Wczorajszy wieczór, tak samo jak przedwczoraj, spędziłam z moim bratem. Z JJ-em zawsze miałam dobry kontakt, ale teraz zdecydowanie się polepszył, o ile to możliwe. Mogliśmy wspólnie ponarzekać na zmiany w Avfallen, na rodziców, na pszczoły, na deszcz i na wszystko, jak to mamy w zwyczaju, kiedy się spotykamy. Tym razem jednak na narzekaniu się nie skończyło i teraz żałuję, że przystałam na jego propozycję. Usiedliśmy bardzo blisko siebie i... zaczęło się. Opowiadanie strasznych historii, oczywiście. Wtedy te wszystkie zmory nie wydawały się ani trochę przerażające. JJ był obok mnie, więc nie miałam powodów do strachu. Przy nim wszystko wydaje się inne.
Skończyliśmy późno w nocy i poszliśmy spać razem, przytuleni do siebie. Może czasem, kiedy słyszałam jakieś szmery, wzdrygnęłam się lekko, ale czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że mój brat obroni mnie przed zmorą, tak samo jak bronił mnie przed innymi rzeczami w dzieciństwie.
Rano, po przebudzeniu, uśmiechnęłam się na myśl o tej nocy. Wspólnie stwierdziliśmy, że co jak co, ale opowiadanie strasznych historii musimy kiedyś powtórzyć.
Noc. Pozornie taka sama jak wczoraj, teoretycznie zupełnie inna. Brakowało czegoś, czegoś bardzo ważnego. Tę noc miałam spędzić sama, ponieważ JJ miał jakieś swoje sprawy, o których nie chciał mi mówić. Na początku pomyślałam, że trudno, przeżyję. Teraz całkiem zmieniłam zdanie.
Jeszcze przed zachodem słońca wybrałam się na długi spacer. Szłam przed siebie i miałam nadzieję, że nie zgubię się po zapadnięciu zmroku. A kiedy słońce już zaszło zorientowałam się, że ewentualne zagubienie się na terenach Cieni nie było tym, czym powinnam się najbardziej martwić.
Szepty. Czyje to głosy? Kroki. Kto tu idzie? Cień. Kto tu jest? Czy ja wariuję? Oddech. Kim jesteś? Łamana gałązka. Ktoś się zbliża. Błysk. Co to było? Cholera, cholera, cholera!
Zawróciłam. Miałam wrażenie, że coś mnie obserwuje i odczucie to było tak realne, że niemal zemdlałam ze strachu. Nie bałabym się, gdyby to było... normalne. A nie było. Miałam wrażenie, że nie jestem sama. Czułam obecność.
– Pomocy – szepnęłam. Zaczęłam mówić do siebie, byle tylko dodać sobie otuchy. To było z tyłu, gdzieś za mną. To coś. Ktokolwiek, cokolwiek to jest.
Stanęłam, odwróciłam się i wpatrywałam w ścieżkę. Czułam, że wpatruję się w to coś, mimo że moje oczy go nie dostrzegały. Nigdy nie podejrzewałam, że mogę się tak bać. Drżałam na całym ciele, a moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Uchodziłam za odważną i ja sama uważałam, że taka jestem. Teraz zorientowałam się, że moja odwaga ma pewne granice.
Nagle usłyszałam kroki. Coś tu szło. Popatrzyłam z nadzieją na krzaki, które zaczęły się poruszać i na ścieżce pojawiła się lisiczka. Kojarzyłam ją, ale nigdy nie miałam okazji, by się z nią zapoznać. Robin spojrzała na mnie pytająco. Zapewne stanowiłam ciekawe zjawisko – drżąca, sama i przerażona.
– Chodźmy stąd jak najszybciej – powiedziałam, podchodząc do lisiczki. – To nadal tutaj jest i patrzy się na nas.
Zabrzmiałam jak psychiczna? Jakbym sobie coś ubzdurała? W końcu byłyśmy tutaj same. ,,Same".
Robin?
jeden wielki chaos
----
+290 PD
~Maggie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz