sobota, 18 sierpnia 2018

Od Crystal "Oddawaj frytki!" cz. 5

Średnio chętnie drepczę za Finnem, przedstawiającym mi każde napotkane krzaki czy inne drzewa. Nah. Co tu właśnie się dzieje? Medyczka idzie za stukniętym wilkiem na tereny jego klanu po jakieś ziółka przeciwbólowe.. Taak. Na pewno nie prowadzi cię w zasadzkę. Na pewno za jakimś drzewem nie czyha grupa wojowników, gotowych mnie oskalpować i wywołać wojnę między klanami. A wszystko przez jedne, głupie zioła.
Finn zatrzymuje się nagle, a ja dostaję minizawału serca. Uśmiecha się do mnie z uśmiechem psychopatycznego kota z Cheshire, naćpanego grzybkami halucynkami, i pyta:
- A jak właściwie masz na imię?
- Crystal - burczę niechętnie pod nosem, zastanawiając się, po kiego licha mu moje dane osobowe. Uśmiecha się jeszcze szerzej.
- No to, Crystal, dotarliśmy do tych krzaków. Przedstawiam ci Brygidę.- mówi poważno-pogrzebowym tonem.
Oczy mnie łzawią i muszę powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. To średnio przyzwoite, ale koleś po prostu rozśmiesza mnie do łez. Chyba go lubię. Trochę. Z naciskiem na "trochę".
Pochylam się nad Brygidą i oglądam dokładnie krzak. Zrywam listek i gniotę go w palcach. Ma ładny, kwiatowy zapach, Tak, to ten. Finn za mną wydaje okrzyk oburzenia.
- Nie krzywdź krzaka, bo pójdziesz pod szczupaka!
Ten. Aha. Kiwam głową przytakująco i zrywam gałązkę. Potem drugą. I trzecią. Finn wyglada, jakby miał mnie własnołapnie oskalpować.
- Nie.. krzywdź.. krzaka.. bo.. pójdziesz.. pod.. szczupaka.. - jęczy. Bezlitośnie go ignoruję i dalej oskubuję kępkę ziół. Wreszcie kończę go torturować i chowam listki do torby. Wilk za mną wyglądał, jakby właśnie zobaczył czyjąś śmierć.
- Crystal- mówi, a potem nagle urywa, wpatrzony w jakiś punkt. Kieruję wzrok w to samo miejsce i dostrzegam niedźwiedzia. Poprawka. Dużego, włochatego, brązowego i bardzo wkurzonego samca (?) niedźwiedzia. Wstaję w tempie żółwia na urlopie zdrowotnym i pomalutku wycofuję się.
- Finn? - szepczę półgłosem. - Nie ruszaj się gwałtownie. Cofaj się powoli. Może cię nie zeżre.
Nie posłuchał.
- Co ci jest? Co za niewydarzony krzak! - komentuje głośno. Gdyby wzrok mógłby ranić, w tej chwili byłby stertą mielonego mięcha, dokładnie wymieszaną przez moje mordercze spojrzenie. Muszę uczynić poprawki. Aktualnie widzę niedźwiedzia. Dużego, włochatego, brązowego i bardzo wkurzonego samca (?) niedźwiedzia, pędzącego z piekielnym wrzaskiem wprost na nas.
- Co robimy?! - wrzeszczy Finn, okazując trochę rozsądku.
Przez chwilę kalkuluję możliwości, po czym docieram do najbardziej bezpiecznej opcji.
- UCIEKAMY! - wrzasnęłam i pognałam w losowym kierunku.
Groźne porykiwania niedźwiedzia dobiegają zza moich pleców. Dostaję mentalnego kopa w tylną część ciała i pędzę jeszcze szybciej. Wbiegam w gąszcz gęstych, cienkich drzew, rosnących tuż koło siebie. Może nnie nie dogoni i przeżyję. Może.
Nie mam pojęcia, ile już biegnę. Z Finnem rozdzieliliśmy się już dawno, a niedźwiedzia ani widu, ani słychu. Prawdopodobnie zrezygnował z ofiary i wrócił. Las rzednie. Zwalniam i wypadam na dziwnie znajomą ścieżkę. Oddycham z ulgą, czując się bezpieczniej. Przynajmniej do momentu, gdy prawie potknęłam się o ciało młodego mężczyzny.

Wątek zakończony. Kontynuacja opowiadania w wątku "Krwawy pacjent"


- - -
+ 283PD
Pani Płot

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz