- Skończę cię. - powiedziałem w duchu.
Droga była długa ale jednak było warto. Na tyle zdjęcia było napisane, że przez cały czas mam iść na południe i będę wiedział czy jestem czy nie. Droga skończyła się w jakiejś dolinie. Nie wiedziałem gdzie jestem.
- Jesteś już - powiedział mężczyzna - Nazywam się Tamako Jagamiro.
- Ja jestem Karo Yakuza. - powiedziałem
- Kirano! - krzyknął i z ziemi wyrosły wielkie ręce. Napierały na mnie ale zawsze unikałem. Gdy na chwilę stanąłem ziemia pode mną się ruszyła i upadłem. Jedna z rąk chciała mnie przygnieść. Wyciągnąłem miecz i przeciąłem tą rękę. Skoczyłem. W tym samym momencie cisnąłem w niego igły. Zacząłem zadawać serię ciosów. Wszystkie chybiły. Odskoczyłem i zionąłem ogniem w jego stronę. Stworzył ścianę z tej samej substancji co ręce niby ziemia ale jednak coś innego. Wyskoczyłem do ataku z jego prawej strony. Wiedział, że tam będę.
- Totsuzen! - krzyknąłem i pojawiłem się po drugiej stronie. Rzuciłem w niego jedną dosyć grubą igłą. Z ściany tej doliny wyrosła ręka ponownie. Chwyciła mnie i zaczęła oplatać tym surowcem. To miało mnie udusić. Z wszystkich stron tej skorupy zaczęły wylatywać igły. W końcu do rozwaliło tą skorupę.
- Nie dajesz mi wyboru. - oznajmił mężczyzna. - Kirano: Kemono!
Z ziemi wyszedł ogromny wąż. Był on cały czas połączony z ziemią. Napierał na mnie z wielką siłą. W końcu musiałem zaatakować. Wskoczyłem do jego paszczy i rozciąłem mu górę głowy. Przez tą dziurę w głowie wyszedłem.
- Twoje ataki na nic się nie zdadzą! - krzyknął
- Chcesz się przekonać!? - odpowiedziałem również krzykiem.
Gdy wąż na mnie leciał stworzyłem największą kulę ognia jaką dotychczas udało mi się zrobić. Walczyło to ze sobą. Nagle moja kula przebiła się przez węża. Ruszyłem zranić oponenta. Gdy doskoczyłem do miejsca gdzie powinien być nie było go. Uciekł...
Siedziałem przy barze popijając co jakiś czas wodę z cytryną. Ktoś nagle wszedł do baru i usiadł koło mnie. Chłopak był wyższy ode mnie.
- Ty jesteś Karo Yakuza tak? - zapytał się mnie.
Droga była długa ale jednak było warto. Na tyle zdjęcia było napisane, że przez cały czas mam iść na południe i będę wiedział czy jestem czy nie. Droga skończyła się w jakiejś dolinie. Nie wiedziałem gdzie jestem.
- Jesteś już - powiedział mężczyzna - Nazywam się Tamako Jagamiro.
- Ja jestem Karo Yakuza. - powiedziałem
- Kirano! - krzyknął i z ziemi wyrosły wielkie ręce. Napierały na mnie ale zawsze unikałem. Gdy na chwilę stanąłem ziemia pode mną się ruszyła i upadłem. Jedna z rąk chciała mnie przygnieść. Wyciągnąłem miecz i przeciąłem tą rękę. Skoczyłem. W tym samym momencie cisnąłem w niego igły. Zacząłem zadawać serię ciosów. Wszystkie chybiły. Odskoczyłem i zionąłem ogniem w jego stronę. Stworzył ścianę z tej samej substancji co ręce niby ziemia ale jednak coś innego. Wyskoczyłem do ataku z jego prawej strony. Wiedział, że tam będę.
- Totsuzen! - krzyknąłem i pojawiłem się po drugiej stronie. Rzuciłem w niego jedną dosyć grubą igłą. Z ściany tej doliny wyrosła ręka ponownie. Chwyciła mnie i zaczęła oplatać tym surowcem. To miało mnie udusić. Z wszystkich stron tej skorupy zaczęły wylatywać igły. W końcu do rozwaliło tą skorupę.
- Nie dajesz mi wyboru. - oznajmił mężczyzna. - Kirano: Kemono!
Z ziemi wyszedł ogromny wąż. Był on cały czas połączony z ziemią. Napierał na mnie z wielką siłą. W końcu musiałem zaatakować. Wskoczyłem do jego paszczy i rozciąłem mu górę głowy. Przez tą dziurę w głowie wyszedłem.
- Twoje ataki na nic się nie zdadzą! - krzyknął
- Chcesz się przekonać!? - odpowiedziałem również krzykiem.
Gdy wąż na mnie leciał stworzyłem największą kulę ognia jaką dotychczas udało mi się zrobić. Walczyło to ze sobą. Nagle moja kula przebiła się przez węża. Ruszyłem zranić oponenta. Gdy doskoczyłem do miejsca gdzie powinien być nie było go. Uciekł...
Siedziałem przy barze popijając co jakiś czas wodę z cytryną. Ktoś nagle wszedł do baru i usiadł koło mnie. Chłopak był wyższy ode mnie.
- Ty jesteś Karo Yakuza tak? - zapytał się mnie.
209 PD
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz