Mężczyzna, a raczej wciąż chłopak, przyglądał się mi z dozą niepewności, ale to on wyszedł z mordobicia dwójki gości, więc tutaj raczej samotnie mogłabym grać biedną, umęczoną dziewuszkę, a nie potencjalnego zabójcę kogokolwiek. Lub czegokolwiek. Zresztą, to mnie uratowano tutaj jako damę z opałów, więc powinnam ja się martwić, marudzić i kręcić nosem nad darmowym drinkiem. Którego mi nie postawiono, co tylko przedstawia maniery stojącego przede mną gościa. Zero szacunku dla kobiet.
— A kto pyta? — spytał tylko, na co nie mogłam nie odpowiedzieć prychnięciem.
— Zola Niemój. — Żadnych powodów do ukrywania mojej tożsamości nie znalazłam, tym bardziej, że spora część wioski kojarzyła mnie tu i ówdzie. Bardziej wszędzie i zewsząd, bo nazwisko jednak swoje robiło, zwłaszcza w sytuacji ekstremalnie niekomfortowej. No i Bastiana chyba wszyscy tutaj kojarzyli, bardziej jako niemowę czy tego dziwnego zielarza z dziczy, a w trudnych momentach porodówki, to wracali jak na klęczkach. Jak trwoga, to do Boga, tutaj to wyglądało podobnie.
— Karo Yakuza. Może nie powinienem ci tego mówić, ale jestem zawodowym mordercą, mam dziewiętnaście lat i mieszkam samotnie na środku lasu. — Nie wiedziałam, czy się śmiać czy przewracać oczami. To zdecydowanie przestawało mi się podobać, facet miał nie po kolei w głowie, jeżeli faktycznie był mordercą, to marnym, ale nawet przy głupich żartach wolałam uciec, gdzie pieprz rośnie. Trudno się mówi, świsnę chyłkiem do domu, otwarte jeszcze będzie, bo River nigdy nie zamyka, gdy mnie nie ma.
— Słuchaj oni nie odpuszczą. Zabiję ich, potem wrócimy do rozmowy... — Pokręciłam z niedowierzaniem głową, memląc w ustach wodę.
— Słuchaj, naprawdę mnie nie obchodzi, o czym ty mówisz. Jeżeli dwoje gości chce mnie zajebać tylko za jeden komentarz to są nienormalni, a tutaj informujemy o tym władze, a nie szalejemy jakby kurwa goniła za klientem — zaczęłam spokojnym, lekko flirciarskim tonem, mrugając w stronę barmana, który tylko pomachał mi brudną od piwa ścierką — więc, nie wiem, odpuść sobie i nie rozgłaszaj wszem i wobec, że będziesz kogoś dobijał? Serio, niby ciarki przechodzą, ale nie wiem, czy od śmiechu nie przypadkiem. Może by któraś na to poleciała, ale mam chlubną zasadę nietrzymania się nerwusów i wariatów, więc, sorry-memory, bayo! — rzuciłam luźno, machając dłonią, dopijając wodę i zeskakując z krzesła, żeby ruszyć w stronę wyjścia.
Karo?
---
218 PD
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz