poniedziałek, 10 września 2018

Od Zoli (do Karo) "Letni temperament" cz.3

  Czy byłam dzika? Nie. Czy byłam wściekła? Tak.
  Przede wszystkim potrafię rozpoznać, kiedy ktoś proponuje mi grę w lewe karty, tym bardziej, gdy mam do czynienia z niezwykle słabej jakości znacznikami na talii. Ja się nie dałam i dać nie zamierzałam w żaden szwindel karciany wciągnąć, wyraźnie zaznaczając, że z szulerami się nie bawię. I w sumie to jakoś cierpkie komentarze same zaczęły wypływać z moich ust pod adresem mężczyzn, coś na temat zasad gry w otwarte karty, jeżeli zamierzają naciągnąć jakichś pijanych gości. Gospodarz tego nie tolerował, zwykli starzy gracze już dawno by ich pogonili z hukiem, aż uciekaliby ścigani gradem żeliwnych kufli, ale to wciąż była młoda noc, a znajomych twarzy próżno szukałam w tłumie.
  I potem wylądowałam na podłodze. Wystrzeliłam zębiskami, podnosząc się szybko do pozycji stojącej, chcąc już wołać karczmarza, że tutaj sobie na za dużo pozwalali, burdy wszczynali i w ogóle ała, Jeremy, broń mnie! Ratunkiem od mojego niedawnego obiektu westchnień bym nie wzgardziła, ale zdążyłam jedynie mrugnąć, aż jakiś nadpobudliwy osobnik dołączył się do bitki. Westchnęłam w duchu, widząc błysk miecza, praktycznie robiąc krok do tyłu. No i teraz jak nic skończę z zakazem przychodzenia tutaj, Bastian dowie się z samego rana, że przygnałam jakiś lichych fagasów z nadmiernym zapędem na ratowanie dam w opałach.
  Miarka się przebrała, gdy w chwili dezorientacji znalazłam się na chłodnym dworze. Rozejrzałam się wokoło, zastanawiając się, do jakiego cyrku w końcu trafiłam, zanim zacisnęłam paszczęki, wyrywając dłoń.
— Co ty robisz? — parsknęłam agresywnie, unosząc ramiona i starając się wyprostować. Może i wyglądałam na o wiele starszą, głównie przez agresywny makijaż i styl ubioru charakterystyczny raczej dla dwudziestoletnich mężczyzn, niż lichych piętnastolatek, ale mój wzrost czynił ze mnie co najwyżej napuszonego kundla.
— No i chuj, zresztą, nogi mam sprawne, jak trzeba będzie to zwieję, aż się będzie za mną kurzyć — pomyślałam, przewracając oczyma.
— Ratuje ci tę ładniutką twarzyczkę, więc możesz mi podziękować. — Zamrugałam raz. Zamrugałam drugi. A potem wystrzeliłam lekko napuszona, bardziej już tonem ostrzegawczym.
— Nie mam za co ci dziękować — oznajmiłam hardo, bo o nic nie prosiłam, nie wołałam o pomoc, a z dzieciństwa doskonale wiedziałam, że było kilka sposobów odwdzięczania się za niechciane przysługi. Ile się za młodu naoglądałam, to do tej pory nie liczę, ale kilka konkretnych utkwiło mi w pamięci, zwłaszcza, gdy wspominało się o ładnych twarzach.
— Okey... To zostawię cię tu na pastwę losu, aby cię jednak obili. — No, kurwa moja pierdolona mać, żebyś ty akurat teraz zdołał powiedzieć coś w miarę sensownego. Przyjrzałam się mężczyźnie, który wyglądał na nieco bardziej trzeźwego niż moja niedoszła kompania z baru, chociaż i tak nie wynagradzał nieobecności Jeremy`ego. Westchnęłam w duchu, trudno się mówi. Bierz, co dają, zobaczymy, co z tego wyniknie i tak się w końcu nudziłam, prawda?
— Ehhh... — Grajmy dalej durną małolatę. Jestem durną małolatą, ale przynajmniej mogłam poudawać sama ze sobą, że nie zamierzam pójść z obcym facetem, który grozi, że zostawi mnie samą na rychłe pobicie. Cudownie, już tekst o kotkach w piwnicy brzmiałby wiarygodniej. — No dobra, ale tylko dlatego, że chcę.
— Ja jebie... — Prychnęłam pod nosem, słysząc ten komentarz, uniosłam wyżej głowę, nie pochylając jej ani na moment, dopóki nie doszliśmy do kolejnej gospody. Usiedliśmy ponownie, tym razem już nie przy barze, a przy jednym z bardziej oddalonych stolików.
— Dobra, to gadaj, ktoś ty za jeden i skąd u ciebie taki zwyczaj nagłego dbania o cnotę okolicznych dziewic? — spytałam, przyglądając się z rozbawieniem, jak na twarzy mężczyzny pojawił się kolejny grymas. A może chłopaka? Nie wydawał się aż tak wiele starszy ode mnie, ledwie pewnie odstał od matczynej spódnicy.
— Zawsze szukasz kłopotów? — zapytał kąśliwie, mrużąc nieco oczy, a ja poczułam się szczerze oburzona tak bezprecedensowym pytaniem.
— Tylko w każdy czwartek i środę, w piątki chodzę na lekkiego brydża, tam dopiero dzieją się awantury z piekła rodem. We wtorki robię sobie wolne, taka buźka sama się o siebie nie zadba, a w poniedziałki udaję, że to normalne, że jestem ciągnięta z jednego baru do drugiego przez nieznajomego mężczyznę — odparowałam, zbierając przez moment w myśli. — A dla udowodnienia, że jestem silną i niezależną kobietą, a przy okazji nie dam się zatruć niczym z twojej ręki, to nawet ci w dowód uznania postawię drinka. — Podniosłam się, ruszając do lady i krzycząc od razu z zamówieniem. — Hej, jest jakiś drink ze znaczeniem "Odpierdol się"? — Dwie minuty później, wróciłam do stolika z idealnie skomponowanym drinkiem, ścigana śmiechem barmana. Dla siebie wzięłam tylko czystą wodę, nie chcąc zbytnio mieszać z poprzednim alkoholem. A i w tej sytuacji umysł przydałby mi się trzeźwy. Postawiłam przed mężczyzną szklankę, uśmiechając się szeroko.
— Dobra, to będąc przy pierwszym kieliszku, jak masz na imię? — spytałam, obracając w dłoniach własny kufel. 

Karo?
---
486 PD
~Mimma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz