– Nawet nie próbuj żartować – syknęłam. Nogi całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa. Usiadłam, chwiejąc się raz w jedną, raz w drugą stronę. Pomału to wszystko zaczęło do mnie docierać. Cholera jasna, JJ był jedynym lisem, którego szczerze kochałam, a bez niego nie miałam już nikogo. Po co on tam polazł? Już dawno miałam okazję, aby przekonać się o tym, że temu typowi odjęło rozum, ale żeby było aż tak źle? I jeszcze te kłamstwa. Cennecie, mieliśmy zrobić Blade'owi jeden śmieszny żarcik, a skończyło się na zamieszaniu w to przywódcy Łowców i przodkowie wiedzą kogo jeszcze. Kuźwa, wydziedziczę go od razu po uratowaniu jego wielkiej dupy.
– Więc jak, kochanie? Pójdziesz ze mną, czy postanowiłaś jednak zaczekać, aż w końcu i jego truchło znajdzie się na granicy i wtedy będziesz się zastanawiać?
– Możesz się uspokoić? Zachowujesz się jak bachor, który podłapał coś, co go niezwykle bawi i katuje tym wszystkich dookoła.
– Masz rację, trochę mnie to bawi.
– Chyba nie powinno.
– Tu też, niestety, masz rację.
Spojrzałam na Soyę, która ukradkiem przysłuchiwała się naszej rozmowie. Cholera, oby i ona sobie czegoś nie ubzdurała. Nie wiem, do czego jest zdolna, jeśli usłyszała te ,,kochania" i ,,słoneczka", jednak skoro udało jej się spłodzić coś takiego jak JJ, to mogłam się spodziewać wszystkiego. Ja pierdolę, nie znam własnej matki.
– Chodźmy stąd już – mruknęłam. Podniosłam się powoli. Mroczki przed oczami i lekkie zawroty głowy zmusiły mnie do przymknięcia powiek. Chwilę stałam w bezruchu, aż świat przestał wirować. Zdecydowanym krokiem wyszłam z nory, patrząc pytająco na Blade'a, który został w tyle.
– Twoja matka, czy kto to tam jest, zasługuje chyba na jakieś wyjaśnienia.
– Nie znam jej tej lisicy. Możemy iść.
Gdyby nie powaga sytuacji, chyba zaczęłabym się śmiać. Świetna rodzinka, nie ma co. Jeden łazi po terenach wilków cholera wie po co, jego siostra nie ma nic przeciwko, aby ponabijać się trochę z głowy klanu, ponadto twierdzi, że nie zna lisicy mieszkającej razem z nią w jednej norze. Model idealnej rodziny.
Stresowałam się podwójnie i mimo że starałam się tego po sobie nie pokazywać, średnio mi to wszystko wychodziło. Cholera, miałam nigdy więcej nie spotkać się z przywódcą twarzą w twarz. Ten przezabawny żarcik miał być do tego pierwszą i ostatnią okazją. Podczas gdy ja niemal wychodziłam z siebie, Blade sprawiał wrażenie, jakby to wszystko go nie interesowało. Miałam głupią nadzieję, że o tym nie pamięta, albo przynajmniej nie uważa mnie za jakoś bardzo świrniętą. W każdym razie, czułam się trochę niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Cholera, jeszcze nigdy w życiu tak się nie czułam. No, może raz jak wyznałam miłość jakiemuś przypadkowemu szczeniakowi, narażając się tym na śmiech ze strony rówieśników i mojej miłości. To też było strasznie niezręcznie, ale mimo wszystko byłam mała i i nie jedyna, która nieszczęśliwie zakochała się w jakiś nieznajomym.
Blade, odkąd wyruszyliśmy w drogę, nie odezwał się do mnie ani słowem. Może jednak uważa mnie za świra, za kogoś niewartego rozmowy? Nie znałam go, słyszałam jedynie różne opowieści dotyczące jego zachowania, ale nie wiedziałam, co jest prawdą, a co nie. Niektórzy mówili, że to ponury mruk, inni uważali to za kłamstwo, a każdy z nich zapewne nie zamienił z nim ani słowa. Mam spędzić w jego towarzystwie cały dzień. Pomocy.
– Jak ja mam się tam zachowywać? – zapytałam w końcu, czując potrzebę przerwania tej ciszy. – No wiesz, chodzi mi o to jego kłamstwo.
– Jeśli powiem ci, że mamy wyprowadzić Silvera z błędu, to mnie posłuchasz, czy może już przyzwyczaiłaś się do bycia moją partnerką?
– Chcę tylko odzyskać brata. – Chwila milczenia. Chyba wiedział, co zaraz powiem. – Nie wiem, czy dobrze myślę – zaczęłam niepewnie, na jego pysk wkradł się pobłażliwy uśmiech – ale jeśli wyda się, że to wszystko było kłamstwem, jeszcze bardziej go pogrążymy.
Blade?
---
451 PD
~mima
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz