Samica ją uniosła. Leciały dłuższy czas, aż wylądowały na łące, jeśli można ją tak nazwać. Yume kiwnęła łebkiem, po czym odsunęła się kawałek. Musiała się zanurzyć w wodzie, potrzebowała tego, gdy jej ognista siła potrzebowała wyjść na zewnątrz. Tak właśnie to ten dzień, teraz. Choć tu nie było, żadnej wody. Musiała się oddalić, znacznie. Samica za nią szła. Ta zamknęła oczy, a przed nimi zobaczyła swoją sylwetkę w płomieniach, a tuż po tym ściany ognia, tak wysokie jakby zmieniały się w schody do jakiegoś miejsca. Miejsca tak odległego i nieznanego. Przełknęła ślinę, po czym otworzyła ślepia, a tuż po tym rozdziawiona buzię samicy. Yume się przeciągnęła, po czym położyła się na trawie. Nic nie było spalone. Wręcz przeciwnie jakby się uspokoiło i było lżej, lepiej, a nawet i wygodniej. Yu położyła łebek na łapach i zamknęła oczy. Musiała odpocząć po tym jakże trudnym dniu. Choć on wciąż trwał...
Druga samica stała jak wryta, dopiero gdy jej kuzyn się zjawił, nieco się otrząsnęła i wróciła do siebie. Mimo to jednak wciąż zostawało pytanie...
Co ty u diaska było?
Yume spała niespokojnie, była zbyt zmęczona, aby się obudzić. Jej sen opowiadał o jej rodzinie, o tym, jak ich dom, pole, przyjaciele to wszystko płonie, a samica... jej nic nie jest. Wszystko płonęło, jarzyło się takim intensywnym ogniem. Aż w końcu się obudziła i zobaczyła ogień, płonęło, wszystko płonęło. Gdy się uniosła, tupnęła łapami, a ogień zniknął. Spojrzała wokoło, dostrzegła, iż jest sama. Uniosła się i ruszyła w pierwszym lepszym kierunku. Udało jej dość do strumyka, pochyliła się, musiała, potrzebowała wody. Zaschło jej w gardle, tak jakby je wysuszyło na wiór, jakby miała pustynię w przełyku. Coś strasznego.
Tuż po nawodnieniu się, zjawiła się samica. Spojrzała na nią.
- Dzięki za ratunek. Yumeko jestem, a ty? - spytała. Skoro już się razem włóczą, warto się choć trochę poznać.
Althei? Sorki, że tak długo.
152 PDOwca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz