środa, 17 października 2018

Od Silvera (do Reyny) "Profesjonalny Świecznikowy Skrytobójca" cz. 4

  Z gardła basiora wyszedł głuchy jęk, gdy ludzka wadera upadła na jego potężne cielsko. Nie była ciężka, jak na człowieka oczywiście, ale Silver wyraźnie czuł pazury* wrzynające się w jego skórę. Że też takie nędzne odpryski, jakie mieli na palcach ludzie potrafiły zadać taki ból! Szybko zebrał w sobie całą siłę i wygramolił się spod nacisku ciała, a następnie spojrzał na nieszczęśnicę wzrokiem pełnym oburzenia. Ta odpowiedziała przepraszającą miną, ale on tego nie zauważył, bowiem natychmiast zaczął rozglądać się za biednym świecznikiem.
- Nie ma go! - wykrzyknął.
- Na pewno zaraz się znajdzie... - odrzekła Reyna, ale wtem oboje zauważyli, gdzie jest skarb wilczego dowódcy.
To ta starucha go zabrała!
Kobiecina oddalała się szybkim krokiem od miejsca zdarzenia, trzymając w pomarszczonych dłoniach drogocenny świecznik, który połyskiwał wesoło w promieniach popołudniowego słońca. Basiora wypełniła nieokiełznana furia, która wręcz darła się w jego głowie, żeby w tej chwili rzucił się w pogoń za złodziejką. Jak pomyślał, tak też zrobił - już napinał mięśnie do biegu, gdy dziewczyna złapała go mocno za nogę, tak, że omal się nie przewrócił.
- Co ty, na wszystkie liście na gałęziach, wyrabiasz?! - darł się wilczur, próbując oswobodzić uścisk.
- Nie możesz za nią iść! - Odpowiedziała ludzka wilczyca, jedną ręką trzymając tylną nogą Silvera, a drugą swoją bolącą kostkę. - To nie twoje tereny!
- A ty zapewne się zgubiłaś na naszych, czyż nie? - sarknął ironicznie. Reynę na te słowa chwilowo zatkało, bowiem nie widziała, co ma odpowiedzieć. Wilk jednak nie czekał na odpowiedź, tylko dodał: - Teraz ja mam zamiar zgubić się na waszych. Na pewno nikt nie zauważy.
  Dziewczyna błyskawicznie wymieniła rękę trzymającą umięśnioną nogę Silvera na drugą, mniej obolałą, gdy jednak wilczur, wykręcając się w dziwny sposób miał zamiar dosięgnąć jej ręki pyskiem i najpewniej jej ją odgryźć, szybko się wycofała. Spoglądała na niego błagalnym spojrzeniem.
- Nie, nie idź za nią! Jak chcesz to pójdę popytać we wsi o tę babę, ale zostań tutaj!
  Basior tylko prychnął na te słowa - był pewien, że młoda wadera nie dotrzyma słowa. W końcu, kłamliwe, dwunożne wilczyce nigdy nie wywiązują się ze swych obietnic...
Ale jednego nie rozumiał. Przecież nawet, jeśli ona by go nie powstrzymała, zrobiliby to strażnicy czy nawet wieśniacy, jeśli mają w sobie chociaż odrobinę odwagi. Dlaczego więc ona tak się upiera, żeby nie próbował? Bała się wydać przywódcy Łowców nawet takiego małego kawałeczka terenu?
- Proszę... - powtórzyła cicho. 
- Trzeba było cię od razu zabić. - Warknął tylko basior i wreszcie zdecydował się pognać wgłąb terytorium Wojowników, zostawiając we wgłębieniu przerażoną Reynę. Kątem oka jeszcze zauważył, jak próbuje się dźwignąć i iść za nim. W sumie, nawet jej się to udawało, niestety poruszała się zbyt wolno, aby dogonić białego wilka, który w końcu zniknął za krzakami.
  Mimo, iż minęło kilka dobrych minut od ucieczki starej kobiety, Silver dzięki znakomitemu węchowi szybko ją wytropił i teraz skradał się w jej kierunku. Po krótkiej chwili rzucił się na nią, chcąc wygryźć jej gardło i zabrać świecznik. W ostatniej chwili jednak się zreflektował: "Starych wilków się nie zabija, to haniebne" i dosłownie w ostatnim momencie zmienił kierunek skoku na tyle, aby móc wyminąć się ze złodziejką. Ta złapała się za serce z przerażenia, patrząc się wilkowi w oczy (drodzy Wojownicy, nigdy nie patrzcie się Łowcy w oczy, to dla nich oznaka prowokacji).
- Oddaj to, co nie jest twoje. - warknął wilczur. Staruszka jak na sygnał upuściła świecznik na trawę i zaczęła prędko uciekać - nawet nieco szybciej, niż na starą, schorowaną kobietę przystało.
  Gdy Silver podnosił z ziemi poharatany świecznik, pojawiła się Reyna, wspierając się o pobliskie drzewa i pnie. 
- Dlaczego nie zabiłeś tej staruchy? - zapytała, więc domyślił się, że zdołała pojawić się tu wcześniej. Na początku uznał, iż to z bolącą kostką niemożliwe, ale zastępczyni Wojowników, korzystając ze swoich atutów fizycznych, zdołała się tu dostać szybciej niż jakikolwiek inny człowiek. 
- Miałbym zachlapać krwią mój cenny świecznik? Jeszcze tego by brakowało! - odparł, po czym dodał płaczliwym tonem: - Zobacz, jak go ta baba zniszczyła - wszędzie są odciski jej łap. Będę musiał znów go polerować, a to zajmuje godziny! 
- Ach, no tak. - mruknęła Reyna. - To naprawdę straszna zbrodnia. A teraz może łaskawie opuścisz nasze tereny i wrócisz do lasu, bo...
- Tak, tak, już sobie idę i niech mnie Natura strzeże przed waszymi ostrymi dzidami! - powiedział Silver, gdy nagle coś do niego dotarło.
Zostawił cały worek ze świecznikami na pastwę losu! Na pewno ktoś już zdążył je ukraść i zachlapać błotem! Biedne świeczniki!

Reyna?

---
+359 PD
~Maggie
*Silver, nie znając ludzkich nazw dla wielu rzeczy przekręca je na podobieństwo wilcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz