Czasem poważnie zastanawiam się nad tym, czy całkowicie nie urwać kontaktu z moim bratem, tak jak zrobiłam to z resztą rodziny. Na pewno wyszłoby mi to na dobre, bo wszystkie przypały powstają przez JJ-a i jego beznadziejne albo nietrafione pomysły. Mój brat jest żywym generatorem dziwnych, często krępujących sytuacji, a ja jako jego kochana siostra również zostaję w to wplątana. Nawet jeśli przypał dotyczy stricte mnie, w dziewięćdziesięciu na sto przypadków zapoczątkowany został przez JJ-a. W tym jednym na sto, kiedy on nie ma z tym nic wspólnego, to i tak jego wina.
JJ wpadł do nory i ledwo zdołał wyhamować, w ostatnim momencie unikając spektakularnego zderzenia ze ścianą. Dyszał ciężko, czemu się wcale nie dziwię, w końcu był zasiedziałą, śmierdzącą kluchą, a bieg na dłuższy dystans, jak przewidywałam, nieźle dawał mu w kość. Jego wyraźne podniecenie sprawiło, że podniosłam się z miejsca, zaciekawiona jakaż to sytuacja była na tyle ważna lub ciekawa, że zmusiła go do przybiegnięcia aż tutaj. Dałam mu chwilę na złapanie oddechu. Namęczył się, bidulka, jak mi go szkoda.
– Widziałem się z mamą – wypalił w końcu między kilkoma wdechami. – Chce odnowić z nami kontakt.
Zamurowało mnie. Soya, bo trudno ją nazwać mamą, porzuciła nas tuż po urodzeniu i udawała, że nie mamy ze sobą nic wspólnego przez cztery lata, a teraz tak po prostu chce to wszystko zmienić? Cholera, jak?
– Widziałeś się z siostrami? – zapytałam, kiedy w końcu to wszystko do mnie dotarło.
– Nie miałem okazji, od razu pobiegłem do ciebie.
Ta cała sytuacja wydawała mi się tak nierealna, że aż śmieszna. Kto jak kto, ale ona nie wróci, nie po tylu latach. To jakieś nieporozumienie albo kolejny głupi żart mojego brata. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Musiała mieć powód. Coś sprawiło, że zdecydowała się na próbę zbliżenia się do nas, tak jakbyśmy byli jej do czegoś potrzebni.
– Cieszysz się? – zapytał JJ, przerywając niezręczną ciszę. Był śmiertelnie poważny i odsunęłam gdzieś daleko podejrzenia, że to tylko żart.
– To nieistotne, i tak nie wierzę w jej powrót – mruknęłam. – Jeśli wróci...
JJ ożywił się, słysząc te słowa. Uśmiechnął się do mnie zachęcająco, abym dokończyła zdanie. Cholera, zdecydowanie nie powinnam tego mówić. Zakład. Doskonale wiedziałam, że z JJ-em nie powinno się zakładać. Mój brat jest tym typem, który jest zdolny posunąć się niemal do wszystkiego, aby tylko nie przegrać i nie raz miałam okazję, żeby się o tym przekonać. Jeszcze jedna próba. Może być ciekawie.
– Jeśli wróci, przez cały dzień będziesz zakochana do szaleństwa. – Uśmiechnął się szyderczo. Idiota, doskonale wiedział o tym, że nie potrafię okazywać uczuć, nawet tych nieprawdziwych. Skompromituję się. Miałam tylko nadzieję, że sam pozwoli mi wybrać swoją ofiarę. Oh, jak bardzo się myliłam. – W przywódcy.
Na chwilę kompletnie mnie zatkało. Chyba mu się coś pomyliło. Mam wyjść na zdesperowaną lalunię przy głowie klanu? Nie, nie jestem jeszcze tak lekkomyślna, żeby się na to zgodzić. Po moim trupie. Poza tym...
– Umowa stoi – powiedziałam, a jego mina była warta wypowiedzenia tych słów. Byłam niemal stuprocentowo pewna, że Soya nie wróci, bo to graniczyło z cudem. Poza tym, nie mogłam pozwolić sobie na ciągłe docinki ze strony JJ-a, że się boje, jestem taka i owaka. – A ty, co zrobisz, jeśli matka nie wróci.
– To samo, co ty – rzekł po krótkiej chwili namysłu, na co zareagowałam śmiechem. To zdecydowanie będzie zabawne.
Zachowywaliśmy się jak szczenięta, wymyślając te idiotyczne zakłady chyba dlatego, że tak właśnie chcieliśmy się poczuć. Beztrosko, żyjąc chwilą i nie zastanawiając się nad konsekwencjami naszych działań. W taki sposób chcieliśmy chociaż na chwilę zapomnieć o naszych problemach, nie martwić się tym, co nastanie w przeciągu kilku dni i na nowo przeżyć dzieciństwo, które brutalnie nam odebrano.
O tym, że mama zamieszka w naszej norze, dowiedziałam się od JJ-a z samego rana i stwierdziłam, że nie mam zamiaru być przy jej powrocie. Ba, nie miałam zamiaru w ogóle spać z nią w jednym miejscu. O ile kilka dni temu ta cała sytuacja była dla mnie tak nierealna, że niemal obojętna, teraz napełniała mnie złością. W dodatku mój brat nie zapomniał o wymyślonym całkiem niedawno zakładzie, co spowodowało, że mój humor pogorszył się jeszcze o kilka stopni, o ile to w ogóle możliwe.
Jeszcze tego samego ranka wybraliśmy się do siedziby przywódcy. Co ja, do cholery, robię ze swoim życiem? Wraca ta, która nazywa siebie naszą matką, powinnam być poważna, POWINNIŚMY być poważni, a tymczasem zajmujemy się jakimiś szczeniackimi zabawami. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie nadajemy się na dorosłych. Mogłabym jeszcze odwołać cały zakład, bo co by mi się stało? JJ by się ze mnie ponabijał, a później by zapomniał, ale nie! Ja nie mogę dać mu satysfakcji, a przynajmniej dostałam nauczkę na przyszłość. Nigdy więcej żadnych zakładów, nigdy przenigdy i trzepnijcie mnie mocno, jeśli kiedykolwiek zgodzę się albo, brońcie przodkowie, sama zaproponuję równie bzdurną umowę.
Przez całą drogę starałam się o tym wszystkim nie myśleć, co będzie to będzie. A dopiero kiedy stanęłam przed wejściem do siedziby Blade'a wątpliwości doskoczyły do mnie jak głodny zwierz. Wojownicy kręcący się w pobliżu mogliby nas zatrzymać, ale nie, wszyscy w okolicy znają tego ofermę JJ-a i wiedzą, że krzywdy klanowi nie zrobi. Słońce dawno przekroczyło już połowę swojej drogi, może to trochę za późno na odwiedziny? Może on nie życzy sobie gości? Jaki Blade w ogóle jest? Nigdy nie miałam okazji, by zamienić z nim chociaż słowo, a teraz wyrobi sobie o mnie złą opinię na starcie. Ale nie wycofam się teraz, co to to nie. Mina JJ-a, jego udawane współczujące spojrzenia sprawiały, że już miałam tam wejść, byłam tuż tuż, a tu z jaskini wypadła rozżalona lisica. Spojrzałam na nią i wnet poczułam się jeszcze bardziej niepewna. JJ tylko uśmiechnął się przepraszająco i lekko popchnął mnie do przodu. Niezgrabnie wpadłam do jaskini, ledwo utrzymując się na nogach. Szybko poczułam na sobie jego wzrok, a później usłyszałam westchnięcie, z którym wcale się nie krył.
– Daj mi spokój, idę się zabić – mruknął, przechodząc obok mnie obojętnie. To najgorszy moment z możliwych, jeszcze mogę się wycofać...
– Zaczekaj – powiedziałam twardo, zasłaniając wyjście z jaskini, mimo że byłam od niego o wiele mniejsza. Straciłam ostatnią szansę. Niech się dzieje, co chce.
Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym ,,mam nadzieję, że masz jakąś ważną sprawę". Cholera, przecież ja nie przemyślałam sobie żadnych dialogów i kompletnie nie wiem, co mam mówić. Wydawało mi się, że słyszałam cichy śmiech JJ-a. Zapewne wyglądałam jak ryba wyciągnięta z wody, a w tym samym czasie mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Bolą cię nogi? Nie, zbyt prymitywne. Zapamiętaj moje imię...? Nie, zbyt wulgarne. Zdecydowałam się w końcu na najbezpieczniejszą opcję, jeśli w ogóle którąkolwiek można było nazwać bezpieczną. Zapewne już nie raz dostał taką propozycję.
– Szukam ojca dla moich dzieci.
– Co wy sobie kurwa myślicie? Nie, nie spłodzę połowy klanu, nie mam zamiaru się z tobą ruchać i nie jestem kurwa łatwy.
– Ale to mi nie przeszkadza.
J a p i e r d o l e.
Blade?
show must go on
---
874 PD + 5 P
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz