Chyba nawdychałam się zbyt dużej ilości dymu, przemyka mi przez myśl. No bo jak to tak, pomagać wrogowi, ba - przywódcy wrogiego klanu? Mimo wszystko owy basior postanowił mnie oszczędzić, muszę więc mu się w jakichś sposób (choćby nawet był tak błahy jak wkładanie świecznikowej kolekcji do worka) odwdzięczyć.
Silver, choć nieufnie zerkając w moją stronę, powoli odsuwa się od worka, nie spuszczając jednak ze mnie wzroku. Staram się ignorować rzucane mi czujne spojrzenia, powoli umieszczając te jakże cenne dla wilka świeczniki w materiale...
A przynajmniej dopóki nie skacze na mnie jakaś czarna turbowiewiórka.
Futrzak z gracją wskakuje na moje ramię, by przebiec wzdłuż całej długości mojej ręki i wyrwać mi z dłoni niewielkich rozmiarów świecznik. Po tym wszystkim czarna wiewiórka zeskakuje i gna przed siebie. Dopóki nie wyrywam się z krótkotrwałego szoku, zastanawiam się, czy ten mały skurczybyk nie należy przypadkiem do jakiegoś ukrytego Klanu Wiewiórki i czy nie jest ich Wojownikiem, chcącym wypowiedzieć wojnę nie tylko mojemu klanowi, ale także i Łowcom... W końcu Silver właśnie wygląda, jakby chciał rozszarpać wiewiórczego złodzieja tu i teraz. Mimo wszystko dalej staram się wierzyć, że przywódca wilczego klanu skrycie jest pacyfistą.
- Rusz tyłek, ludzka wadero, a nie patrz się tak na mnie! Ta wiewiórka zaraz ukradnie mi skarb! - krzyczy przeraźliwie mój towarzysz, na co ja pod wpływem chwili podrywam się na równe nogi i staram się podążać tropem czarnej wiewiórki, która biegnie tak, jakby była po sporej dawce dopingu. W pewnym momencie zerkam przez ramię, jakby chcąc ujrzeć, czy Silver biegnie za mną - nie jestem w stanie jednak zobaczyć basiora w pobliżu mnie, ale moja cicha nadzieja podpowiada mi, że wilk za mną nie podąża. Złodziejska wiewiórka bowiem kieruje się prosto do granic klanu Wojowników, a ostatnie czego pragnę to to, aby wilczy przywódca mógł chodzić po naszych terenach.
Przełykam ślinę, nie przerywając tego jakże bezsensownego biegu. Muszę liczyć na szczęście i modlić się do tego cholernego losu, aby wiewiórka kierowała się wzdłuż naszych terenów, a nie biegła wgłąb. Jeśli Silver biegnie za mną, to byłoby jak podanie na tacy Łowcom naszej pozycji!
Na szczęście nie zapowiada się na to, aby futrzak zmieniał toru swojego biegu. Jestem pewna, że wkrótce się zmęczy, w końcu noszenie ze sobą nawet tak niewielkiego świecznika, może być dla równie małej co ukradziony przedmiot wiewiórki niemałym wyzwaniem. Na mój pech niestety widzę przed sobą paru strażników granicznych, którzy przytrzymują jakąś staruszkę, warczącą na wszystkich wokół jak jakichś zapchlony lis z wścieklizną. Staram się ukryć swoje zdziwienie, równocześnie starając się wyminąć członków mojego klanu, posyłając im proszący wzrok jednoznacznie oznaczający: "Błagam, nie zadawajcie pytań, nie warto".
Niestety nawet krótkotrwałe szczęście nie jest mi dane. Pomimo niezłej zadyszki i utraty tempa, staram się nadążać za moim uciekinierem... I wtedy nagle potykam się o własne stopy i ląduję w rowie. Wiewiórka tymczasem wskazuje na dość niskie drzewo, a ja widzę w jej czarnych, paciorkowatych oczach czysty triumf i satysfakcję. Nie dam jej wygrać!
Próbuję wstać, jednak moją kostkę przeszywa ostry ból. Wiem, że nie dam rady się podnieć, muszę więc zawiadomić w jakichś sposób strażników idących nieopodal mnie, aby dali spokój tej biednej staruszce, która prawdopodobnie przewinęła im się za kradzież i gonili tą cholerną wiewiórkę. Jak jednak wytłumaczyć im pokrótce cel, który mają złapać, nie wyjaśniając, że ten czarny gryzoń porwał jeden z prestiżowych świeczników należący do przywódcy wrogiego klanu, któremu obecnie pomagam?
- Krasnoludki ukradły mi skarb Leprechaunów! - krzyczę, chcąc zwrócić na siebie uwagę strażników.
Pomimo chwili zmieszania, w końcu strażnicy wzrokiem wyłapują wiewiórkę na gałęzi i dzięki własnej współpracy, próbują się wspiąć na drzewo. Jeden ze strażników trzyma się nieco dalej od drzewa, a ja z odległości kilku metrów od nich jestem w stanie dosłyszeć, jak ten mamrocze cicho pod nosem:
- Chłopaki, to naprawdę nie jest dobry pomysł...
Jak na zawołanie, nawet w tej sytuacji nie mamy szczęścia. Gałąź łamie się i i upada u jego stóp.
Ten czarny, działający mi na nerwy skurczybyk ląduje miękko w trawie, postanawiając przejść do etapu "taktyczny odwrót". Pomykając przez gęstą trawę, zostawia na pastwę losu biedny świecznik, który gubi się w tym gąszczu. Nieopodal kręci się stara, pomarszczona baba i klnie jak szewc, szukając czegoś w trawie. Prawdopodobnie szuka owego historycznego świecznika, który prawdopodobnie mógłby być dla niej dość cennym łupem, jeśli sprzeda go na rynku w klanie.
Z mojego gardła wydobywa się cichy jęk, kiedy zdaję sobie sprawę, że gorzej być nie może. Strażnicy mojego klanu próbują się podnieść spod gałęzi, która niefortunnie zawaliła się pod ich ciężarem, jakaś nieznajoma mi staruszka poszukuje cennego świecznika, chcąc posiąść go na własność, tajemniczy świecznikowy złodziej uciekł mi z pola widzenia, ja tkwię w jakimś rowie unieruchomiona przez skręconą kostkę, a w dodatku istnieje możliwość, że właśnie przywódca Łowców plądruje nasz klan, a gonienie przeze mnie wiewiórki na jego rozkaz miało być tylko podstępem, aby odwrócić moją uwagę od tego, co dzieje się u Wojowników.
Zerkam w niebo, próbując podnieść się do siadu. Błękitne sklepienie nieba przeszył dziwny kształt w kształcie krowy w kapeluszu. A może to Silver?
A jakże! Wilczy przywódca dzięki mocy swoich potężnych skrzydeł ląduje tuż przy mnie, przez chwilę węsząc coś w trawie... Aż w końcu podnosi dumnie łeb, a moim oczom ukazuje się wystający z jego pyska pozłacany świecznik. Przy okazji również ociekający śliną przez jakże niehigieniczny sposób trzymania go przez Silvera, ale lepiej o tym nie wspominać, bo mogę urazić majestat przywódcy. Nie wiem, czy to przez wdychanie dymu z pożaru, przez zmęczenie, czy przez dość silny ból w kostce, ale przez chwilę wydaje mi się, że na pysku basiora gości uśmiech. Szybko jednak odganiam od siebie tę myśl, zdając sobie sprawę, że bardziej prawdopodobne jest to, że mam zwidy. Wilk prezentujący się przede mną w końcu wydaje się dość poważną personą... Choć przez wpływ świeczników na jego zachowanie mogę mieć co do tego wątpliwości. Nie mogę jednak na starcie zbywać go machnięciem ręki - zdaję sobie sprawę, że pomimo jego chwilami infantylnego zachowania musi być dość uzdolniony w kierunku własnych umiejętności magicznych i pokonanie mnie (zwłaszcza zważając na dręczącą mnie niemagiczność) mogłoby zająć mu może pół minuty.
Pod wpływem euforii za sprawą znalezienia zguby podrywam się gwałtownie, co oczywiście nie jest dobrym pomysłem - stając na obolałej kostce upadam, lądując z niemałą gracją na Silverze.
Silver? XDD
+872 PD
~Alex
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz