wtorek, 31 lipca 2018

Od Haego (do Yumeko) "Mały diabełek" cz. 3

 Hae rozglądał się wokół, lecz dziwnej lisicy nigdzie nie było. Nie poddawał się jednak i szukał za każdym drzewem i pod każdym krzakiem, coraz bardziej marszcząc nosek ze zniecierpliwienia. 
 - Gdzie jesteś?! - zapytał głośno, ale tak jak podejrzewał nikt mu nie odpowiedział.
 Zatrzymał się więc, zamknął oczy i zaczął nasłuchiwać. Z początku słyszał tylko szum młodych liści i śpiew ptaków, zaraz jednak doszedł do tego cichy, lecz coraz szybciej głośniejszy szelest. Bardzo szybko. Odwrócił się w stronę hałasu. Czy to ta lisica biegnie w jego stronę? Nie... Lisy nie są takie głośne. 
 I wtem coś wielkości Haego wyskoczyło z krzaków i zupełnie ignorując malca pobiegło dalej. Zając?
 Lisek nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym dłużej, gdyż zaraz za nim wyskoczył ciemny lis, wielki, trzy, a może nawet cztery razy większy od lisicy spotkanej wcześniej. Jednak on nie minął malucha jak zając sprzed chwili, lecz gdy tylko go zauważył, bez chwili wahania, ani namysłu rzucił się na niego. Przerażony Hae automatycznie uskoczył w bok, ledwo unikając wielkich pazurów. Zaczął biec przed siebie, lecz gdy tylko obejrzał się, wielkie kły były tuż za nim. Zrobił skok w bok, tym samym wpadając na pień drzewa. Odwrócił się, tylko po to, by ujrzeć straszne, szare ślepia i zbliżające się ogromne kły. Nie miał żadnych szans, by przed nimi umknąć. Skulił się ze strachu i zaczął głucho piszczeć.
 Wtedy nagle ciemny lis stanął w płomieniach. W szaleńczych skokach i wiciu się, rozpaczliwie próbując ugasić ogień, cofnął się od Haego. Wył tak przeraźliwie i głośno, że wszystkie ptaki w pobliżu zerwały się do lotu i uciekały. Cały las zdawałby się ucichł, słychać było tylko wrzaski płonącego, trzaskanie ognia, a w powietrzu dominował odór spalonego mięsa. W końcu wielki lis ucichł, przestał skakać, po czym zupełnie znieruchomiał i padł na ziemię. Nie przypominał już zwierzęcia którym był przed chwilą, w ogóle nie przypominał nic żywego. Została z niego tylko dymiąca, czarna kupa.
 Hae zupełnie znieruchomiał. Wstrzymał oddech, choć sam nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Może to z szoku? A może przez duszący zapach? Nie odwracał wzroku od trupa, nawet gdy lisica która wcześniej ukrywała się przed nim stanęła obok. Spojrzała na małego liska, lecz gdy ten w żaden sposób nie zareagował, podeszła do zwęglonych zwłok i patrzyła na nie przez chwilę. Gdy odwróciła się od niech i znów skierowała wzrok na Haego, ten, trochę się trzęsąc zapytał piskliwym, zdecydowanie zbyt piskliwym, chciał bowiem brzmieć odważnie, głosem:
 - Cz-czy l-lisy mogą urosnąć takie wielkie? 
 Lisica parsknęła. 
 - To nie lis, głupi maluchu - powiedziała, choć w jej głosie nie było złości, po czym szybko dodała, zaniżając trochę ton. - To był wilk.
 Hae spojrzał znów na czarną masę. Jeszcze nigdy nie spotkał wilka. Teraz już jednak wiedział dlaczego takie malce jak on nie powinny żyć same - skoro coś takiego grasuje w lesie i poluje na takie małe liski jak Hae.
 Lisica podeszła do niego i stanęła obok, z góry lustrując malucha wzrokiem. Przez chwilę tak stali w zupełnym milczeniu, w końcu jednak Hae odezwał się słabym, cichym głosem:
 - Znalazłem cię.


Yum?
Pssst, ten wilk był taki agresywny bo przedawkował krzaki od Finna.

255 PD ~Teczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz