— Możesz spokojnie odejść w swoją stronę, tam skąd przyszłaś nie ma żadnych pułapek, czy czegoś w tym stylu, więc możesz iść. — Skinęłam głową ze zrozumieniem, mogłam już kicać w podskokach i uciekać z ewentualnego miejsca zbrodni. — A właściwie proszę idź już, nie chcę by nastały tu jeszcze większe szkody. — O nie, tak się bawić nie będziemy. Nastroszyłam się jak kot, którego właśnie kopnięto w próbie odgonienia, co było przecież jawną prowokacją do zostania. I zesrania się na dywan, więc niech lepiej facet się cieszy, że jestem cywilizowanym ludziem, a nie jak tamte leśne bestie lisy, wilki czy co tam się jeszcze chowa za granicami naszych normalnych, ludzkich ziem.
— Co masz na myśli co? To był wypadek! — powiedziałam, robiąc krok w tył. Ewakuacja nie należała do całkowicie złych pomysłów, zwłaszcza, gdy czekała mnie wycieczka po istnym polu minowym, jak wyszło to do tej pory. — To nie tak, że mam zamiar to zniszczyć, okej?! — burknęłam, żywo gestykulując, potrącając przy okazji kolejną fiolkę.
I potem rozpoczęła się apokalipsa. Nieskończona reakcja łańcuchowa doprowadziła do rozbicia szkła i zniszczenia kolejnych próbek, substancji czy co tam facet ostatecznie sobie hodował, na co mogliśmy jedynie patrzeć.
— To… — zaczęłam, chcąc się w jakiś sposób wytłumaczyć, przeprosić, bo pewnie puściłam z dymem już całkiem sporo monet, a doskonale wiedziałam po naszym chomikowaniu z Bastianem, że pieniądze były na wagę złota. Dosłownie. Zanim jednak znalazłam właściwe słowa, pisnęłam, odskakując. Kurwa, moja dłoń pulsowała od ciepła, a część skóry zaczynała już puchnąć. Cudownie.
Wyglądało na to, że profesorkowi podobnie jak mi słów zabrakło, więc mogłam tylko wydać z siebie niezidentyfikowany dźwięk,
— Uhm? Ja, znaczy, ja za to mogę zapłacić! — zapewniłam go, w myślach przeliczając moje własne oszczędności. Bastiana o pomoc prosić nie chciałam, w końcu egoistycznie-nastoletnio-szalenie pragnęłam uchodzić za osobę raczej już dorosłą, a proszenie o pomoc starego chyba-ojca nie należało do odpowiedzialnych zadań.
Zresztą, mogłam to załatwić sama. Na pewno.
— Ja tu wynagrodzić mogę! Posprzątać chociaż panu pomogę, czy coś, że to tak poszalało. — Uśmiechnęłam się cierpko, stojąc w miejscu i się nie ruszając nawet na krok, nie będąc pewną, czy zaraz znowu czegoś nie rozwalę. Ręka bolała i piekła coraz mocniej, ale powinnam ruszyć do najbliższego strumienia albo obtoczyć ją w wodzie z manierki. — Uhm, to ważne rzeczy tutaj były? — spytałam dla pewności, nieco piskliwym, lekko przestraszonym głosem.
Aizen?
---
229 PD
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz