Przez naprawdę krótką chwilę patrzyłem na nią i zastanawiałem się czy ta lisica mówi poważnie, czy też kpi sobie ze mnie bez większych zahamowań. W końcu doszedłem jednak do wniosku, że coś musi być na rzeczy. I nie, w podjęciu decyzji wcale nie pomogła mi sylwetka jakiegoś samca chodzącego w pobliżu wejścia do mojej jaskini ani też to, że rozpoznałem postać, która postanowiła złożyć mi tą jakże mało moralną (przynajmniej według mnie) propozycję. Przez chwilę zmusiłem trybiki w mojej głowie do szybszej pracy, starając się w ten sposób czym prędzej przypomnieć jej imię. Kiedy mi się to udało, zaraz za tym jakże krótkim wyrazem wypłynęła lawina pojedynczych, słabo powiązanych ze sobą informacji, które jako całość tworzyły za to coś naprawdę cennego. Ake - rodowita mieszkanka Avfallen, znana przez większość członków klanu z niezbyt przyjaznego nastawienia do uciekinierów z Terry Nihill. Cięty język, wciąż wybujała wyobraźnia niczym u szczeniaka, odwaga godna niejednego samobójcy oraz dobre serduszko. Mieszanka wybuchowa, która w świecie realnym nie ma najmniejszego prawa bytu, a jednak - jak widać, nasza droga lisica żyje i ma się jak najlepiej. Co jeszcze wiem o tej postaci? Pomijając relacje rodzinne, nigdy nie zauważyłem, by zwracała jakąś większą uwagę na samce, nawet w czasie rui. Odpowiadanie na różne podrywy czy też najzwyczajniejszy w świecie flirt - owszem, ale nigdy nie widziałem, żeby robiła do kogokolwiek tak zwane "maślane oczka", jak to mawiają te dwunożne małpy. Nie to, żebym ją śledził czy coś albo o homoseksualizm podejrzewał (dla niewyedukowanych lisów: homoseksualizm to choroba człowieków, które zamiast skupiać się na przetrwaniu gatunku, wolą jedynie wprowadzać organizm w stan ciąży urojonej - nawet samce - poprzez stosunek z osobnikiem tej samej płci. Nie pytajcie mnie, jaki w tym sens ani jak oni to robią, dla lisa to po prostu jakiś odchył od normy). Po prostu stwierdzam fakty, do rzeczy. Nigdy wcześniej nie zauważyłem, by Ake brała udział w naszych "spotkaniach", o ile można tak nazwać zgrupowanie utworzone tylko i wyłącznie po to, by za jakiś czas klan oblegały ciężarne samice. Oczywiście jej obecność była tam obowiązkowa, ale za każdym razem zdołała niepostrzeżenie (a przynajmniej tak sądziła ona) uciec, unikając w ten sposób swojej powinności. Skoro szuka więc ojca dla swoich dzieci, czemu nie wybrała któregoś z tamtych? A poza tym, czemu wyjeżdża mi z takim wyznaniem, skoro sama rui nie ma? Głupia nie jest, doskonale wie, że bez niej raczej dziećków mieć nie będzie. Cała ta sytuacja jest przecież bez sensu, pozbawiona wszelkiej logiki, większego ładu i składu, a poza tym... Wtedy mnie olśniło. Rozgryzłem ją. Nie mogąc się zatem pohamować, pysk wykrzywił grymas nasuwający na myśl ludzki uśmiech. Po złożeniu samemu sobie gratulacji za tak szybkie rozwiązanie zagadki, zacząłem okrążać samicę, wyraźnie wytrącając ją w ten sposób z równowagi oraz pozbawiając wcześniejszej pewności siebie. Chyba nie myślała, że jest aż tak dobrym kłamcą, aby i mnie oszukać - czyli największego kanciarza, jaki mógł się narodzić na tej ziemi.
- Zgoda. - wyszeptałem niskim tonem, "przypadkowo" ocierając się swoją kitą o dolne partie jej ciała - Chcesz dzieci, to je dostaniesz, ale na moich warunkach.
Jej reakcja? Bezcenna. Już po pierwszym słowie natychmiast się wyprostowała - zupełnie jakby sekundę wcześniej połknęła w całości jakiś kij. Dodatkowo w jej oczach można było dostrzec tak wielkie przerażenie, które porównać można jedynie do zobaczenia pola bitwy przez jakieś małe szczenię o słabych nerwach. Głośne przełknięcie śliny również nie pozostawiało większych wątpliwości co do tego, że mój plan ma się jak najlepiej. Nie zamierzałem jednak ani trochę pomóc jej wyjść z tej jakże niezręcznej sytuacji, co to to nie.
- Jakich? - zapytała cicho, kiedy ja przez dłuższy czas nie podjąłem na nowo tematu.
Strach. To właśnie uczucie można było wyczytać z jej pełnych czystego przerażenia oczu, równie nerwowych ruchów jak i drżącego głosu, który zawieszał się za każdym razem, kiedy tylko dotknąłem jakikolwiek fragment jej skóry. Ehh, te samice... Wszystkie takie same - wystarczy odpowiednio do nich podejść, a te mające mniej oleju w głowie niż ustawa przewiduje od razu dadzą się wykorzystać. Potem mają żal do ojców, że ci nie chcą się zajmować (wysoce prawdopodobnie w takim przypadku) nie swoimi dziećmi. Ake najwidoczniej - i ku jej szczęściu - do takich nie należała, starając się jak najbardziej pokrzyżować moje niecne plany rozpoczynane od niewinnych postępów. A jak zrobić to inaczej, jak nie zbliżyć się do ściany, a tam posadzić swoje szlachetne cztery litery na skalnej posadzce, uniemożliwiając mi w ten sposób kontynuowanie moich "zalotów", chociaż sam osobiście bym ich tak nie nazwał. To była raczej kara za to, że w ogóle odważyła się wejść w moje progi z taką prośbą. Z tak marną prośbą mającą pełnić funkcję pretekstu.
- Sam zdecyduję, ile szczeniąt będziesz wychowywać. Nadmiar, słabe i chore porzucisz albo zabijesz, osobiście. - rzuciłem, odpowiadając w ten sposób na jej pytanie i z dziką satysfakcją zauważając, jak moje słowa na nią wpłynęły - Darmozjadów w klanie nie potrzebujemy. Ponadto, każde z nich przejdzie gruntowne szkolenie, które będzie miało na celu odkrycie i rozwinięcie ich mocy magicznej. Nie będą miały wyboru, wszystkie zostaną wojownikami bez żadnych dyskusji czy też wyjątków. Tymi z kolei, które owych zdolności posiadać nie będą, zajmę się sam. - gardło opuścił niepohamowany, złowieszczy śmiech, który spowodował dreszcze u jakby oniemiałej lisicy - Nie trzeba oczywiście wspominać o tym, że na jednym miocie się nie skończy. Bez względu na to, co będziesz sobie myślała, nie będziesz mogła uzyskać miana prawowitej - a jak to wy lisice sobie tłumaczycie: jedynej - partnerki. Będziesz jedynie podwładną mającą zaspokajać cielesne pobudki swojego pana, a ojca dzieci, których tak bardzo pragniesz. - i wiedząc, że osiągnąłem już swój cel, postanowiłem zlizać przysłowiową śmietankę, jak to mawiają te dwunożne małpy - No i oczywiście wybiorę też tego biedaka, który będzie ci je musiał zrobić.
Tak, zdecydowanie takiego zakończenia mojego monologu się nie spodziewała. Świadczyło o tym nie tylko jej pełne niedowierzania spojrzenie, ale i postawa ciała, nasuwająca na myśl zdjęcie z jej barków jakiegoś niesamowicie ciężkiego, niewidzialnego brzemienia. Jaka szkoda... Mogłem ją wkręcać trochę dłużej.
- Co? - wydusiła z siebie wreszcie, mrugając dodatkowo, jakby nadal nie mogła uwierzyć w to, co miało przed chwilą miejsce - Ale jak to? Przecież... -
Sama powiedziałaś, że szukasz ojca dla swoich dzieci. - rzuciłem, kiedy ta przez dłuższą chwilę nie kontynuowała - Nie zaznaczyłaś, że mam to być ja. Dlatego też spełnię twoje marzenie i znajdę jakiegoś chętnego samca, który będzie cię pieprzył tak długo, aż ci się tych szczeniąt odechce. A w zamian za udawanie swatki, przystaniesz na moje warunki. W końcu chcesz przecież koniecznie potomstwo, nieprawdaż? - i nie czekając na jej reakcję, dodałem wesołym głosem, zmierzając w stronę wyjścia z jaskini - Wspaniale! W takim razie wyruszamy na poszukiwania!
Ake? :3
---
539 PD + 5 P
~Mimma