Zastanawiacie się co robiła w tak idealnym momencie w okolicy, prawda? Właściwie to nic szczególnego.
Przechadzała się wśród wysokiej trawy, podśmiechując się pod nosem na myśl o niektórych wilkach. Dzisiaj z samego rana została zabrana przez niejaką Anję na przejście się wzdłóż granicy i sprawdzenie czy nikt przypadkiem nie wchodzi na ich tereny.
Anja była jedną z wojowniczek, które miały powszechny szacunek wśród grupy Łowców. Była już w podeszłym wieku, a więc to nic dziwnego, że miała na koncie kilka wygranych walk i dużo sukcesów, ale i tak te z pewnością dodawały jej... chwały. Była ostra w walce, mówiła wszystko prosto z mostu i często narzekała, ale nadal należał się jej szacunek. Mimo to jednak po całym poranku, podczas którego Cyth była pod ostrym wzrokiem - można by powiedzieć pod ostrzałem pouczeń - starszej wadery, musiała odpocząć.
Dlatego usiadła w cieniu brzóz, spoglądając na leniwie przesuwające się chmury po niebie. Wiał delikatny wietrzyk, który powiewał liśćmi zwisającymi z gałązek drzewa. Z oddali słychać było ćwierkające go radośnie ptaka, który po dłuższym czasie ciszy ze strony Cytherei przyleciał do niej bliżej, żeby się jej przyjżeć, ale szybko wzbił się z powrotem w powietrze, cały czas powtarzając swoje wesołe trele. Z racji tego, że cętkowana długa wsłuchiwała się w jego śpiew z zamkniętymi oczami, zapominając o poranku, Anji, a nawet można powiedzieć, że o całym świecie, to długo minęło zanim nie dostrzegła, że nieopodal niej biegnie jakaś wadera. Właściwie to najpewniej by jej nie dostrzegła, jeżeli byłaby trochę cichsza.
Cytherea zmarszczyła brwi zastanawiając się czy ma ochotę za nią podążyć, żeby zrobić jej żart. W końcu stwierdziła, że i tak nie ma ochoty już tu siedzieć, dlatego przylgnęła do siebie i zaczęła powoli sunąć wśród trawy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że obydwie są o wiele za blisko przepaści niż powinniśmy być, właśnie w tym momencie nieznajoma przechyliła się w stronę klifu, a Cyth bez wahania skoczyła w jej stronę, chwytając ją.
- Co robisz? - Spytała Cyth że zdziwienie. i zaraz pociągnęła szarą samicę do siebie co spowodowało momentalne przeważenie, czego skutkiem był upadek obydwóch. - Chcesz wlecieć w szpony śmierci? Jeżeli tak, to prawie ci się udało, więc lepiej nie próbuj tego powtórzyć, bo zostanę sama
wśród wariatów! Jestem Cyth, tak w ogóle.
Obca wadera potrząsnęła głową i wlepiła spojrzenie w przepaść, jakby ignorując fakt wskazujący na to, że Cyth próbuje zagaić ją do rozmowy i to, że właśnie na niej leży. Była cała brudna od kurzu, bo zdążyła otrzeć się o kamienie, ale zdawała się tym nie przejmować. Wskazywał na to delikatny uśmiech i iskierki adrenaliny w jej oczach, których spojrzenie było wlepione w widok z oddali. Mimo to, nie wyglądało to, jakby się przyglądała okolicy. Cytherea miała nawet wrażenie, że nieznajoma widzi coś, czego ona nie może dostrzec. Tak jakby mówiła swoim wyjątkowym spojrzeniem do przyrody, a może i czegoś ponad nią.
Zaraz jednak skierowała spojrzenie znowu na rogatą i widząc, że na niej leży szybko wycofała się do tyłu, znajdując się znowu na krańcu przepaści. Najwyraźniej była w pewnego rodzaju transie pewną chwilę co sprawiło, że nie do końca zrozumiała co się przed chwilą stało.
- Halo, pobudka, prawie umarłaś! Nie wiem co tu robiłaś, ale to nie było szczególnie mądre, mogłaś spaść z tego klifu, a wtedy już nic by cię nie uratowało, ty... No, ty... - Powtórzyła Cyth unosząc brew, przez co wyglądała, jakby w duszy śmiała się z głupoty wadery.
- Veru. Nie pierwszy raz... ale to też nie dzisiaj.
Veru mówiąc to zmarszczyła brwi wpatrując się w mokrą ziemię i szurając po niej łapą. Cyth gdyby faktycznie byłaby cal od śmierci to chciałaby nawiązać jakąś rozmowę z "wybawcą", ale widać ta samica nie miała tego w planach. Od razu widać, że nie jest szczególnie rozmowna. Wyglądało to właściwie tak, jakby sama chciała się zabić, a Cyth w tym jej przeszkodziła. Albo bawiła się w grę "Kto wygra: śmierć czy ona?" tak jakby życie było tylko zabawą. Wadera z rogami również uwielbiała się bawić w zabawy, podczas których czasem narażała swoje życie, ale nie specjalnie.
- No dobrze, skoro tak twierdzisz. Widać masz szczęście, ale trochę zabrakło ci zdrowego rozsądku... sama nie wierzę, że to właśnie ja to mówię. Chociaż nie jest najgorzej.
- Nie jest najgorzej?
- Spotkałaś kiedyś Finna? Taki puchaty, czarny wilk.
- Nie.
Cyth wywróciła oczami i wskazała od razu łbem na małą brzozę w oddali, z bujną koroną pełną świeżych liści. Cały czas wpatrują się w nią, mówiła jednocześnie do tamtej samicy:
- No to powiem ci tak, że nawet taką brzozę pomyliłby z krzakiem, a to wymaga naprawdę małego mózgu. - Zaśmiała się rogata przyglądając się małemu, niewinnemu drzewku. Właściwie to z niewiadomych przyczyn darzyła czarnego basiora i samego lidera znikomą sympatią, ale za każdym razem odganiała te myśli. Przecież byli o wiele gorsi, wadery były o wiele lepszym towarzystwem, w którym trzeba było się kręcić.
Tak naprawdę gdyby nie to trudne dzieciństwo szarej, to z pewnością nie widziałaby różnicy, czasem nieco naciąganej pomiędzy waderą, a basiorem. Jednakże za każdym razem, kiedy myślała o wadach przypominał jej się ojciec i tamten nieznajomy, który po prostu spalił jej opiekunkę. W jego oczach była żądza władzy przez samych magicznych. Na co on właściwie liczył? Przecież każdy wie, że niemagiczni to zwykły przypadek, a więc tak czy siak w końcu urodzą się kolejni. Z resztą karma zawsze wraca, co sprawdziło się i w tym przypadku. Math, czyli tamten morderca zmarł według plotek niedługo później.
Czy to również nie jest złe, kiedy ktoś cieszy się z czyjejś śmierci? To chyba nieważne. Ważne, że umarł i już nikogo nie zabije. Z drugiej strony Cyth nadal była wściekła, że sama go nie zabiła. Rozszarpała by mu gardło, wypatroszyła brzuch i wrzuciła do wody, żeby nikt go nie pochował. Wszyscy twierdzili, że każdy wilk, obojętnie jaki był nam pomaga. W czym? W zabijaniu niewinnych wader? Kelly była dla niej wszystkim. Opiekuńcza niczym matka, przyjaciółka niczym brat lub siostra, w oczach małej Cyth bohaterka. Zostawiła ją jednak samą na tym świecie.
Całkowicie samą.
Cyth miała zawsze uśmiech na pyszczku, radością wypełniała każdy dzień. To nie była jednak prawdziwa radość. Nie była szczera, w środku niej zawsze pozostał ból. Chciała zrobić wszystko, żeby tylko zapomnieć.
Chciała po prostu nie czuć, uciec, trwać.
Veru?
- - -
+622PD
Pani Płot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz