czwartek, 2 sierpnia 2018

Od Haego (do Veru) "Mały diabełek" cz. 7

 Wszystkie płomienie zgasły tak szybko i nagle jak wcześniej zapłonęły. Yumeko wstała i ruszyła do martwego królika, nie zwracając większej uwagi na skulonego małego liska. Hae nie rozumiał zbytnio co się właśnie stało. Jednak nawet on wiedział, że lasy nie stają nagle ot tak, bez żądnego powodu całe w ogniu. Wiedział za to, że Yumeko potrafi kontrolować płomienie. Czy to ona to zrobiła? Ale dlaczego?
 Szybkim truchtem zjawił się obok niej i zadarł łepek, by spojrzeć jej w oczy. Były wpatrzone w królika, jednak jej spojrzenie było jakieś dziwne. Takie... puste, niewidzące, tym samym wydawały się małemu liskowi przerażające i nielisie, jakby widziały coś, czego on nie widział i nie mógł dostrzec. Sam wyraz jej pyska też był dziwny - malec nie umiał jednak jasno określić jakie uczucia przez niego przechodzą. Czy to gniew? Smutek? Żal? A może to tylko zwykłe zamyślenie, pozbawione emocji? Jednego tylko był pewien - nie podobało mu się to. Wręcz budziło w nim lęk i niepokój.
 - Ciociu Yum?... - zapytał niepewnie, lecz lisica zdawała się nawet go nie słyszeć. - Ciociu Yum!
 Chcąc obudzić ją z tego dziwnego transu bez chwili namysłu ugryzł ją w ogon. Ta zareagowała, choć nie tak jak Hae by tego chciał. Odwróciła się i warcząc wściekle uderzyła go pazurami po pysku, tak, że ten zapiszczał i przewrócił się. Szybko schował niemiłosiernie piekący policzek między łapy. Po chwili spojrzał na kończynę, którą przykładał do pyszczka i ku wielkiemu przerażeniu zobaczył na niej krew. Skoczył do tyłu, jakby chcąc uciec od rany, wtedy jednak kolejna kropla krwi kapnęła na świeżą trawę. 
 Teraz Hae był naprawdę przerażony. Bardziej niż wtedy, kiedy las zapłonął, niż gdy patrzył w puste oczy Yumeko, bardziej nawet niż podczas ataku tego wielkiego, szarego wilka. W końcu nigdy jeszcze nie był ranny! Miewał co najwyżej małe zadrapania, których często nie było nawet widać przez futro. Nigdy jednak nie widział własnej krwi! Ani nie czuł takiego bólu jak teraz!
 Cofnął się parę kroków od lisicy, patrząc jej w oczy wzrokiem pełnym wyrzutów, wściekłości i strachu, po czym odwrócił się i pognał w las, chcąc znaleźć się jak najdalej od niej. Jak w ogóle mogła go tak uderzyć?! On chciał jej przecież tylko pomóc!
 Biegł długo, nie zatrzymując się, kilka razy jednak zmęczenie kazało mu stanąć, by chwilę odpocząć, zatrzymywał się wtedy, ale kiedy już odzyskiwał energię, ruszał dalej. Postanowił sobie, że już nigdy nie wróci do cioci Yum. Ona jest zła! Jeśli by przy niej został i nie zabiłyby go rozwścieczone wilki, to na pewno ona by to zrobiła! Myślał o tym biegnąc, zupełnie zapominając, że jeszcze paręnaście godzin temu sam doszedł do wniosku, że takie małe liski jak on nie powinny żyć same w lesie.
 W końcu znowu się zatrzymał. Było już niemal kompletnie ciemno, a Hae ze zmęczenia ledwo trzymał się na łapach. Położył się, by chwilę odpocząć. Sapał tak głośno, że zapewne spłoszył każdą zwierzynę w okolicy. Na nieszczęście dla tych, którzy akurat polowali w pobliżu.
 A był ktoś taki.
 I tego kogoś właśnie usłyszał Hae, który momentalnie wstrzymał oddech i wskoczył w najbliższe krzaki. Ale mimo wszystko było już za późno. Malec słyszał tylko kroki wielkich łap zbliżające się do jego kryjówki. Serce biło mu tak głośno, że bał się, że obcy, kimkolwiek jest, usłyszy je i go znajdzie. Tak naprawdę to jednak nie było konieczne - nieznajomy znalazł go i bez wysłuchiwania jego serca, wkładając swój ogromny pysk w zarośla w których siedział Hae. Malec chciał pisnąć, przypomniał sobie jednak słowa Yumeko - ,,Nie piszcz, tylko warcz", wystawił więc swoje małe kiełki i zawarczał ostrzegawczo, po czym wyskoczył spod krzewu i zaczął uciekać. Był jednak tak zmęczony, że aż potknął się o własne łapy i przewrócił, szybko się jednak podniósł i odwrócił. Wielki obcy stał tuż za nim. Hae wiedział już, że nie był to lis. To był wilk. I choć nie wyglądał na tak strasznego jak ten, który wcześniej zaatakował malca, i tak spodziewał się, że zaraz skoczy na niego i go rozszarpie. Jednak teraz ciocia Yum już go nie uratuje. Lisek zaczął żałować z całego serca, że od niej uciekł.
 - O-odejdź! - warknął, chcąc, by brzmiało to jak pewny siebie rozkaz, wydany tonem nie znającym sprzeciwu. Jak się jednak można spodziewać, brzmiał on raczej jak pisk szczenięcia, którym to Hae faktycznie był. - J-jestem groźnym lisem! Jak się zbliżysz to cię zabiję moją magią!

Veru?


---
+ 434 PD = 2 lvl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz