piątek, 11 stycznia 2019

Od Aniego (do Stephana) "Niecodzienne spotkanie" cz. 5

Po tym, jak mój gość zrozumiał, że nie ma wielkiego wyboru, zdecydował się pojechać ze mną do miasta. Nie dziwię mu się, jestem pewny, że myśli, kiedy by uciec ode mnie, boi się, że go wydam, ale niepotrzebnie. Nie jestem strażnikiem sprawiedliwości, nie wiem, co zrobił, ani kto ucierpiał, a jeśli to nie była osoba, którą znam, to tym bardziej nie będzie mnie to zbytnio interesowało. Okrutne, ale tacy są ludzie, większość z nas nie przejmuje się, gdy dzieje się coś złego, dopóki nie stanie się to w bliskim nas otoczeniu, lub nie będzie dotyczyło kogoś nam bliskiego. A poza tym mam co do niego dobre przeczucia, przynajmniej sądzę, że nie jest do szpiku kości złą osobą.
Nie mogę jednak pozwolić mu też uciec, nie zamierzam go nikomu wydać, ale to byłoby problematyczne, gdyby ukradł mi konia czy coś w tym rodzaju. Mam jednak już plan, jak temu zaradzić. Nie można też zapominać, że jest ranny, moja duma medyka nie pozwoli mi go zostawić na pastwę losu, przynajmniej dopóki nie zregeneruje części sił.
Podczas kiedy ja szybko skończyłem swoje myślenie nad planem i skupiłem się na podziwianiu widoków, Garland cały czas był spięty. Ciągle się rozglądał na wszystkie strony, jakby bał się, że zaraz coś wyskoczy z krzaków. Trochę mi go szkoda, może powinienem mu dać coś na uspokojenie? Chociaż mam wrażenie, że nie ważne, jak bardzo by tego potrzebował, nie zaufa mi na tyle… Trochę mi smutno…
Zostawiłem ten pomysł gdzieś z tyłu głowy i ponownie wróciłem do podziwiania natury. Garland też zaczął powoli zwracać uwagę na inne rzeczy niż miejsca, gdzie może się schować człowiek z kuszą bądź łukiem.
- Nie przejmuj się tym aż tak, gdyby ktoś miał nas zaatakować, już by to zrobił, a jeżeli cię dalej nie przekonałem to kawałek dalej, zaczyna się niezwykle gęsta część lasu, więc nikt się raczej nie pokusi na strzelanie z daleka. - Spróbowałem go jakoś uspokoić, ale patrząc na jego minę, raczej mi się nie udało… Smutek po raz drugi…
Dalej jechaliśmy w milczeniu, aż do wcześniej wspomnianej części lasu, kiedy zobaczył, że nie kłamałem, zaczął skupiać się tylko na bliskim otoczeniu… Chwila, to nie tak miało wyglądać. Spojrzałem na niego i westchnąłem…
Czas nam mijał i nic się nie działo. Kompletnie nic, żadnych rabusiów czy pościgu, od czasu do czasu przylatywały do mnie ptaki, chwilę się z nimi bawiłem, a później one odlatywały, nie powiem, jako kupiec jestem z tego zadowolony, ale… Garland wyglądał, jakby zaraz miał wyjść z siebie, czeka na atak, który nie nadchodzi, sam się wykańcza psychicznie.
- Kawałek dalej będzie mała polana, zatrzymamy się tam, by odpocząć i coś zjeść. - Powiedziałem do niego, ale on tylko skinął głową, nie patrząc w moją stronę… Aż tak bardzo mnie ignoruje? Eh…
Po jakiś dziesięciu minutach jazdy naszym oczom ukazała się polana na poboczu drogi, była wystarczająca, by rozbić obóz i coś zjeść, jak dalej pójdzie nam tak dobrze, to bez problemu dojedziemy jeszcze dziś do miasta. Po zatrzymaniu się zacząłem przygotowywać mały obóz, Garland się chyba obudził, bo zaczął trochę zdenerwowany mi pomagać, przepraszam, ale wyglądało to trochę śmiesznie.
- Smacznego - powiedziałem i zacząłem jeść swój posiłek, Garland też długo nie czekał i zaczął się zajadać, cieszę się, że mu smakuje.
Posiłek minął szybko i przyjemnie, a po zebraniu całego mikro-obozu i jeszcze chwili odpoczynku, ponownie wskoczyliśmy na wóz, choć mój towarzysz trochę się ociągał, kiedy już mieliśmy ruszać, nagle głowa Garlanda opadła na moje ramię.
- Naprawdę, przepraszam, ale jakbyś miał się sam doprowadzać do szaleństwa przez resztę drogi, to nic dobrego by z tego nie wynikło. - Powiedziałem do śpiącego Garlanda, źle się czuję, że musiałem go uśpić, ale już patrząc na jego wygląd, można było stwierdzić, że jego siła mentalna spadła na samo dno. Ułożyłem mu posłanie na wozie i przykryłem kocem. A następnie ruszyłem w drogę.

***

- Wszystko sprawdziliśmy, nie ma problemów i życzymy miłego pobytu i dobrych interesów - powiedział do mnie strażnik po tym, jak sprawdzili mój wóz przed wjazdem do miasta. Dziwne tylko, że…
- Pański kolega ma naprawdę mocny sen, sprawdziliśmy cały wóz, a on dalej śpi - odezwał się strażnik, drapiąc się po głowie. Tak, Garland dalej spał, mogę z ręką na sercu obiecać, że nie dałem mu jakiegoś super mocnego leku, to tylko mocne lekarstwo leczące bezsenność, a fakt, że miało taki mocny efekt, wynika tylko z wielkiego zmęczenia Garlanda.
- Był bardzo zmęczony i choruje na bezsenność, więc zrobiłem mu lekarstwo, jednak nie sądziłem, że będzie na nie aż tak podatny - odparłem z krzywym uśmiechem.
- No cóż, nie zawracam już panu głowy, do widzenia - odpowiedział strażnik i ruszył w kierunku następnego wozu, kiedy nagle odwrócił się w moją stronę. - A właśnie, mogę zapytać o jedną sprawę?
- A co chodzi? - Mam złe przeczucia…
- Widział pan może kogoś podejrzanego? Podobno jakiś przestępca kręci się w tamtejszych lasach - powiedział poważnym tonem.
- Podejrzanego? Hmm… - No pewnie chodzi o Garlanda. - O! Widziałem, jak koń obładowany jukami pędził przez łąki, możliwe, że przestępca spadł z konia, jeżeli moje podejrzenia są słuszne, pewnie dalej się gdzieś tam kręci, ale nie wiadomo jak długo.
- Naprawdę?! - Jego twarz się rozradowała. - Zaraz przekaże informację ludziom odpowiedzialnym za pościg, dziękuję bardzo! - I poleciał.
Wsiadłem na powóz i wjechałem do miasta.

- Przez jakiś czas masz pościg z głowy - powiedziałem cicho to “śpiocha”, który nie spał, od kiedy strażnik zaczął rozmowę na jego temat. 

Stephan?

----
438 PD
Owca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz