Korytarz był coraz węższy, utrudniając poruszanie się. Mimo że zdecydowanie nie mogłam zaliczyć wejścia tutaj do moich najlepszych pomysłów, byłam ciekawa, co znajduje się na końcu. Minęłyśmy niewielką, oświetloną jamę. Sprawiała wrażenie, jakby ktoś tam był, ale wolałam tego nie sprawdzać i iść ciągle przed siebie, aby się nie zgubić.
– Dajesz radę? – zapytałam Yume, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Zatrzymałam się i odwróciłam, co było nie lada wyzwaniem w ciasnym i wąskim korytarzu. Ani śladu lisicy. – Cholera – syknęłam, zdając sobie sprawę z tego, że zapewne skręciła do tamtej jamy. Przecież szłam przed nią, dlaczego się odłączyła i nic mi o tym nie powiedziała?
Zawróciłam z wielką nadzieją, że siedzi w tej jamie i czeka na mnie, a przynajmniej nie poszła gdzieś albo nie stało jej się coś złego. W tym momencie czułam się za nią odpowiedzialna, bo to ja podsunęłam pomysł, aby tutaj wejść. Do cholery, czy tak trudno jest się mnie pilnować? Przemieszczałam się najszybciej, jak tylko mogłam, pełna najgorszych obaw, które nękały mnie, mimo że zapewniałam się w duchu, że Yume siedzi tam i jest bezpieczna. Powtarzałam to niczym mantrę, ale jak na złość, coraz trudniej było mi w to uwierzyć.
Weszłam do jamy. Promienie słońca wpadające przez dziurę w sklepieniu nadawały jej niemal przytulny wygląd. Rozejrzałam się po oświetlonej części sali. Ani śladu Yumeko. Zaklęłam pod nosem i podeszłam do ściany. Może jest stąd jakieś inne wyjście? Przemieszczałam się wzdłuż boku jamy, aż nagle moja łapa natrafiła na coś śliskiego. Droga. Czy to możliwe, że Yumeko wyszła właśnie nią? Postanowiłam zaryzykować. Powierzchnia była na tyle śliska, że bez problemu mogłabym zjechać na sam dół, ale uznałam, że bezpieczniej będzie znaleźć inne zejście. W końcu nie miałam pojęcia, co mogło czekać mnie na dole.
Poszukiwania innego zejścia zakończyły się bezowocnie, toteż delikatnie weszłam na śliską drogę, uczepiając się pazurami, aby nie zjechać. Ku mojemu przerażeniu, nie zdołałam się utrzymać i zaczęłam zjeżdżać. Zamknęłam oczy i modliłam się, żeby Yume była na dole. Nagle poczułam silne zderzenie z wodą. Momentalnie otworzyłam oczy i zaczęłam desperacko ruszać łapami, aby utrzymać się na powierzchni. Zaraz utonę, utonę i taki będzie skutek mojej ciekawości. Kątem oka namierzyłam brzeg. Płyń, płyń, płyń. Moje ruchy szybko odzyskały równowagę, a umysł przestał panicznie wołać o pomoc i kreować najgorsze scenariusze. Bez problemu wyszłam na brzeg i rozejrzałam się w poszukiwaniu Yume. Bezskutecznie. Niepotrzebnie wychodziłam z jaskini, przemknęło mi przez myśl. Yume pewnie nadal jest gdzieś w środku i szuka mnie tak jak ja jej.
Moją uwagę przykuł niewielki wodospad. Skoro samica wpadła do wody, może nie udało jej się wydostać na brzeg i popłynęła z nurtem? Wcześniej nie brałam tej opcji pod uwagę, nawet o niej nie pomyślałam, ale jako że już wyszłam z jaskini, powinnam to sprawdzić. Szłam brzegiem, a później znalazłam mniej strome miejsce i zbiegłam tam, gdzie kończył się wodospad. Yume leżała w bezruchu, wyrzucona na brzeg. Przerażona, podbiegłam do niej. Oddychała, ale była nieprzytomna. Przez chwilę zastanawiałam się, jak mam ją przetransportować do medyka. Bo to, że wymagała pomocy lekarskiej, było oczywiste. Ważyła więcej ode mnie, toteż nie brałam pod uwagi możliwości zwyczajnego przeniesienia samicy. Ostatecznie posłużyłam się mocą, prowadząc ciało Yume między kamieniami siłą umysłu.
Kiedy dotarłyśmy do Robin – medyczki, byłam już skrajnie wycieńczona, a Yume poobijana, bo mimo moich chęci nie udało mi się ominąć wszystkich ostrych i twardych elementów. Pokrótce opowiedziałam Robin całą sytuację, a później, nawet nie wiedziałam kiedy, usnęłam ze zmęczenia.
Obudziłam się już następnego dnia. Myślałam, że z Yume będzie już wszystko w porządku, ale ona nadal się nie ocknęła. Podeszłam do Robin, która siedziała nad legowiskiem, gdzie leżała samica.
– Co z nią? – zapytałam.
– Musimy czekać – westchnęła. – A ty, jak się czujesz? Byłaś wykończona.
– Już lepiej, dzięki.
Powieka Yume drgnęła.
– Yumeko – szepnęła Robin. – W końcu.
Ta jednak sprawiała wrażenie, jakby jej nie usłyszała. Miarowy oddech wskazywał na jedno – usnęła. Robin była już lekko poddenerwowana. Delikatnie szturchnęła samicę, a kiedy to nic nie dało, powtórzyła to jeszcze kilka razy, o wiele mocniej. Po kolejnej próbie, kiedy już zaczęłam się poważnie martwić, Yumeko otworzyła oczy i popatrzyła nas tępym wzrokiem.
– No proszę, śpiąca królewna w końcu wstała – prychnęła Robin.
– Dlaczego tutaj jestem? – zapytała zdziwiona i próbowała się podnieść, ale opadła z powrotem na legowisko.
– Spadłaś razem z wodospadem i zemdlałaś – pospieszyłam z wyjaśnieniami.
– Nic nie pamiętam... – mruknęła i zamknęła oczy, jakby próbowała coś sobie przypomnieć. – Nic a nic.
Yume?
---
558 PD = 4 poziom
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz