Był gorący poranek. Nie byłem w domu. Dzień wcześniej musiałem kogoś zabić. Szczęka zwisała na sznurku z mojego pasa. Jadłem właśnie śniadanie pod drzewem. Z krzaka wyskoczył nagle kot. Dałem mu kawałek chleba. Otarłem pot z czoła, wstałem i ruszyłem do domu, jeszcze długa droga. Byłem blisko Klanu Łowców. Zacząłem iść. Czułem się jakby ktoś mnie obserwował. Momentalnie odwróciłem się i zza pleców wyskoczył wilk. Cały czarny. Przed nim mały lis. Wyglądał na jakiś rok może trochę mniej. Miał już zaatakować lisa lecz przed malcem nadepnąłem mu na łeb. Przewalił mnie, to jednak wilk większa tężyzna fizyczna. Takich przeciwników pokonuje się szybkością. Rzucił z powrotem się na lisa. W ostatnim momencie złapałem lisa, a raczej lisiątko.
- Uciekaj! - krzyknąłem.
Wilk coś krzyknął i rzucił się w pogoń za "zwierzyną". Z dosyć dużą siłą rzuciłem igłami w nogę wilka i zniknąłem w ciemności lasu.
- Nawet nie podziękujesz? - powiedziałem.
- Sam bym go pokonał! - odpowiedział.
- Skoro tak, to ten wilk jeszcze żyje, jak chcesz, mogę mu zdradzić naszą lokalizację. - oznajmiłem. - W sumie sam nas znajdzie.
Tak jak powiedziałem, wilk wyskoczył z zarośla. Szybkim ruchem obciąłem mu głowe, która padła pod nogami małego lisa. Odskoczył szybko, a ja trochę się zaśmiałem. Schowałem miecz i poszedłem dalej. Ten lis cały czas za mną podążał. Gdy się odwracałem, ukrywał się za drzewem lecz słabo mu to wychodziło.
- Dobra skoro tak, to ja jestem Karo Yakuza. - oznajmiłem. - A ty?
- H-Hae... - odpowiedział młody lis.
- Nigdy nie myślałem, że to zrobię ale chodź dam ci coś do jedzenia. - powiedziałem.
Hae?
----
+160 PD
~Maggie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz