czwartek, 11 października 2018

Od Taemina (do Jeana) "Ramen, kolejka i ruletka" cz. 4

Tak się złożyło, że szliśmy w tę samą stronę. Nie narzekałem, mimo że nieznajomy sprawiał wrażenie nieco... zawstydzonego. Tak, to chyba dobre słowo. Wzruszyłem ramionami i wbiłem wzrok w swoje przybrudzone, skórzane buty, postanawiając na razie się nie odzywać. Jak można się domyślić, nie wytrzymałem zbyt długo i nieśmiało zainicjowałem rozmowę:
- Zbiera się na burzę - zauważyłem, wpatrując się w sine niebo, które już prawie w całości zostało pokryte niebezpiecznie ciemnymi chmurami. Nie lubiłem takiej ciszy, która zawsze poprzedzała godziny przepełnione wyładowaniami atmosferycznymi i rzęsistą ulewą, wstyd mi się było przyznać, ale bałem się tych jasnych błyskawic i grzmotów. Dlatego mocniej naciągnąłem rękawy jasnoniebieskiego swetra i przyśpieszyłem nieco kroku, chcąc szybciej znaleźć się w domu.
- Zapomniałem się o to spytać, jak się nazywasz? Ja jestem Taemin, miło mi cię poznać! - Uśmiechnąłem się szeroko, a moje oczy zaczęły przypominać dwie, urocze kreseczki. Zawsze się tak działo, kiedy na mojej twarzy wymalował się uśmiech trochę szerszy niż zwykle, znajomi mówili, że wyglądam wtedy słodko, ale ja nie byłem tego do końca pewny.
- Jestem Jean, również miło poznać - odpowiedział i postawił kołnierz, żeby ochronić się przed podmuchami wiatru. Jeszcze godzinę temu świeciło słońce i nic nie wskazywało na to, żeby pogoda miała się zmienić, a tymczasem na sto procent za chwilę zaskoczy nas burza. Po chwili z nieba zaczęły spadać pierwsze kropelki deszczu, które w kilka sekund przerodziły się w ulewę. W jednej chwili, oboje byliśmy przemoczeni do suchej nitki, a ja miałem niemal stuprocentową pewność, że przeziębię się, jeśli posiedzę jeszcze chwilę w tych mokrych ciuchach. A do mojego mieszkanka nie było wcale tak blisko...
- Kurczę, boję się - odezwałem się, a mój głos zrobił się nieco piskliwy, kiedy grzmot uderzył dość blisko nas. Mało brakowało, a uczepiłbym się chłopaka niczym rzep psiego ogona.
- Chodź do mnie, jesteśmy już w zasadzie na miejscu, a ty masz pewnie jeszcze daleko, tak? - zaproponował nieśmiało i wskazał palcem na niewielki budynek w odległości kilku metrów.
- Wiesz co, chętnie. W innym wypadku bałbym się iść do mieszkania kogoś obcego, ale tym razem sytuacja jest wyjątkowa. - Zaśmiałem się cicho i kichnąłem. Dziesięć minut później byliśmy już w mieszkaniu Jeana.
- Tutaj masz jakieś ubrania na zmianę, po pierwsze, jeśli zostaniesz w tych przemoczonych rzeczach, to będę miał mokro w całym domu, a po drugie, przeziębisz się. Drugi pokój na lewo, tam możesz się przebrać - wyjaśnił i wręczył mi spodnie oraz jakiś sweter. Podziękowałem mu i zaszyłem się we wskazanym pomieszczeniu. Okazało się, że to najwyraźniej była jego sypialnia, bo na środku stało średniej wielkości, starannie zasłane łóżko. Powoli zsunąłem z siebie górę i dół mojego ubioru, który nieprzyjemnie kleił się do odsłoniętego ciała. Westchnąłem cicho i zacząłem się ubierać. Z jakiegoś powodu, zupełnie nie zauważyłem tego, że mój nowy znajomy uważnie mi się przyglądał. Miał z resztą do tego doskonałe warunki, bo zostawiłem uchylone drzwi i szpara była dość szeroka. Gdybym go na tym przyłapał, pewnie zwyzywałbym go od pedofilów i takie tam, ale na szczęście dla niego, tak się nie stało. Chwilę później siedzieliśmy w salonie na kanapie i popijaliśmy herbatę, a moje ociekające wodą ubrania suszyły się nad kominkiem.

Jean?
----
256 PD
Owca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz