środa, 19 września 2018

Od Zoli (do Aizena) "Wybuchowe spotkanie" cz.5

— Aa… — Tak, to byłam w stanie sama z siebie również wydusić. Wypiszczeć. Wykrzyczeć. Dobra, zachowałam się może jak typowa, książkowa damulka w opałach, ale każdemu się zdarza, zwłaszcza, gdy jego nogi omal nie stają się celem mini-bomby. Nadal nie do końca rozumiałam, co się tutaj wyprawiało, co za eksperymenty prowadził stojący przede mną mężczyzna, ale, chuja tam, wrobić siebie w żadne działania dywersyjno-śmiertelne nie dam. 
  Mężczyzna w końcu podniósł się na nogi, opierając się dłonią o stół i zaczynając masować sobie czoło. Czułam się podobnie, chyba nadchodziła największa migrena mojego życia. Co się tutaj wyprawiało, zdecydowanie przekraczało ludzkie pojęcie. 
— Zakładam, że to nie miało buchnąć w ten sposób? — spytałam nieco głupio, podchodząc do mężczyzny. Jego zakład wariatkowy, także jemu będzie prościej połapać się w topografii terenu. Nie mówiąc już o fakcie, że pewnie znał na pamięć wszystkie własne pułapki, niebezpieczne miejscówki i tym podobne cholery, skoro sam sobie je pozakładał. Nie żebym oceniała czyjeś skłonności samobójcze, ale jeżeli ktoś dla własnej frajdy ryzykował usmażeniem skóry lub trwałym kalectwem, to trzeba być masochistą. Albo zdrowo jebniętym. Jeszcze nie doszłam do tego, która wersja bardziej pasowała doktorkowi w fartuchu, kitlu czy co tam to w końcu było. 
— Ja pana nie chcę straszyć czy cokolwiek, ale to chyba inaczej miało wyglądać. No i czy tutaj więcej takich niespodzianek jest, bo wycofałabym się delikatnie, ale zaczynam mieć wątpliwości, czy po drodze nóg nie stracę. Takie cośki, to się tutaj często zdarzają? Ryzyko zawodowe? Jakaś robota na zlecenie? Jaki bogacz-idiota, zleca badanie czegoś tak niebezpiecznego?

Aizen?
---
153 PD
~Mimma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz