wtorek, 6 listopada 2018

Od Karo (do Carisy) "Klan Rzab"

  Siedziałem w barze. Albo w knajpie. To się chyba niczym nie różni? Co było w tym fascynujące? Absolutnie nic. Siedziałem tak i piłem wyjątkowo łychę, koło mnie jakiś grubas walił drugą kolejne wódy. Wstałem i wyruszyłem w miasto. Była jakaś dwunasta popołudniu. Kroczyłem powoli, patrząc na przechodniów i domy. Nagle wleciał we mnie jakiś dzieciak z kubłem wody. Zajebiście. Po paru przekleństwach ruszyłem dalej. Jakiś skrzypek, coś skrzypiał, choć nieźle skrzypi. Nagle jakiś tłum zleciał się pod jakimś domem starców czy coś w tym stylu. Jakaś dziewczyna se stała na jakimś podeście i krzyczała coś o jakimś szpitalu. Wszyscy wiwatowali. Było super i w ogóle. W tym momencie zielony koleś skoczył na dziewczynę. Miał wytatuowane na plecach "wróbelek". Aha. Jak to ja wkroczyłem do akcji. Szybka kula ognia oparzyła "wróbelka" na tyle mocno, że można go było usłyszeć z 1234567890 kilometrów (ominąłem piątkę). Jakiś gej. Dostał jeszcze kopa na klatę, i padł na ziemię.
- Kim ty tak w ogóle jesteś? - zapytałem dziewczynę.
- Przywódczynią klanu Wojownikiem, Carisa White - odpowiedziała po chwili namysłu.
- Ok - powiedziałem.
  Dziewczyna nie za wysoka. Szczerze to była malutka, jak dziesięciolatka. Żartowałem. Niektóre są już wyższe. Cały dzień przesiedziałem w bibliotece, czytając książkę z złoczyńcami. Cały czas szukałem tego zielonego wariata. Szukałem pod "w" i nic. W końcu znalazłem, Jacob "Wróbel" Rose. Szczerze znalazłem też tam siebie. Tylko, że bez zdjęcia. Wpisane tylko Karo Yakuza. Liczba ofiar: około 170. Zerwałem ta kartkę. Rzuciłem parę monet na biurko tej lafiryndy i wyszedłem. Poszedłem do siedziby przywódcy. Pokazałem jej to a ona powiedziała tylko: "to my wydajemy takie książki?". Nie kurwa, sam napisałem.

Carisa?
---
132 PD
~Mimma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz