Delikatnie zapukałam do drzwi Fabiana. Chłopak już wiele razy proponował mi, abyśmy zamieszkali razem, ale ja nie potrafiłam się na to zgodzić, mimo że długo rozważałam tę propozycję. Gdybym dzieliła z nim jedno mieszkanie, miałabym wrażenie, że stoję przed nim obnażona. Fabian od dawna wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny i jestem pewna, że mu ufam, ale o niektórych rzeczach nie chcę powiedzieć nawet jemu. Z pełną świadomością stoję przed nim naga, ale osłaniam się ręką, szmatką, czymkolwiek. Nie potrafię pokazać mu siebie w całości, nikomu nigdy nie potrafiłam. Może myśli, że widział mnie w pełnej okazałości, jednak jakiś fragment pozostał zakryty. Jakieś niewypowiedziane słowo, skrywana emocja, która tłukła się od środka. Nie zwracał uwagi na zakryte miejsce, cieszył wzrok tym, co już widzi. Dobrze, że tak jest. Dobrze, że nie próbuje zabrać mi mojej szmatki, odsunąć rękę, za wszelką cenę zobaczyć to, co ukrywam. Nie chcę się przed nim otwierać stuprocentowo.
Otworzył drzwi i wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedział, że nie jestem w nastroju. Odsunął się, robiąc mi przejście. Opadłam na fotel – mebel, który okupuję od mojej pierwszej wizyty w tym mieszkaniu i dopóki ja jestem w środku, Fabian nie ma do niego żadnych praw. Siedzieliśmy w ciszy, nie wypowiadając zbędnych słów, czego ściany tego mieszkania nie miały okazji zobaczyć zbyt wiele razy.
Ludzie wylegli na ulice w kolorowych maskach i kapturach, chociaż na jeden dzień mogli stać się kimś innym. W tym święcie było coś niezwykłego. Wrogowie rozmawiali ze sobą nieświadomi tego, że gdyby zdjęli przebranie, prawdopodobnie skoczyliby sobie do gardeł. Następnego dnia znów będą sobie dogryzać i obgadywać nawzajem. Od jakiegoś czasu nie obchodzę tego święta, nie próbuję się przebierać. Zawsze spędzam je z Fabianem sam na sam i niezmiennie mam wtedy kiepski humor. Nigdy nie mówiliśmy sobie, dlaczego w Faomae pozostajemy w domu, ale oboje doskonale wiemy, że mamy ten sam powód.
– Jesteś zła...
– Nie – mruknęłam i wzruszyłam ramionami zanim skończył.
– ... że nie żyjemy jak normalni ludzie?
– Nie wiem – powiedziałam beznamiętnie, unikając jego wzroku. – Po prostu... To ma swoje dobre strony. Przesiewa ludzi i zostawia nielicznych, tych godnych zaufania. Wiesz, że cię uwielbiam, prawda?
– Potrafisz być strasznie słodka, jak się nie drzesz i nie wykłócasz. – Uśmiechnął się rozczulająco i przytulił mnie, siadając na oparciu mojego fotela.
Wtuliłam się w jego tors i uświadomiłam sobie, jak rzadko go doceniam. Jest wspaniałym człowiekiem i przyjacielem i powinien wiedzieć o tym, jak dużo dla mnie znaczy. Często mnie komplementuje mimo moich wszystkich niedoskonałości. Jemu jakoś łatwiej przychodzi określenie swoich emocji i uczuć i wypowiedzenie ich na głos.
– Wyjdziemy do ludzi?
– Co?
– Możemy iść do jakiejś karczmy i nie zwracać uwagi na innych.
Nie chciałam nigdzie wychodzić, lecz tym razem nie zaprotestowałam, co oznaczałoby zakończenie tematu. Nieznacznie kiwnęłam głową i wzruszyłam ramionami. Niech ma ten swój dzień dobroci dla zwierząt.
Szliśmy bez żadnego przebrania, spotykając się z pełnymi zaskoczenia spojrzeniami ludzi. To dziwne, że oni traktowali ten kostium tak strasznie na poważnie i wyznawali zasadę, że jeśli go nie masz, lepiej nie wychodź z domu. I tak większość ludzi kłamie, udaje i próbuje ukryć swoją fałszywość i dwulicowość, więc po co im jeszcze maski? A co do dobrych duszków – dla mnie to wszystko było jedną wielką bujdą. Nie istnieją żadne dobre duszki, a jeśli się mylę, to na pewno nie są takie dobre.
– Uważasz, że to wszystko ma sens? – zapytałam na widok grupki uczestników obchodów modlących się o wparcie, urodzaj, szczęście i inne łaski.
– Wszystko ma jakiś sens – stwierdził.
– To nie ma.
– To, że ty tak uważasz nie znaczy, że tak jest.
– Ludzie są teraz skorzy do uwierzenia we wszystko, byle tylko dać sobie nadzieję na lepsze życie.
– Mówisz o duchach?
– Między innymi.
– Przecież nie robią nic złego.
– Wiem, po prostu uważam, że to beznadziejne. Chodź – rzuciłam, kiedy ten zatrzymał się i popatrzył na mnie z politowaniem.
– Zawsze wszystko krytykujesz.
– Nie jestem taka zacofana jak oni.
Ludzie w karczmie częstowali nas spojrzeniami spode łba, a ja nie pozostawałam im dłużna. Fabian odebrał mi całą zabawę, zamieniając się ze mną miejscami, abym siedziała do nich wszystkich tyłem i nie drażniła nich bardziej, niż drażnię samym pojawieniem się tutaj.
– Próbujecie się wyróżnić? – zagadnął podpity zakapturzony młodzik. – Idźcie pomodlić się za wasze szczęście czy coś takiego – czknięcie – i załóżcie coś, bo tam dalej już o was gadają – kolejne czknięcie.
– Przyzwyczaiłam się. – Poklepałam go po ramieniu. – Poza tym, jesteśmy przebrani. Oboje.
Zmrużył oczy, przypatrując nam się przez chwilę. Może pomyślał, że jego oczy robią mu figla, a może nie chciał dalej kontynuować tej rozmowy, w każdym razie zatoczył się, rzucając na odchodne krótkie: a, to przepraszam.
– Biedny – powiedział Fabian, odprowadzając młodego wzrokiem – pewnie teraz zastanawia się czy to z tobą, czy z nim było coś nie tak.
– Czujesz się przebrany? – zapytałam beznamiętnie, pustym wzrokiem patrząc w przestrzeń. Nie odpowiedział.
co z tego że już zima, bez kontynuacji, pisane tak o
---
393 PD
~Mimma