Wybrałam się na dłuższy spacer niż zwykle. Miałam w sobie wiele energii, a tutaj nieopodal jest śnieg. Może on mi nieco umili czas. Akurat miałam rzucić kula ognia do wody, ale spostrzegłam małego zagubionego liska. Zabawnie się zachował. Te groźby w moją strona to już było naprawdę śmiechu warte. Gdy ja mu pokaże swoje kiełki, to spierdzieli w podskokach. Wywróciłam jedynie ślepiami i podeszłam do wody. Po czym dotknęłam łapa zamarzniętej tafli wody, na co natychmiast pojawiła się lekka mgła i dym.
Kątem oka spojrzałam na małego liska i wróciłam do zajęcia, aby się napić. Po wypiciu zamoczyłam łapę, aby chlapnąć na tego maluchu. Ten jak opatrzony podskoczył. Zabawne zwierzątko.
- Mały, gdzie twoi rodzice. Czyżby cię porzucili? Może sam uciekłeś? - zdawałam pytania. On milczał. - Nie to nie. - dodałam. Zaczęłam, wracać skąd przyszłam. Moje kroki były tak ciche, iż nikt by ich nie usłyszał. Natomiast malec szedł za głośno, stanowczo ktoś go musi uczyć, tym ktosiem nie będę, ja. Wpadłam na chytry plan. Zatrzymałam się i, spojrzałam za siebie, maluch niby się ukrywał. Udałam, że go nie widzę. Wypuściłam ogniki, aby odwrócić jego uwagę. Naiwne dziecko. Udało się, tak jak myślałam.
Szybko zniknęłam mu z oczu, schowałam się na drzewie. Po czym ogniki zniknęły. Patrzyłam jak, malec mnie szuka, może to nie było fer. Choć to była jakaś rozrywka.
Biegał tam i z powrotem. Musi się uczyć, żyć samotnie. Listy takie są.
Hae?
118 PD ~Teczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz