Nagle cios! Pierwszy, drugi, koniec! Spojrzałem na mojego "manekina", którym było drzewo. Od dawna chciałem nauczyć się walczyć halabardą, a teraz, gdy skończyłem zabijać ludzi za pieniądze, miałem dużo czasu. Zacząłem dużo ćwiczyć, i nie tylko walkę, ale też ciche poruszanie się, w czym pomagał mi mój nowy przyjaciel, czyli koń. Nazwałem go Rhaegar, a pomagał mi on tak, że miał świetny słuch, jeśli mnie usłyszał to odwracał się od razu. Uczyłem się tego, bo chciałem zostać szpiegiem, coś bardziej legalnego, jeśli można to tak nazwać.
Padłem na ziemię z uśmiechem na twarzy, a do mnie podbiegł koń. Podniosłem się i poszedłem do swojego domu ubrać się. Zarzuciłem na siebie płaszcz i wyskoczyłem z domu przez okno, prosto na Rhaegara. Szturchnąłem go piętą i koń ruszył. Jechałem jakieś piętnaście minut, gdy usłyszałem jakieś szelesty w krzakach (to pewnie Finn). Wydałem z siebie ciche "kurka wodna" i zszedłem z konia.
- Ktoś tu jest?! - zapytałem.
- Nie! - usłyszałem z krzaków.
Nagle z krzaków wyskoczył czarny wilk, który niewiadomo jak obwiązał mnie liną i zaczął prowadzić. W sumie to nie wiem gdzie, bo po drodze się zgubił i zostawił obowiązanego na pastwę losu... Moje życie jest do dupy. I tak czekałem parę godzin... Wreszcie ktoś zaczął podchodzić, jakaś ludzka już sylwetka, albo sylwetka zjaranego wilka, który chodzi na dwóch łapach. Ehhh... Wszystko jedno.
Ktoś?
---
110 PD
~Mimma
Weź ktoś ten wątek, bo umrę no (najlepiej kobieta ;))
OdpowiedzUsuń