczęłam poważnie żałować, że zgodziłam się gdziekolwiek z nim pójść. I podobno to przyjaciel lidera. Finn denerwuje mnie już po chwili znajomości, co dopiero musi czuć biedny Silver?
  Samiec wyglądał na zdenerwowanego tym, że nie uznałam jego argumentu, ja natomiast byłam zdenerwowana jego obecnością. To nie mogło skończyć się dobrze.

Finn?
nawiązanie do opowiadania Cyth


----
+313 PD
~Maggie

Od Yumeko (do Ake) "W świetle księżyca zatoka rozbłyska" cz.3

- Pójdę z tobą. Nieopodal znajduje się jaskinia. - powiedziałam. Ziewnęłam jedynie i ruszyłam truchtem. Ake, wojownik, który choć wierzy, iż da radę, rzeczywistość jest, jednak inna. Moja siostra też tak pochodziła do tego, a skończyła tak, jak skończyła. Martwa w ogniu. Pamiętam śmierć, każdej bliskiej mi osoby. Płonęli pięknie w tym cudownym czerwono-pomarańczowo-żółtym światłem. Jednakże czasem to światło jest w niebieskim bądź zielonym kolorze. Zdarzyć się może, iż będzie jeszcze inne. Zdarzyło się to w dwóch przypadkach, to jednak pozostanie na później... Teraz ważniejsze, gdzie jest ta jaskinia. Moje biedne futerko już zaraz przemoknie. Chwila, zaraz je znajdę. Tak jest, nareszcie.
  Wbiegłam do jaskini, użyłam ogników, aby oświetlić drogę, po czym użyć do wysuszenia siebie i jej. Jeśli by nie chciała, coś by powiedziała bądź fuknęła. Ta jednak milczała. Znalazłam przyjemny kat i się w nim położyłam. Wyciągnęłam nieco łapy przed siebie, po czym położyłam na nich pyszczek. Tańczące ogniki wciąż były wokół nas, lubię ich ciepło oraz to, iż dają mi wspomnienia. Bez nich, bym stała się pusta. Z nimi mam nadzieję, że kiedyś spotkam swoich utraconych bliskich. Nikt nie wie, dokładnie jak to się stało, że ich straciłam. Wiedza, jedynie, że są martwi. Może nawet ja do końca tego nie wiem. Tak było tak dawno. Byłam wtedy zaledwie małym buchającym życiem ognikiem. Z biegiem czasu stawałam się inna, a oni odchodzili. Teraz zupełnie sama, czuję, iż mogę coś zmienić. Moja natura przypomina mi, że pora na sen.
  Po raz kolejny przerwałam swoje rozmyślenia, aby ziewnąć i zamknąć ślepia. Potrzebowałam snu, bardziej tego, co za tym się kryło. Dokładniej wspomnienia. Sen to coś, co robię od niemal tamtego czasu, wspomnienia mogą wrócić i przeżywam od nowa z różnymi nowymi sytuacjami me życie..
***
  Usłyszałam grzmot, który wybudził mnie ze snu. Podniosłam się nieco i zaczęłam szukać towarzyszki. Ake, spała nieopodal mnie. Może mi się wydawało, jednakże, gdy ostrożnie i po cichu podeszłam, mogłam się przekonać, iż śpi. Zostawiłam za sobą parę ogników i ruszyłam ostrożnie do wyjścia gotowa do walki. Tu nic nie nastąpiło, to tylko burza. Tańczyła na niebie, tak jakby to właśnie było jej miejsce. Delikatny uśmiech się pojawił, tym właśnie sposobem położyłam się ponownie mały kawałek od wyjścia. Patrzyłam, jak pada, coraz mocniej oraz to, jak błyskawice tańczą po szaroburym niebie.
  Krople padały na ziemię, słychać jedynie było grzmoty i uderzanie w bębny. Tym bębnem była ziemia, a pałkami krople deszczu. Przeciągnęłam się, aby patrzeć na drzewa. Wiatr wiał, z chwili na chwilę stawał się silniejszy. Ake naprawdę wyglądała pięknie, choć też nieco strasznie. Przypominała mi czasem siostrę. Westchnęłam i czekałam, aż się rozpogodzi, gdyż jakby nie patrzeć, miałam chęć coś dobrego wszamać. Przez tą smętną pogodę, się nawet noska nie chce, wynurzać zza ciepłe schronienie.

Ake?



----
+271 PD = lvl 2
~Maggie

To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni.

Crystal Avasarala
Zwana czasami Kryształkiem
Kobieta | 23 lata | Człowiek | Wojownicy | Heteroseksualna | Lekarz
Ścieżka Medyka
Poziom 2 1017/1500 PD (2017 PD) | 15 punktów
Postać NPC
Kontakt: Merliah [Howrse] ria.sellene@gmail.com [Email]
Autor arta nieznany


Od Robin (do Ake) "Demon albo wytwór wyobraźni" cz.2

- Witaj. Ake, nieprawdaż? - Robin spojrzała ze spokojem na drugą lisicę.
- Tak, możemy już iść? - Ake, przerażona i lekko poirytowana, spojrzała na rudą.
- Oczywiście.
 Lisice ruszyły.
- Widziałaś coś, tam na drodze? - Ake spytała po chwili.
- Hę?
- No… wydawało mi się, że kogoś słyszałam. Ktoś chyba nas obserwował. Zauważyłaś coś?
- Raczej nie… możliwe, że wyobraźnia płatała ci figle. Ale wiesz, po zmroku świat jest zupełnie inny, więc kto wie… - na te słowa brązowa lisica zesztywniała trochę, jakby w gotowości do walki.
- Co robiłaś o tak późnej porze w lesie, jeśli można wiedzieć? - Rudzik mówiąc to zabawnie przechyliła głowę.
- Zgubiłam się w lesie. Wyszłam na spacer i zapomniałam o czasie. A ty…? - Ake spojrzała na Robin. Ta szła, ze wzrokiem pustym, jakby ślepym. Prawdopodobnie nie słuchała. Po chwili jednak odparła.
- Szukałam duchów przodków. Tam gdzie przebywają zioła mają większą moc. Niestety, nie zdołałam żadnych znaleźć. Za to kryształ jaki znalazłam nad okolicznym stawie, posiada mnóstwo energii. - odparła ruda jak gdyby nigdy nic. To przecież typowe zajęcie. W środku nocy. Samej. Szukanie duchów. I kryształów.
- Ahaaa… - najwyraźniej opinia Ake na ten temat była ciut inna. No cóż, bywa i tak. W pewnym momencie dotarły do wielkiego dębu, pod którym była nora. Była z dala od wszelkich innych.
- To moja nora. Zabłądziłaś z dala od swojej, więc dziś spędzisz tu noc. A teraz, czuj się jak u siebie w domu. Herbaty? - Robin nie miała ochoty na pogawędki, co dało się zauważyć. Nie zamierzała jednak być niekulturalna. Może i nie przepadała za gośćmi, ale nimi nie gardziła. No i oczywiście, opiekuńczość wzięła górę.
- Tak, poproszę. - Ake odparła, zaskoczona. 
- Proszę bardzo. To moja autorska mieszanka ziół, która powinna uspokoić nas i dać zdrowy i porządny sen. A także ma bardzo dobry smak. - Rudzik nie kryła dumy ze swej kreacji. Nie zwykła się chwalić, jednak ta herbata w jej opinii wyszła bardzo dobrze.
- Mmm! Rzeczywiście, jest pyszna. - Ake popijała herbatę ze smakiem. Gdy zakończyły, Robin schowała się za bluszczową kurtyną i wróciła z rzeczami mającymi posłużyć za posłanie. Ułożyła je przy ścianie. Potem zmierzała spowrotem do odnogi, zanim to jednak zrobiła odwróciła się i powiedziała:
- Jutro muszę iść do okolic twojej nory, więc przy okazji cię odprowadzę. Wyruszamy o świcie, radzę się wyspać. Dobrej nocy! - Rudzik uśmiechnęła się do brązowej lisicy, ta odpowiedziała tym samym. Następnie zanurzyła się za liście. Nie chciała stresować nowej znajomej, ale ktoś mógł ją rzeczywiście śledzić, także wyczuwała czyjąś obecność. Dlatego postanowiła odprowadzić ją do obozu. Właściwie, to “przy okazji” jak to wcześniej sformułowała, załatwi właśnie kilka spraw, głównym celem jest jednak odprowadzenie Ake. Sama się trochę bała tego, co może je spotkać po drodze...

Ake? Trochu gniot ale chyba jest okej ;3

----
+277 PD
~Maggie

sobota, 28 lipca 2018

Od Ake (do Yumeko) "W świetle księżyca zatoka rozbłyska" cz.2

  Szukając samotności, moje łapy same kierowały się w stronę zatoki. W tym miejscu nigdy nie było żywej duszy. Może to przed lisią obojętność, która przyćmiła piękno zatoki? A może przez wodę, żywioł tak daleki od żywiołu Cieni? Cokolwiek było przyczyną, nie zmieniało faktu, że te tereny nie należały do najczęściej odwiedzanych.
  Dzisiaj było dniem, kiedy potrzebowałam samotności. Rzadkie zjawisko, ale jednak występowało. Nie wyobrażam sobie życia bez innych lisów, ale czasem mam wrażenie, że denerwują mnie bardziej niż pszczoły (a jeśli coś denerwuje bardziej niż pszczoły, to prawdopodobnie jest na szczycie piramidy irytujących rzeczy). W takie dni cieszyłam się, że lisy to samotnicy, zazwyczaj jednak, jako towarzyskie stworzenie, nie byłam z tego faktu szczególnie zadowolona.
  Pogodę można było określić jako tą typu nie zapuszczaj się daleko, a na pewno nie nad zatokę. Ciemne chmury złowieszczo wisiały nad ziemią, zapowiadając rychłe nadejście deszczu. Mimo wszystko nie zrezygnowałam z dłuższego spaceru nad zatokę. Powietrze trochę się ochłodziło – miła odmiana od duchoty i gorąca, które zdecydowanie dominowały podczas tej wiosny.
  Droga do mojego małego azylu dłużyła się w nieskończoność, a jakby tego było mało, na miejscu czekała na mnie nieprzyjemna niespodzianka. Tym razem w zatoce nie byłam sama. Lisiczka, a tak przynajmniej mi się wydawało, która wcześniej bawiła się płomieniami, skryła się pod wodą. Cóż, najwidoczniej nie chciała tutaj mojej obecności, tak samo jak ja jej. Postanowiłam obejść stosunkowo niewielką zatokę i przycupnąć gdzieś po drugiej stronie, z dala od lisicy. Nie miałam szans, by rozpoznać, kim była. Znajdowała się za daleko, poza tym, gdy tylko mnie zobaczyła, wskoczyła do wody. Może to któraś z moich sióstr? Nie dziwiłabym się wtedy, że nie chciała mnie spotkać.
  Okrążyłam zatokę, niemal stuprocentowo pewna tego, że tutaj w końcu będę mogła pobyć sama. Ku mojemu zdziwieniu, tuż przede mną stała tamta lisica. Mimo że nie widziałam jej pyska, mogłam śmiało stwierdzić, że nie przypominała żadnej z moich sióstr, na szczęście. Wycofać się, nie wycofać? Podczas gdy ja zastanawiałam się, co robić, nieznajoma odwróciła się i w tym momencie przestała być nieznajomą. Yumeko, na pewno tak brzmiało jej imię. Medyczka, na sto procent. Reakcja lisicy nie pozwoliła mi na wymienianie w myślach innych faktów, których o niej wiedziałam. Stała jakby sparaliżowana, rozpaczliwie szukając jakiejś drogi ucieczki. Popatrzyłam za nią trochę z politowaniem, trochę ze współczuciem i podeszłam bliżej.
  – Spokojnie – zaśmiałam się. – Jestem Ake. Nie wiem, jak ty to robisz, że mnie nie kojarzysz, chociaż jesteś tutaj już jakiś czas, pomyślałam. Miałam wrażenie, że Yumeko nie rozluźniła się ani trochę. Nadal była strasznie spięta i wystraszona. 
  W jednej sekundzie z chmur lunął obfity deszcz. Spojrzałam w niebo krytycznym wzrokiem, następnie przenosząc spojrzenie na Yume.
  – Chcesz tu zostać, czy idziesz ze mną gdzieś się schować?


Yume?

----
+271 PD
~Maggie

Od Yostradusa (do Veru) "Krwawa Noc" cz.5

  Minęło parę dni, od kiedy wadera pomogła mi uciec z więzienia. Cały czas byliśmy poszukiwani i nie było ani chwili, żeby pomyśleć, chociażby o wyjściu z tej małej i niewygodnej nory. Byliśmy głodni i spragnieni. Od czasu wejścia do lasu praktycznie nic nie zjedliśmy. Jedyną dobrą wiadomością było to, że udało się bezpiecznie usunąć strzałę z mojej łapy. Gdyby nie Veru, pewnie nie miałbym w tym momencie łapy. Wadera zajęła się moją raną, chociaż warunki nie były zbyt sprzyjające. Na nasze nieszczęście nadszedł ten moment, że musieliśmy wyjść z nory, porozglądać się za jakimś pożywieniem. W pobliżu nadal byli ludzie przeszukujący las. Nie było to łatwe zadanie, żeby przeczmychnąć obok nich niezauważenie i w dodatku jeszcze coś upolować.
W te kilka dni zbliżyliśmy się do siebie.
- Hej, obudź się. - Szturchnąłem lekko Veru, która spała wtulona w moje miękkie i puszyste futro. Przynajmniej na coś się przydaje bycie puszystym. Było bardzo wcześnie. Słońce dopiero zaczęło muskać nas swoimi porannymi promieniami, które przedzierały się przez liście drzew.
  Wadera powoli otworzyła swoje oczy, po czym od razu się odsunęła. Nadal robiła zawstydzoną minę, kiedy tylko orientowała się, że wtula się w moje futro. Mnie to nie przeszkadzało, a zawsze, jak zasypiała, chwilę później i tak kończyła, wtulając się w miękką poduszkę. Mądre wilki miały rację, wadery nie zrozumiesz. Veru odwróciła ode mnie wzrok. Pewnie nie chciała, żebym widział jej zawstydzonej.
- Musimy iść coś upolować. - Oznajmiłem do siedzącej do mnie plecami waderze. Wysunąłem głowę z nory, by zobaczyć, czy nikogo nie ma w okolicy.
- Droga czysta, chodź. - Wyszedłem z nory, a Veru za mną, nie mówiąc ani słowa. Spojrzałem na nią zmartwiony.
- Coś Ci jest? - Podszedłem do niej bliżej i spojrzałem jej się w oczy.
- Nie, wszystko okej. - Zaczęła iść przed siebie. Przyłączyłem się do niej i poszliśmy w stronę głębszej części lasu. Po chwili nasłuchiwania, czy nikogo nie ma w pobliżu, z niedaleko leżących krzaków, dobiegał szelest. Przybliżyliśmy się powoli do nich i zobaczyliśmy soczyście wyglądającego królika. Wystarczył jeden sus i już miałem go w pysku. Podszedłem do Veru.
- To dla ciebie. Skosztuj. - Położyłem dosyć dużego i grubego królika pod jej łapy. Jej oczy skupiły się wyłącznie na nim, a ślinka zaczęła cieknąć jej po pysku.
- Naprawdę mogę? - Spojrzała się na mnie z uśmiechem na pyszczku. Sam byłem głodny, ale nie mogłem pozwolić, żebym ja był syty, a ona konała z głodu.
- Jasne, bierz. - Odwzajemniłem uśmiech, a Veru zagłębiła swoje kły w mięsie żywego przed chwilą zajęczaka. Przełykałem ślinę za każdym razem, kiedy wadera brała kęsa. Ten królik wyglądał tak przepysznie, że mi też ślinka ciekła. Odwróciłem się od tego widoku i wytarłem pysk, żeby wadera mogła najeść się do syta.
- Mmm. Dzięki, Yos. - Podeszła do mnie i oblizała się. Widać było, że polepszył jej się nastrój. Zaburczało mi w brzuchu. Lekko się zarumieniłem i chrząknąłem.
- Ekhem. Możemy już iść dalej? - Spojrzałem się na Veru, a ta z uśmiechem odpowiedziała
-Pewnie. - Ruszyliśmy przed siebie.
  Nie było słychać już odgłosów ludzi, zamiast nich było słychać jedynie stuk dzięciołów i odgłosy przeróżnych gatunków ptaków. Było tu tak … spokojnie. Mogło się wydawać, że to, co się działo niedawno to tylko złudzenie. Weszliśmy na polanę. Nigdy nie widziałem tak wielkiej przestrzeni. Trawa oraz rosnące pomiędzy nią kwiaty rozprześcierały się na całym horyzoncie. Można było pomyśleć, że się śni.
- Co to? - W oddali dostrzegłem jakiś stos ułożonych patyków, wyglądało to na jakby gniazdo. Podeszliśmy bliżej. Miałem rację, to było gniazdo.
- Ciekawe, co tu mieszka. - Zwróciłem uwagę na wielkość owego gniazda. Bez problemu zmieściłoby się w nim z 5 wilków. Przestraszyłem się myślą, co może tutaj zamieszkiwać.
- Zobacz. - Wadera wskazała na środek gniazda. - To wygląda jak jajo. - Rzeczywiście. Miało to kształt jaja, ale … było one pokryte czymś w rodzaju łusek. Nagle w oddali było słychać groźny ryk.

Veru? Nie miałem pomysłu, więc wyszło krótkie

----
+390 PD
~Maggie

Od Exana (do Finna) "Nieprzyjemni lokatorzy"

  No nie! Szkodniki w moim domu! Wyjrzałem zza ściany na drugą izbę. Myszy łażące od ściany do ściany i popiskiwały cichutko, przy okazji obgryzały moje niedojedzone śniadanie. Lubię myszki, przez ich słodkie pyszczki, ale poza moim lokum! Masakra grrr Nie jednokrotnie próbowałem się pozbyć tych szkodników, ale efekt znikomy. Przecież nie zatrudnię tutaj zawodowego kota, bo po pierwsze, prędzej ze wściekłości upolowałbym jego, niż on te myszy, a po drugie nienawidzę tych leniwych darmozjadów.Zarówno dobrze mógłbym je wybić gradem strzał... Czekaj, to jest myśl! Wysiliłem umysł i nagle jak to normalne podczas tworzenia iluzji usłyszałem głuchą ciszę... wszelkie piski tych szkodników ustały, a nawet śpiew ptaków na zewnątrz. W głowie niewidzialnym ołówkiem naszkicowałem w powietrzu strzały...albo nie, najlepiej jak będą to płonące pociski.. i nie wiem czemu, ale nagle do mojej głowy wdarła się myśl o serze podpuszczkowym... MASAKRA!
Nagle z sufitu zaczął padać grad żółtych serów, uderzając gdzie popadnie.. jedynie co, to ucierpiała tylko jedna myszka, ugodzona ciężką goudą. Żyła, ale była mocno potłuczona.- Katastrofa- mruknąłem pod nosem. Z nerwów rozczesałem grzywkę, która i tak opadła mi bezwładnie na prawe oko. 
  Wybiegłem z lokum aby uspokoić nerwy świeżym powietrzem. Wtedy w oczy rzuciła mi się czarna, masywna sylwetka, która poruszała się między zaroślami... zignorowałem to, bo wiedziałem, że to jeden z członków tej watahy... Watahy owładniętej przez myszy. Ułożyłem się wygodnie, aż mój brzuch dotknął przyjemnie wilgotnej ziemi, po czym pazurem zacząłem kreślić coś w piasku. Mój szkic przedstawiał łebek orła bielika, który wyglądał, jakby wpatrywał się w swoją bezbronną ofiarę... 
- Cześć!
  Odgłos wydarł mnie z rozmysłu i spojrzałem w górę. Właśnie w tym momencie stał nade mną ogromny czarny basior. Na pierwszy rzut oka wyglądał on groznie, ale przez jego przyjazne oczy dawał do zrozumienia, że nie muszę się go bać. 
- Hej- odparłem i wróciłem do mojego prowizorycznego rysunku niebezpiecznego drapieżcy.
- Co tam? Słyszałem, że jesteś nowy!
- Ano- uśmiechnąłem się. Podkreśliłem jeszcze szyję orła, po czym ułożyłem pyszczek na łapkach. Mój nowo poznany towarzysz ułożył się na przeciwko mnie, spojrzał na rysunek.
- Fajne. Wyglądasz na przygnębionego
- Ano...
Nie uniosłem głowy. Rozczochrałem jeszcze raz grzywę z nerwów.

Finn?


----
+208 PD
~Maggie

piątek, 27 lipca 2018

Wolę należeć do mniejszości, niż do większości

Exan
Nie posiada ksywek
Basior | 6 lat | Wilk | Łowcy | Wojownik
Ścieżka Wojownika
Poziom 2 300/1500 PD (1300 PD) | 10 punktów
Postać NPC
marcinekj995 [howrse]
Art by WolfExan (autor postaci)


czwartek, 26 lipca 2018

Od Cyth (do Silvera) - "Ups!" cz.3

- Co? Jaka wilka? - Spytała Cyth marszcząc brwi. Ten samiec od początku wydawał jej się dziwny, ale wszystkie jej przekonania pieczętowało rozmarzone spojrzenie, głupkowaty uśmiech i jeszcze te dziwne słowa, które nie miały sensu i brzmiały jakby były na poczekaniu. Mogłaby założyć się o własną łapę, że był na tyle głupi, że zapewne nie zrozumiałby o co jej chodzi, jeżeli powiedziałaby mu żart. No dobra, może skapnąłby się na drugi dzień. Najbardziej zastanawiało Cyth jednak to jak Silver może z nim wytrzymywać i w dodatku potwierdzać mu niektóre rzeczy, takie jak to, że najnormalniejszy kaktus jest jakimś krzakiem. Ta zniewaga głupoty wymaga!
 - A co, jesteś wilkiem? - Odpowiedział Finn pytaniem. Przekręcił głowę na bok, co sprawiło, że wyglądał o wiele niewinniej i zabawniej niż normalnie. Kiedy pierwszy raz go zauważyła wydawał jej się wielkim, potężnym wilkiem. Z puchatym futrem, pod którym z pewnością skrywały się mięśnie i ostrymi, błyszczącymi w słońcu kłami. Jakże było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że był czym w rodzaju pluszowego misia, który oprócz pluszu nie posiadał nic, w tym mózgu? Przyjęła jednak ten fakt z godnością, nie komentując tego wcale, a wcale.
 - Pf, nie!
 - W takim razie nie jesteś pewna... czy tam pewny? Mam sprawdzić?
 - FU, NIE! BIERZ TE ŁAPY! - Wrzasnęła wadera odsuwając się o pokaźną odległość i nawet nie marnując czasu na wstanie tylko sunąc na tyłku, na co Silver parsknął, chcąc pohamować śmiech. Przystępował z łapy na łapę wydając dźwięki, jakby zaczynał się dusić. W końcu jednak nie wytrzymał i uśmiechnął się szeroko, obdarzając Finna zrozumiałym, aczkolwiek rozbawionym spojrzeniem. Nie miał nici współczucia do biednej Cyth, która właśnie miała mieć przejrzaną część intymną. Sprawiał wrażenie, jakby to było na porządku dziennym.
- A ty co, Silver? Pewnie na co dzień robisz to co Finn?
- W sensie co? - Odpowiedział na pytanie pytaniem Silver, delikatnie unosząc brew. Teraz wlepiał spojrzenie tylko i wyłącznie w waderę, ignorując Finna, który powoli oddalał się od nich, aby przyglądnąć się sporemu, gęstemu krzewowi. Obwąchiwał go dokładnie, a później zaczął wychowywać podejrzane ruchy. Rogata jednak nie przyglądała się mu, tylko całkowicie skupiła się na swoim towarzyszu rozmowy.
- Jesteś liderem i bardzo wspaniałym... - Cyth przerwała chrząkając i unosząc brwi, co wskazywało na to, że mówiła sarkazmem w tym momencie i teraz wracała do normalnego tonu - ...oczywiście tylko według ciebie basiorem, dlatego nocami nadużywasz swojej władzy.
- Być może.
- No cóż, czyli nie zaprzeczasz?
- Przestań się do mnie odzywać jak do przyjaciela, bo jesteś denerwująca. - Przerwał tą dyskusję Silver dając znać, że nie będzie dłużej mówić o tym temacie i nigdy nie doczeka się odpowiedzi. To, że nie powiedział "nie" było bardzo zastanawiające, dlatego Cyhterea stwierdziła, że głębiej to zbada. Wolała wiedzieć z kim się zadaje, ale była pewna, że Silver i tak bzyka potajemnie jakieś wadery.
- Samce są z lekka przygłupi w porównaniu do samic, dlatego nie byłoby nic dziwnego, gdyby Silver wymykał się nocami do Grety. W końcu była cicha i zamknięta w sobie, dlatego nie było szans, że coś wygada i zepsuje mu reputację. Była brzydka, ale nadal... no, nadawała się. W sumie to brzmi tak realistycznie, że to aż przerażające!- przemknęło przez myśl szarej. Każdy wiedział, że już dawno porzuciła feminizm i przeszła do części planu "być lepszym". Uśmiechnęła się rozbawiona i z lekka zaciekawiona tą kwestią, mimo to nie powiedziała co jej krążyło po mózgu. Wolała zachować to dla siebie. Mimo to, zastanawiało ją, czy Silver faktycznie mógł mieć fetysz na takie brzydkie wadery. Ale co ona mogła wiedzieć o takim tajemniczym wilkiem, który najbardziej zaskakiwał ją przywiązaniem do tego dziwoląga jakim jest Finn?
Potrząsnęła głową chcąc odgonić te wszystkie myśli i jedynie uśmiechnęła się szeroko, unosząc wargi. Podeszła bliżej Silvera i zaraz pochyliła głowę z udawanym szacunkiem, mówiąc pod nosem:
- Tak starczy, czy jeszcze niżej o Wielki Władco?
Nagle obok niej pojawił się Finn patrząc raz na nią, a raz na Silvera. Był szczerze zdziwiony, co zauważyła Cytherea kątem oka.
- Dlaczego nazywasz go Wielkim Władcą? Przecież to Silver. - Spytał Finn marszcząc brwi.
- Sama nie wiem, on tego oczekuje.

Silver?

----
+409 PD =  lvl 2
~Maggie

środa, 25 lipca 2018

Od Veru (do Yostradusa) "Krwawa Noc" cz.4

  Beautiful silence
Wokół dwójki sylwetek roztaczała się absolutna cisza. Nie słyszeli niczego, choć wokół ciągle przebiegali ludzie, a ich oddechy głucho odbijały się od ścian małej nory.
  Beautiful pain
Z łapy basiora wciąż kapała krew. Wadera martwiła się o jego ranę bardziej niż on sam. Nie zdołała go uchronić. Mogło to oznaczać tragiczny koniec ich przygody. Jednak ten ból był potrzebny, świadczył o tym, że żyją.
  We're only human
Nie byli ludźmi fizycznie, jednak czuli tak samo jak oni.
  We're meant to dream
Również tak samo marzyli. Chcieli być bezpieczni… Chcieli być daleko stąd… Chcieli…
  Lost in a life full of mistakes
Popełniali je na każdym kroku. Działają impulsywnie niezależnie od konsekwencji. A te nigdy nie były pozytywne. Jednak to one tworzyły ich życie. Skomplikowane i pełne niewłaściwych wyborów. Ślepo zakochani w błędach.
  We do what feels right
Zabijamy, by ratować życie. Toczymy wojny, by zachować pokój. Tworzymy nowe ścieżki.
  Then fall with no grace
Tracimy najbliższych. Liczymy straty. Gubimy się na starych drogach.
  Chased by the sun
Dzień przynosił dla nich niebezpieczeństwo. Musieli zatracić się w mroku nocy. Ich serca oddały jej się bezgranicznie.
  Escaping flatlines
Puls nie musiał być równomierny. Liczyło się tylko to, że był. Bo ich serca wciąż pracowały. Linie ciągle były w ruchu.
  Dreams are a curse
W ich snach wszystko miało kolory. Mogli żyć jak chcieli… Mogli...
  Wake up you're alive
Ale teraz ich świat był czarny. Musieli wstać i się z tym pogodzić. Przecież nadal żyli.

  Oh slowly fading from the misery
Nie wiedziała co z sobą zrobić. Nie miała zamiaru budzić towarzysza. Wiedziała, że powinni się przemieszczać. Wiedziała, że powinien wypocząć. Wiedziała, że… tak naprawdę nie wiedziała nic. Była przecież bezwartościowa.
  I've accepted who I'm supposed to be
Chciała bronić wszystkich. Nie mogła obronić jednego. Wiedziała kim jest. Zupełnie nie spełniała oczekiwań. Pogodziła się z tym.
  I've accepted who I'm supposed to see
Niejednokrotnie widziała wilki, lisy czy ludzi. Nie zobaczyła jednak prawdziwej twarzy tego, kogo powinna. To zamierzała zmienić.
  Lady in the mirror
To nie mogła być ona, przecież nie lubiła się ze śmiercią. Kiedy stała się jej wysłannikiem?
  Oh everyday I'm getting a bit older
Jej myśli, zachowanie, słowa. Każdy aspekt zmieniał się nie do poznania. Swą łagodność mogła zostawić tylko dla jednej, śpiącej obok istoty.
  And every time I break I get stronger
Każda myśl o śmierci tworzyła rysę na jej sercu. One jednak tylko ją umacniały.
  Everyday it's getting a bit colder
Każdy moment zwłoki sprawiał, że trafili bezpieczeństwo. Nadchodzi zima. Zima ich żywota.
  When I grow closer
Każda, sekunda przybliża ją do spotkania z jej nemezis.
  To the devil on my shoulder
Której imię brzmiało...
  To the devil on my shoulder
Śmierć.

  Beautiful silence
Ptaki ćwierkały, a wiatr targał koronami drzew. To była ich cisza.
  Beautiful pain
Zduszone mruknięcie basiora uspokajało ją. Boli go więc żyje. Bogini jeszcze nie nadeszła.
  Beautiful People
Oni byli doskonali. Wspaniałe dwunożne istoty. To oni tworzyli najpiękniejsze zniszczenia.
  But we're all stained
Nasze czyny pogrążają nas samych. Sprawiają, że białe karty zapełniają się brudnymi kroplami.
  Lost in a life
Czego poszukują? Najpewniej miłości, spokoju czy boga… Najpierw jednak muszą odnaleźć siebie.
  Full of mistakes
Czeka ich życie pełne porażek.
  We do what feels right
Pilnują siebie nawzajem nie myśląc o sobie.
  Then we fall with no grace
Później istota, którą chcieli chronić poświęca zdrowie, by ratować ich.
  Imma sinner
Odbierają życia, nadzieję i miłość.
  Imma tainted sain
Mogli zajść wysoko, kończą na dnie.
  Imma savior
Podtrzymują swoje życia na powierzchni.
  Its all the same
Ich uczucia, myśli, nadzieje splatają się w jedno.
  Chased by the sun
Wciąż zniewoleni powieką dnia.
  Escaping flatlines
Nocą przemierzają niezmierzone tereny.
  Dreams are a curse
Poszukują spokoju.
  Wake up you're alive
Jak w amoku nie zauważają, że mając siebie, już go posiadają.

  We're all broken it's fate
Każdy z nich miał wady, jednak gdy je połączyli, stawali się niezniszczalni.
  It's the way that we're made
Niczym drewniane lalki idealnie pasujące w swoje objęcia.
  All the pieces are there
Ich skazy chowały się w sercach.
  They just aren't in their place
Były wymieszane i zabrudzone.
  So I struggle to stand
Aby iść dalej musieli znaleźć w sobie oparcie.
  But don't ask for a hand
Nie prosili o żadne wsparcie.
  My pride tells me no
Są przesiąknięci samowystarczalnością.
  You're better alone
Nie mają nikogo oprócz siebie.
  I'm uncomfortably numb
Nie interesuje ich nic poza życiem drugiego.
  As I stuff what I've found
Znaleźli spór, niedostatek, niepewność. Znaleźli siebie.
  And I start to shut down
Świat przestał dla nich istnieć.
  Freeze in front of a crowd
Społeczeństwu mogli przynieść straty.
  It's what I don't say
To nie była ich wina. Konsekwencje jednak powędrowały do nich.
  I don't love I don't hate
Obojętni na wszystko, co żyje.
  Closing my mouth and turning my face
Są niemi i ślepi na wszelkie bodźce.
  But it's no way to live to have nothing to give
Jednak nie mogli umrzeć. Musieli dbać o życie drugiego.
  Consuming the doubt
Czy na pewno są bezpieczni?
  Not letting them in
Już o tym nie myślą.
  But I'm not here to win
Nigdy nie będą bezpieczni.
  To survive but I'm already dead
Gdyż na końcu zawsze stoi śmierć.
  So I picked up my head
Więc podnoszą łby, patrzą na prost. Wtuleni w swoje futrzane ciała.

Łososiu? Przepraszam. Wiem to okropne
Jak ktoś chce tłumaczenie tekstu to podeśle.



----
+ 526 PD = lvl 2
~Maggie

wtorek, 24 lipca 2018

Od Finna (do Margo) "Krzaki, śledztwa i brak normalności" cz.2

  Finn popatrzył na waderę, która nie była do niego tak pozytywnie nastawiona, jak on do niej. Do tego nie rozumiała języka krzaków, trzeba ją wszystkiego nauczyć, bo nie jest wyedukowana na takim poziomie, jak Finn.
- Co ty wróblujesz? - zapytał zaskoczony basior.
  Wadera z jasną sierścią spojrzała na wilka pytająco. Była zirytowana i nie wiedziała o co może mu chodzić. No cóż, Finn miał swój własny język i lubił się nim posługiwać. Dla niektórych mógł się wydawać specyficzny lub dziwny, ale on był po prostu wyjątkowy, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- O co Ci chodzi? - zapytała wadera.
  Finn również nie wiedział, co on od niej chce. Postanowił zadać jej pytanie, które wcale nie było jednak odpowiedzą na jej pytanie.
- Jak masz na imię? - tak właśnie brzmiało. - Jesteś wilką, tak? - dodał po chwili.
  To było dziwne pytanie. Finn był mistrzem, jeśli chodzi o niezwiązane z rozmową stwierdzenia lub pytania. Wydawało się, że on sam nie wiedział, co mówi. Gdy nowo poznana wadera - o czym jeszcze Finn nie wiedział - zastanawiała się i patrzyła na niego dziwnym wzrokiem, on nie pamiętał już o swoim wcześniejszym pytaniu.
- Co ty do mnie mówisz? - zapytała wadera, której chyba nie podobało się dziwne zachowanie Finniusza.
  On westchnął. Wydawało mu się, że to ona niczego nie rozumie i ma jakiś problem z mózgiem, o którym nie wie. Finn myślał tak o wielu wilkach. Według niego to on jako jedyny był normalny, a inni to po prostu jakieś wilki spod krzaka, a to było złe określenie.
- Jestem Finniusz Serdeczny - przedstawił się, chociaż wszyscy w klanie Łowców go znali z jego dziwnych czynów.
  On natomiast nie znał wadery, bo nie bardzo interesował się innymi wilkami i ich życiem. Finn chciał poznać nowe wilki, ale z nieznanego mu powodu, one nie były tak chętne, jak on. "Dziwne te wilki" - pomyślał Frytek.
- Jesteś wilką, tak? - zapytał ponownie. - Chodźmy pod krzak - dodał po chwili, na co wadera aż podskoczyła i odsunęła się od basiora, który był raczej obojętny.
  Finn zaczął iść w stronę krzaka, a wadera, której imienia nadal nie poznał, wyglądała na zirytowaną, można powiedzieć nawet, że przerażoną. Ale kto nie bałby się takiego wilka, jakim jest Finn? Używa dziwnych słów, namawia na wspólne chodzenie pod krzaki, gdzie nikt nie wie, co może się stać. Równie dobrze Finn może być wilczym złoczyńcą i zrobić coś... ekhem, złego nowo poznanej waderze. Lepiej nie ufać nikomu.
- Co? - zapytała wadera przyglądając się Finnowi.
  Jej wypowiedź oraz wyraz twarzy były chłodne, co jednak nie zniechęciło Finniusza. Był pewny, że ona tylko udaje i tak naprawdę ma ochotę na wspólny spacer razem z nim, tylko nie chce się przyznać. Tak nie do końca było, a wadera nie była zadowolona jego obecnością. Wolała go obserwować z daleka, a nie rozmawiać z nim i musieć znosić jego głupie pytania. Finn natomiast był szczęśliwy, że może poznać nowego wilka, mimo tego, że wadera nie wykazywała chęci na dalsze rozmowy. 
- Krzaki - odpowiedział Finn. - Nigdy ich nie widziałaś? Może ci pokazać?  : )
  Ona spojrzała na niego jeszcze dziwniejszym wzrokiem. To trochę dziwne, że jeszcze tu stoi, zazwyczaj "ofiar" Finna po takim tekście już nie było.

Margo?

----
+323 PD
~Maggie

Od Yumeko "W świetle księżyca, zatoka rozbłyska"

  Lisica tym razem znalazła cudowną zatokę. Fale, które obijają się o kamienie "pomostu" wydają z siebie cichy pomruk. Tak jakby chciały go przebić i zaznaczyć swój mokry teren. Leżała na niej i patrzyła na odległy punkt, nie było to nic konkretnego. Choć wydawało się, iż w tej błękitnej wodzie coś się ukrywa. Jakby czekało na odpowiedni moment do wynurzenia. Łapy, które zawiesiła z tegoż miejsca, delikatnie dotykały tej też cudownej tafli wody. Było w nim coś wyjątkowego. Nie robiła, żadnych zbędnych ruchów, aby nie zakłócić falującego jej cyklu. Lubiła patrzeć na nią, gdyż widziała wten swoje odbicie. Choć czasem zdawało się, że widzi swoją starszą siostrę.. Ta, jednak nie jest już wśród cieni. Nie była, zmęczona. Nie była, też znudzona. Ciekawiła ją ta woda i miejsce. Słyszała szum wody, jak i drzew, to działo tak, jakby się komunikowali. Ciekawe jedynie, o czym tak zaciekle dyskutują. Ich szum zdawał się taki spokojny, a jednak też nieco ostry. Jakby walczyli między sobą. Coś dziwnego i niezwykłego. Księżyc był widoczny na niebie, co zapowiadało, iż powoli zapadnie zmrok. Bądź co bądź ona trwała w tej pozie. Ogon położyła nieco bliżej swojego ciała i rozłożyła wokół siebie nieco ogników. Nie bała się, jedynie pragnęła nieco światła. Cóż, czasem może pod tym kątem coś dostrzeże, a może zobaczy nawet kogoś. Wilki i ludzie to różne gatunki, jednakże, choć się nie za bardzo lubią, to ona chce ich obserwować, śledzić i sprawdzać. Taka jej natura, której już nie zmieni.
  W odbiciu lustrzanym w tafli wody widać już było wnoszony księżyc. Wyglądał przepięknie. Po podniesieniu łepka ujrzała spadające gwiazdy. Jej oczy zalśniły, gdyż dawno nie widziała takiego nieba. Była zauroczona, bo wspomnienia wracały. Zatęskniła za tymi, których utraciła. Brakowało jej ich, czuła się niepotrzebna.. Nie mogła, znaleźć sobie miejsca. W końcu udało jej się znaleźć powołanie do spania. Nie musi się pożywiać ani nic innego. Po prostu śpi jakby, to było czymś, dzięki czemu może śnić o utraconych.
  Yume nie chciała, jeszcze zasypiać, uważała, iż może wydarzyć się coś niespodziewanego. Czekała i czekała na to.. Tylko że nic się nie działo. Wszystko było takie samo. Zasmucona lisica uderzyła łapa w wodę. Ta się poruszyła i wydała z siebie dźwięk, który zdawał się, iż po chwili odpowiedzią.     Zaskoczona tym, uderzyła ponownie łapa, po chwili usłyszała kolejna odpowiedź. Z chwilę na chwilę, postawiła uderzyć obiema łapami, wtedy właśnie ujrzała dwa ślepia. Zgasiła szybko swoje płomyki, aby wpatrywać się w osobnika. Widziała te ślepia bardzo uważnie, zdawało się, iż kroczy w jej kierunku. Nie poruszyłam się, ciekawość wzięła górę, po czym powoli wślizgnęła się do wody.       Wyglądało to, jakby jakiś mały zwierzak, wślizgnął się do jamy, a tą jamą jest woda. Wysunęła ostrożnie łepek, aby spojrzeć na osobnika, ujrzała go ponownie. Bardzo cicho próbowała się zbliżyć, fale, które się obijały, zaczęły ogłaszać jej zbliżenie. Wyszła z wody, tuż nie o podał. Wysuszyła się szybko, po czym ostrożnie spoglądała na osobnika, czekała..
  Czekała tak długo, aż osobnik nie znikł. Rzuciła do wody mała ognista kula, aby po chwili zjawa zjawiła się tuż naprzeciw niej. Sparaliżowana stała w bezruchu, próbując znaleźć jakąś drogę ucieczki...

Ktoś?


----
+307 PD
~Maggie

Od Finna (do Silvera) "Miłość do krzaków" cz.3

  Silver niestety nie był na tyle mądry, by zrozumieć fascynację krzakami Finna. Tylko bardzo inteligentne wilki wiedziały, po co są krzaki i do czego służą.
- Silver, ty nic nie rozumiesz! - Finn oznajmił to przywódcy i z płaczem uciekł do klanu, nie patrząc nawet na te biedne krzaki, które go potrzebowały.
  Silver zerknął na Isabelle, która była równie zdziwiona, co on i mruknął coś do siebie, po czym ruszył wspólnie z waderą do klanu za Finnem. Biedny Finn, był rozdarty i nie wiedział co robić. Myślał, że Silver jest jego najlepszym przyjacielem, ale nawet on nie rozumiał miłości do krzaków czarnego wilka. Nikt nie mógł tego zrozumieć.
  Frytek przybiegł szybko do swojego klanu i z płaczem wskoczył do legowiska wilków. Członkowie Łowców patrzyli na niego jeszcze dziwniej niż zwykle i pewnie niedługo znowu czarny wilk będzie głównym tematem ich rozmów. No cóż... Finn jest po prostu niezwykle interesujący i nie tylko on sam to zauważył. A może po prostu był tak cudowny, że każdy mu zazdrościł i dlatego tak o nim mówili? Tak, to na pewno dlatego. Finn jest sławny, znany w całym klanie. W każdym razie... Co za niewydarzone krzaki.
  Finniusz położył się na swoim miejscu i postanowił ukryć się przed całym światem, a tym bardziej przed Silverem.
- Silver to zwykły krzak i wąchacz stokrotek - powiedział cicho do siebie. - Nie powinien być królem i przywódcą, jeśli nie może zrozumieć tak prostej czynności jaką jest badanie krzaków. Widać, że ten klan Łowców jest jakiś opóźniony i nikt tu nie zna się na nowoczesnych zainteresowaniach. - dodał po chwili.
  To była jedna z niewielu chwil, gdy Finn był normalny godzina krzaków, chociaż zawsze później miał coś jak "czekaj... co?".
- Niewydarzone krzaki! - zawołał trochę głośniej.
  Po chwili do miejsca, gdzie przeżywał tą okropną chwilę Finn, dotarła Isabelle. Usiadła obok niego i westchnęła. To była bardzo dramatyczna chwila dla Finniusza. Isabelle zapytała go, co się stało, chociaż przy tym była i powinna znać odpowiedź. Dla Finna było to coś strasznego, a inny, niezwiązany z krzakami wilk, nie przejąłby się tym.
- Silver mnie zdradza! - krzyknął Finn.
  Isabelle wyglądała na zdziwioną, a Finn po chwili jakby doznał olśnienia. Wstał i poszedł w stronę wyjścia. Wadera została na miejscu, obserwując czarnego wilka. Frytek wyszedł z jaskini i powędrował w stronę... najbliższego krzaka. Chyba musiał się odstresować właśnie pod krzakiem.
  Gdy wrócił do jaskini, nikogo już tam nie było. Co za niewydarzone krzaki, co ten Silver, przecież zrobił coś okropnego, jak on mógł nie przyjść przeprosić Finna. W jego głowie pojawiało się wiele różnych myśli, a z każdą minutą stawały się one coraz dziwniejsze. W końcu były tak dziwne, że Finn postanowił włączyć swój tryb "brak myślenia", którym posługiwał się codziennie.
  Czarny wilk, który przeżywał w tej chwili prawdziwy dramat, poszedł zwiedzać klan, gdy już się uspokoił. Potrzebował pomocy krzaków. Znalazł bezpieczne miejsce i odpowiednie krzaki do tego. Czuł się otoczony przez krzaki, ale wiedział, że one mu pomogą. Usiadł na miękkiej trawie, która także zawsze go fascynowała, była na liście "fajne rzeczy Finniusza Serdecznego". Popatrzył na krzaki, które znajdowały się na polanie, na której był wilk. Przez chwilę myślał o tym, by zrezygnować, ale ta myśl szybko go opuściła, a pojawiły się nowe, przedstawiające Finna jako króla Łowców... to znaczy zwykłego wilka z marzeniami. Finn poczuł zmęczenie, ale to nie było tak ważne, jak rozmowa z krzakami.
  Finniusz Serdeczny popatrzył na krzaczki obok niego i zaczął z nimi rozmawiać.
- No hej, jak tam? - zapytał pierwszego krzaka. - Haha, u mnie też, co dzisiaj robiłeś? - dodał po "odpowiedzi" od krzaka.
  Czarny wilk, który wyglądał dziwnie i pewnie ktoś przestraszyłby się go, gdyby go teraz zauważył, świetnie bawił się z krzakami. Po chwili zaśmiał się.
- Nie mów tak, zawstydzasz mnie - powiedział basior.
  Rozmowy z krzakami chyba mu pomogły, to była najlepsza terapia dla Finna. Czasami on stawał się "normalny", a do tego wściekły, co było niebezpieczne, chociaż działo się tak bardzo rzadko, prawie nigdy, a jak już, to był cud. Niekoniecznie podobało się to Finnowi, który zresztą nie był świadomy co się z nim dzieje, a na drugi dzień niczego nie pamiętał. Ach, ten Finn... Tak już chyba mają wilki, które posiadają niezwykłą moc rozmowy z krzakami i widzenia rzeczy, których zwykłe wilki nie mogą zobaczyć.
  Po tych ciekawych rozmowach, wilk wrócił do klanu, a tam zastał Silvera.
- Co on tu robi, przecież nie powinien tu być! - powiedział do siebie cicho Finn.
  Może był tu dlatego, że jest przywódcą Łowców? Aktualnie Finn był na niego zły, więc nie miał zamiaru myśleć o nim więcej. Przeszedł obojętnie obok przywódcy, który nie spodziewał się, że wilk jeszcze będzie cokolwiek pamiętał z tamtej chwili. "Co ty, do krzaka, odkurteczkujesz, Silv?" - pomyślał Finniusz.
  Czarny basior ruszył w stronę wilków, których nawet nie znał, by Silv był zazdrosny. Finn wiedział, że przywódca na niego patrzy.
- No hej, wilki - powiedział ze swoją słynną pozą Finna.
  One nie były tak pozytywnie nastawione, jak czarny basior i opuściły go śmiejąc się. Frytek warknął i popatrzył na Silvera smutno i zawołał w jego stronę:
- Silver, wybacz mi!

Silver? ; )) hahaahah, nie wiem czemu to napisałam


----
+510 PD = lvl 2
~Maggie