Nastała cicha noc. Latarnicy powoli rozchodzili się do domów. Po chwili spaceru ulicami miasta zauważyłem dzieciaka w jednej z ciemnych uliczek, gdzie nie powinno go być. Dotarłem na miejsce — stare kasyno kipiące pleśnią, kurzem i wszelakim brudem. Powolnym ruchem nacisnąłem klamkę i popchnąłem drzwi. Podszedłem do baru, wyciągając banknot. Położyłem skrawek papieru i poprosiłem whiskey. Zasiadłem ze szklanką, spoglądając na ludzi grających w pokera i inne gry karciane. Posiedziałem tak jeszcze z pół godziny.
Wreszcie podszedł do mnie ten człowiek. Największy pasjonat pokera w Avfallen. Zaśmiał się cicho, po czym wyciągnął dłoń na przywitanie. Niechętnie podałem mu rękę, następnie wstałem i ruszyłem za nim, zostawiając szklankę z trunkiem. Zabrał mnie na tyły lokalu.
- Zabiłem go - wyszeptałem. - A teraz dawaj czterysta monet.
- Dam ci dwieście i będzie dobrze - powiedział gość.
Wyciągnąłem miecz tak, aby ostrze dotknęło jego krtani.
- Dasz mi trzysta pięćdziesiąt i wszyscy będziemy szczęśliwi - wycedziłem.
- D-dobra - zająknął się i podał woreczek z pieniędzmi. Wyszedłem z ciemnej uliczki, wchodząc w główną ulicę. Poszedłem do przodu, nie wiedząc, gdzie się udać. Zauważyłem dzieciaka przede mną. Zlustrowałem go wzrokiem, po czym przeniosłem spojrzenie na księżyc. Dziecko nagle potknęło się i wpadło na mnie. Chłopiec wydusił z siebie tylko ciche jęknięcie, następnie uciekł w jedną z ciemnych uliczek. Pospacerowałem chwilę i ruszyłem w jedną z ów ciemnych ulic. Szedłem przez chwilę, aż w końcu znalazłem się w składzie śmieci. Widziałem sforę psów, to jednak nie wszystko - między workami i koszami zauważyłem blask oczu. To był ten dzieciak. Wszedł w szparę między budynkami. Ruszyłem za nim. Psy rzuciły się do przodu, ale najbardziej zapadł mi w pamięci wilczarz. Wskoczyłem na jeden kosz, po czym wspiąłem się na dach dosyć niskiego budynku. Dzieciak zdążył przecisnąć się między kamienicami. Zszedłem z budynku i pognałem za nim. Teleportowałem się nagle przed dzieciakiem i podłożyłem mu nogę. Chłopiec przewrócił się na brzuch i zatrzymał na krawężniku. Próbował się podnieść, ale na marne. Przytrzymałem go stopą przy ziemi.
- Oddawaj kasę, bo jak nie to dostaniesz w łeb tak, że się nie pozbierasz - warknąłem.
Nastała chwila ciszy. Dzieciak się nie odzywał. Poddenerwowany, pozbawiłem chłopca kurtki, po czym potrząsałem nią, aby pieniądze wypadły. Tak jak myślałem, kasa spadła na bruk, a ja szybko ją podniosłem. Zrobiłem kilka kroków. Dzieciak ledwo wstał. Rzuciłem mu parę monet. Spojrzał na mnie wytrzeszczonymi oczami.
- Muszą być ci potrzebne, skoro próbowałeś okraść zawodowego zabójcę - powiedziałem i odwróciłem się, zamierzając odejść i zająć się z powrotem swoimi sprawami.
Sfora?
---
248 PD
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz