Silvera ogarnęła przeogromna wściekłość na widok ludzkiego intruza w jednym z obozów. Tak się złożyło, że był to jeden z opuszczonych obozów przygranicznych, którego część służyła przywódcy jako jeden z jego schowków na najcenniejsze skarby - w tym przypadku na drogocenne świeczniki. A przynajmniej ich część. Basior bowiem przyjął strategię rozkładania swoich kosztowności na kilka obozów, by w razie ewentualnego napadu i skradzenia tych rzeczy umarła tylko część klanu, to znaczy, yyy, by nie skradziono wszystkiego na raz. Ten "składzik" jednak miał zostać dziś przez samego dowódcę opróżniony, gdyż nie mógł narażać swoich skarbów na lepkie łapy jego poddanych, którzy mogliby się tu przybłąkać.
Wyraźnie wyczuwał strach bijący od tej ludzkiej wadery, aczkolwiek miał wrażenie, że dziewczyna jest już pogodzona ze śmiercią. Albo to podstęp.
Szybko podniósł łeb i rozejrzał się po pomieszczeniu. Tuż obok nieznajomej leżał jeden ze świeczników, którego płomień zaczął podpalać pojedyncze źdźbła wysuszonej trawy, którą swego czasu nanosiły tu inne wilki - zanim przeniesiono wszystkich do innego obozu, miejsce to było jaskinią obozowych medyków, tak więc poza trawą walały się tam jeszcze suche liście i resztki starych, również suchych ziół. Choć w chłodnej jaskini wydawało się to niemożliwe, to prawdopodobnie wściekłość Silvera podtrzymywała nieświadomie ogień i sprawiała, że zaczął wydzielać się dym. Wilk zaczął pojmować, że zaraz będą tu mieli mały pożar, a to napełniło go niepokojem.
Musiał ugasić pożar. Zaczął żałować, że nie zabrał ze sobą Isabelle, której moc władania wodą mogłaby się tu bardzo przydać, ale bał się jej przyznać, z jaką miłością kolekcjonuje świeczniki. Ponieważ sam nie mógł ugasić pożaru, był zmuszony prosić o pomoc wroga.
- Jakieś dwieście metrów za obozem jest strumień. Przynieś tu wodę, i to prędko! Zaraz mi efekt pozłacania ze świeczników zejdzie! - poganiał dziewczynę. Ta z pewnym wahaniem oddaliła się we wskazanym kierunku. - Byle tylko nie zwiała - mruknął do siebie. Starał się nieporadnie gasić płomienie, lecz to było na nic. Z każdą sekundą ogień zwiększał się i przywódca wiedział, że jeszcze trochę a będzie zmuszony uciekać. Najgorsze było jednak to, że wtedy już ie odzyska swoich świeczników, co było dla niego nie do pomyślenia. Cicho prosił Matkę Naturę o łaskawość i poskromienie ognia.
Wtem pojawiła się dziewczyna z mokrymi szmatami, które wytrzasnęła chyba z lisiego Cennetu, w każdym razie szybko wyciskała wodę które zaczęły gasić nierozwinięty jeszcze pożar. Wszystkie wyciśnięte kawałki materiału basior brał w pysk i biegł nad strumień, by przynieść dziewczynie nasiąknięte lodowatą wodą. Przemknęło mu przez myśl, że stał się pieskiem na usługi swej ""pani"", ale nie był głupi, więc nie przekładał życia swoich kochanych świeczników nad wilczą dumę i niezależność.
W końcu mały pożar ugaszono i oboje mogli odetchnąć. Z zatroskaną miną Silver wziął biedny świecznik w pysk i poszedł włożyć go do worka, który należał do Finna. Zapatrzony w lidera czarny basior z radością użyczył mu tego ciekawego wynalazku na czas "ważnej misji". Niestety, zadanie włożenia całej kolekcji do worka była pracą żmudną i wkurzającą, zwłaszcza gdy worek znowu się spłaszczył i trzeba było szukać otworu. Gdy włożył "sprawcę" pożaru do worka, zwrócił się burkliwym tonem do wadery z Wojowników:
- Tym razem daruję ci życie, dwunożna istoto. W podzięce za pomoc pozwalam ci wrócić skąd przybyłaś i nigdy nie wracać. I tak jestem zbyt łaskawy.
Lecz nieznajoma nadal stała i przyglądała się jak poirytowany basior męczy się z wkładaniem świeczników do worka.
- Um... może pomóc? - gdy ten na nią spojrzał, dodała szybko: - Bardzo lubię świeczniki.
Reyna? XDD
----
+342 PD
~Maggie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz