Dzisiejszy dzień miał doprowadzić do pewnego spotkania, które zmieni świat na lepsze... Nie no, ja tylko żartuje, będzie najzwyklejsze spotkanie, które pozwoli rozkwitnąć nowej znajomości! Myślicie, że świat się zmieni? Pff, idźcie się kłaniać przed statuetkami bóstw i innego tego typu. Dobra, dość gadania! Czas na trochę życia naszego kochanego Kuroshaji’ego.
Dzień jak co dzień, Kuro leży i majaczy, że jest zbytnio gorąco. Jęknął przeciągle niezadowolony i odwrócił się na drugi bok. Przycisnął głową do którejś z poduszek ponownie mrucząc z niezadowolenia. Nagle przy łóżku można było słyszeć kroki, dreptanie łap, a także skomlenie. Po pokoju rozległ się głośny, jak i przeciągły pisk bernardyna, kochanego zwierzaka Kuroshaji’ego. Mężczyzna mruknął coś do siebie po czym odwrócił się na drugi bok, aby spojrzeć na Meteora. Pogłaskał go po łbie po czym delikatnie go w niego palnął.
- Nie budź więcej swojego pana – syknął połowicznie zły na zwierzę, ale czego on się mógł spodziewać, tak czy siak był kochany.
W końcu Kuroshaji zwlókł się ze swego królewskiego łoża. Ponownie spoglądnął na wielką bestię, aby zaraz podnieść się na równe nogi. Począł przeciągać się cały, a jedyne co było słychać to strzelające kości, które przez całą noc się zastały. Ziewnął ostatni raz, przetarł oczy i ledwo żywy ruszył do łazienki, a za nim Meteor. Pies odbił się przed nimi łapami przy umwalce, aby położyć na niej łapy. Dysząc obserwował co robi jego właściciel. Kuroshaji stanął obok bernardyna, przyłożył dłoń do swoich ust i chuchnął. Nie było czuć jakiegoś strasznego smrodu. Może w końcu udało mu się chociaż po części opanować tą moc? Nie chciałby wszystkim chuchać w twarz nie wiedząc nawet o tym iż jego moc działa, a ktoś po prostu cierpi i sztucznie się uśmiecha. Walnął dłońmi o glazurę i warknął do siebie. Napuszył policzki zirytowany bez żadnego konkretnego powodu i przyjrzał się sobie w lustrze. Pierwsze co wpadło mu w oczy to oczywiście jego blizny. Całe oparzone ręce, które tak bardzo go szpeciły. Ułożył lewą dłoń na prawą rękę i przejechał nią po niej. Syknął oburzony swoją urodą. Złapał szczotkę i nałożył pastę po czym zaczął myć zęby. Zerknął na swojego psa, który cały czas na niego patrzył tymi wielkimi ślepiami. Wyciągnął szczoteczkę z ust i wypluł pianę jaka się zebrała do zlewu.
- Tobie też umyć zęby? – zapytał po czym cicho zachichotał.
Pies pisknął i cofnął się. Kuroshaji podszedł i pogłaskał go po łbie.
- No już, już, wiem że nie lubisz myć zębów... – prychnął, aby zaraz wrócić do mycia własnych zębów.
Kiedy już skończył opukał jamę ustną. Uczesał się jeszcze, wziął z półki swoją maskę, którą od razu założył i gotowy do dalszego funkcjonowania wrócił do sypialni. Po drodze z korytarza wziął stołek. Postawił go mniej więcej na środku pokoju, następnie podszedł do komody. Otworzył jedną szafkę, która była zapełniona różnorodnymi koszulkami, potem drugą, która mieściła w sobie różne spodnie, a także i trzecią, która chowała jego bokserki, a także skarpety. Wyciągnął wszystko co mu potrzebne. Przebrał się po czym wyciągnął z szafki nocnej bandaże. Usiadł na stołku i począł się nimi obwiązywać. Westchnął, niechętnie to robił, było to nużące, codzienne zadanie, którego nie mógł tak łatwo zignorować. Musiało minąć dobre półgodziny za nim związał to idealnie. W końcu wstał wywalając stołek i wyszedł z pokoju. Okazało się iż w między czasie kiedy skupiał się na wiązaniu Meteor ruszył do kuchni. Grzebał nosem w pustej misce. Uniósł łeb i spojrzał prosząco na Kuroshaji’ego. Ten tylko mlasnął spoglądając na bernardyna i miskę. Podszedł do szafki i otwierając ją nie spodziewał się ataku. Okazało się iż w środku była jaszczurka. Kuroshaji zrobił dziubek obserwując jej poczynania, ta jedynie stanęła na dwóch tylnich łapkach, a przednie skrzyżowała przez co chodzącej mumii opadła szczęka. Nie było tego oczywiście widać przez maskę. Mimo wszystko, nie zmieniało to pewnej rzeczy. Niewychowana jaszczurka wlazła do jego mieszkania, nawet nie wycierając swoich łap przy wejściu! Mruknął coś do siebie po czym odwrócił się i wziął z blatu pudełko. Wyciągnął z niego wykałaczkę. Odłożył opakowanie i wrócił do jaszczurki. Zbliżył patyczek do niej, a ta zaczęła się cofać. Kuroshaji myślał iż już wygrał. Lecz jaszczurka-morderca nie dawała za wygraną. Czemuż morderca? Bo Kuro zauważył leżącą obok muchę, która prawdopodobnie nawet nie była ofiarą tego gada, jednak co poradzić na jego myślenie? Dalej próbował się pozbyć zielonego zwierzaka, ten jednak tylko łapką uderzył w wykałaczkę próbując zabrać ją mężczyźnię. Trzydziestolatek spojrzał na małą bestię zdenerwowany po czym złapał ją w dłoń i dźgnął delikatnie w plecy.
- Irytujesz mnie – stwierdził w stronę gada. Podszedł do okna, otworzył je i położył na parapecie zwierzę – już, zmykaj i nie wracaj, jeśli jednak masz zamiar się tu zjawić pamiętaj o wytarciu łapek, nie mam zamiaru następnym razem po tobie sprzątać..
Jaszczurka jakby wszystko zrozumiała przytaknęła delikatnie łepkiem i uciekła. Nowy przyjaciel? Kto wie... Podrapał się po głowie patrząc za okno. Wtem usłyszał donośne szczeknięcie bernardyna. Odwrócił się do niego i delikatnie uśmiechnął. W końcu wrócił do szafki i nasypał psu karmę. Jak tylko do miski wleciał pierwszy chrupek Meteor rzucił się na to jakby miał to być jego ostatni posiłek. Kuroshaji wybuchł śmiechem, pies jednakże go olał i dalej szamał. W końcu mężczyzna postanowił zrobić sobie coś do jedzenia, ale widząc składniki jakie posiada szybko się zniechęcił. Może dzisiaj będzie głodować... Przejechał dłonią po swojej twarzy zniesmaczony swoją sytuacją. Rozejrzał się po domu, gdy zauważył wędkę opierającą się o róg pomieszczenia. Ułożył dłoń na podbródku i zaczął zastanawia się nad pewną możliwością. Mógł przecież pójść na ryby. Uznał to za dobrą opcje, więc zaczął się przygotowywać. Po pierwsze, co było dla niego najważniejsze, wyciągnął z szafy kapelusz i okulary przeciw słoneczne, które od razu założył, aby potem nie zapomnieć. Nie zwlekając chwycił także i plecak. Wrócił do kuchni i kucnął, aby dobrać się do szafki z pełnym ekwipunkiem rybaka. Zabrał przynęty i inne potrzebne do łowienia przedmioty. Przy okazji zabrał też coś do picia i klucze od domu. Spakował wszystko bez wahania do dużego bagażu. Założył go na plecy i spojrzał ostatni raz na psa.
- Adios Meteor – powiedział po czym wyszedł z domu, jedynie zamknął jeszcze drzwi na klucz i ruszył ku rybiej przygodzie.
~*~
Po jakiejś godzinie drogi w końcu Kuroshaji był już blisko jeziora. Poprawił plecak, przeciągnął się i szedł dalej. Nagle coś spowodowało iż odskoczył do tyłu. Gałąź złamała się i upadła u jego stóp. Złapał się za klatkę i wypuścił zdenerwowany powietrze z ust. Spojrzał do góry, jednakże niczego, a tymbardziej nikogo tam nie było. Musiał to być najzwyklejszy przypadek, może drzewo było jakieś chore i wystarczył jeden skok wiewiórki na złamanie tej gałęźi. Wziął głęboki oddech próbując się uspokoić, żeby wystraszyć się takiej błahostki?! Pokręcił głową w niedowierzaniu, że przestraszył się gałązki. W końcu ruszył do przodu, znowu kierując się w stronę jeziora. To przecież był jego cel od dłuższego czasu. Przeszedł przez zarośla i ujrzał piękną taflę wody, słońce odbijało się dodając uroku całemu miejscu. Dookoła wszędzie trawa, drzewa, po prostu najpiękniejsza z możliwych rzeczy – czyli natura. Kuro podszedł do jakiegoś kamienia i usiadł na nim, jako iż był niedaleko wody mógł służyć jako idealne siedzenie. Bo przecież ten trzydziestolatek musiał o czymś zapomnieć... no i musiało to być siedzenie. Burknął coś pod nosem do siebie i spojrzał w stronę wody. Jeszcze wtedy nikogo tam nie dostrzegł. Wyciągnął wszystko – oprócz prowiantu – z plecaka, założył przynęte i poprawiając kapelusz zarzucił wędkę. Obserwował przez chwilę czy coś się nie złapało. Jednak niestety, ale biedak się nie wyspał (jak zawsze) i począł przymykać oczy. Tak też się stało, że z kijem w ręku przysypiał. Jego usta ułożyły się w prostą linie, a on szybko podniósł się do góry. Czekając dalej na jakąś rybę rozejrzał się dookoła siebie. Ziemia, ziemia, ziemia, ubrania, ziemia... ubrania. Kuroshaji wrócił do nich i wytęrzył wzrok, aby dokładniej się im przyjrzeć. Była tam jakaś koszulka, marynarka, a także... kobieca bielizna! Zdjął okulary, aby być pewnym iż się nie przewidział. Okazało się iż ubrania tam na prawdę były. Szybko spojrzał w stronę wody, była tam naga kobieta wynurzająca się z jeziora, a w ustach miała małą rybkę. Spojrzała w jego stronę przez co ten mimowolnie się lekko zarumienił. Nieznajoma bezwstydnie podpłynęła bliżej. Wyszła z wody idąc do mężczyzny. Kuroshaji kątem oka spojrzał na nią. Zamurowało go. Młoda, piękna, a jakże seksowna dziewczyna, cała roznegliżowana stała prawieże obok niego i patrzyła na niego z małym uśmieszkiem. Wypluła rybę, która padła na ziemię. Kuro starał się utrzymywać wzrok na poziomie jej twarzy, jednak zadanie te było jakże trudne iż postanowił szybko odwrócić swoje spojrzenie na taflę. Obserwował czy coś nie złapało przynęty.
- Kim jesteś? – zapytał w pewnym momencie widząc iż kobieta w milczeniu dalej go obserwuje.
- Nazywają mnie Zero Two – zachichotała.
Zerknął na jej ciało kątem oka po czym mruknął już kolejny raz coś do siebie.
- Kuroshaji Yuwergan, wystarczy Kuro – odpowiedział.
Nagle poczuł, że coś go ciągnie. Zaczął kręcić kołowrotkiem, aby wyciągnąć rybę. Po chwili męczenia się z morskim stworzeniem udało się. Ryba wyskoczyła z wody, a więc Kuroshaji’emu było łatwiej ją przyciągnąć. Złapał rybę i wrzucił ją do wiadra. Przechylił głowę w bok, przez co sekundę później było słychać zgrzyt. Niczym łamiące kości. Kuro jednak nic się nie stało, był cały i zdrowy. Przypatrzył się Zero Two i westchnął.
- M-Mogłabyś się ubrać?... – zadał jej kolejne pytanie.
Dziewczyna ponownie zachichotała i przytaknęła. Chyba nie miała zamiaru bawić się z cierpliwością Kuroshaji’ego. W sumie to dobrze dla niej i dla niego. Bo po co sobie nerwy targać bez powodu? Trzydziestolatek odwrócił wzrok od młodej kobiety. W jego głowie zaczęły się pojawiać dziwne fantazje związane właśnie z Zero Two... Ledwo się znali, a on już o takich rzeczach myślał. Oburzył się swoimi myślami i uderzył się w czoło. Jęknął zły, gdy nagle poczuł na swoich plecach kobiecy biust, a na ramionach ręce. Okazało się iż nowa znajoma przytuliła się do mężczyzny. Zamilkł nie wiedząc co powiedzieć ani nawet zrobić. Miał już swój wiek, ale kontakty z kobietami były u niego rzadkością, nawet ledwo ze światem zewnętrznym rozmawiał. Raczej unikał ludzi. Przełknął głośno ślinę i odwrócił niepewnie głowę w jej stronę, gdy ta tylko z uśmiechem na niego patrzyła. Kuroshaji myślał iż zaraz się na niego rzuci lub coś, a ta po prostu go przytulała...
- Ym... musisz być tak blisko? – zadał jej już trzecie pytanie tego dnia.
- Zabronisz mi... Kuro? – szepnęła mu do ucha jego skrót imienia. Przeszedł go przyjemny dreszcz.
Kontakt z kobietą, nie, młodą dziewczyną to było jak nowe, osiemnastoletnie życie. Wziął głęboki oddech, aby się opanować. Przecież nie mógł dać się jakimś durnym emocjom. Zrozumiałe iż potrzebował jakiejś bliskości, jednak nie mógł się rzucić na nowo poznaną osobę, do której nie ma żadnych emocji, a tymbardziej nie przy cholernym jeziorze! Schował twarz w dłoni, aby Zero Two nie mogła przejrzeć jego odczuć patrząc mu w oczy. Zgrzytał chwile zębami po czym odkładając wędkę ponownie odwrócił się do znajomej.
- Istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista... – mruknął. W jego głosie można było dosłyszeć nutkę niepewności, szczerze... Kuroshaji mówił to bardzo niechętnie!
- Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza... – różowowłosa zrobiła z ust dziubek – to będę się dalej tulić – zaśmiała się.
Wredne posunięcie, jednak Kuro postanowił to ignorować. Mimo wszystko podobała mu się bliskość drugiej osoby, ale nie chciał tego przyznać. Przecież jak ktoś taki dumny, jak on, mógłby tak po prostu to powiedzieć? To człowiek sukcesu! Zero problemów, jedynie sukces, za sukcesem! Pomijając ten jeden fakt, tak, było mu dobrze. Podniósł wędkę i postanowił wrócić do łowienia. Mało go obchodziło co dalej zrobi dziewczyna, skupił się na zdobyciu posiłku. Przecież nie jadł dzisiaj nawet śniadania, a więc przydałoby się wrócić do domu i zjeść dobry obiad. Ryba była dobrym wyborem. Założył przynętę i zarzucił wędkę. Razem z Zero Two obserwował cały czas rozwój akcji. Tak przesiedzieli jakieś dwadzieścia minut. Dziewczyna też dalej z niewiadomego powodu nie puszczała mężczyzny. Był taki fajny iż można było się bez problemu do niego kleić? Kątem oka spojrzał na dziewczynę i mimowolnie uśmiechnął się. Oczywiście maska jak zawsze wszystko zakrywała, więc jej mózg nie zapamięta tego widoku. Może kiedyś ujrzy szczery oraz promiennisty uśmiech Kuroshaji’ego. W końcu mężczyzna znowu poczuł jak coś go ciągnie w stronę jeziora. Złapał za uchwyt i kręcił kołowrotkiem. Tak też złapał kolejną rybę. Rzucił wędkę na ziemię. Uniósł rękę i pogłaskał Zero Two, aby zaraz wstać.
- Myślę, że już czas abym zbierał się do domu... może jeszcze kiedyś się spotkamy... – uznał Kuro pakując wszystko do środka.
Zero Two?
---
1394 PD wow = 2 poziom
~Mimma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz