czwartek, 9 sierpnia 2018

Od Sami (do Haego) "Mała niespodzianka"

  Po mojej skroni powoli spływały krople wody. Brały się one z mokrych włosów. Chwilę wcześniej wylałam na nie prawie litr tej cieczy. Myśląc teraz o tym czynie stwierdzam, że jednak powinnam ją wypić. Treningi były męczące, a dni gorące. Nie powinnam ryzykować odwodnieniem organizmu. Jednak chłód spływającej po mnie wody łagodził wątpliwości. Nim jednak zdążyłam się rozluźnić pod jej wpływem, przerwa już się skończyła. Przybyła kolejna porcja wycisku.
  Carl nigdy mnie nie oszczędzał. Nie znał słowa litość i za to go kochałam. Był dla mnie jak wesoły dziadek z sąsiedztwa, który zawsze rozpieści łakociami. Z wiekiem niczym wuj przemycał mnie do świata dorosłych. I wreszcie, na kształt ojca wyznaczał surowe zasady. Nie wahał się podnieść głosu, gdy robiłam głupoty ani wyciągnąć dłoni, gdy już praktycznie sięgałam dna. Nie oznaczało to jednak, że posiadał skrupuły niepozwalające mu mnie uderzyć.
  Sądzę, że czerwone opuchnięcia na mej skórze wręcz zaspokajały jego sadystyczną część. Jego szeroki uśmiech i tańczące iskierki w ciemnych oczach pojawiały się zawsze, gdy moje zbolałe ciało lądowało na posadzce. W czasie samej walki nie byłam w stanie skupić się na jego wyglądzie. Szukałam tylko punktu zaczepienia, by stwierdzić, gdzie spadnie kolejny cios. Taki trudno było znaleźć, gdyż ciało staruszka poruszało się płynnie w swym zawrotnym tempie. Moje ruchy zawsze były wolniejsze. Rzadko nawet sięgały celu. Za to on okładał moje ciało ciosami, raz za razem, nigdy nie chybiając. I choć ból wręcz promieniował z mięśni, zawsze byłam po nich zadowolona.
Jednak rzadko walczyliśmy. Większość treningów wyglądała podobnie do dzisiejszego. Ja wykonywałam najgorszą robotę w jego domu, a on przyglądał mi się, sącząc herbatę z ironicznym uśmiechem. Obserwował powstające na mym ciele otarcia, sprawdzając, czy moje ruchy są miarowe i staranne. Z każdym powtórzeniem uświadamiałam sobie o istnieniu coraz to nowych mięśni w moim ciele. Z przetarć powoli sączyła się krew. Wystarczyło poczekać, a na posadzce pojawiły się czerwone plamy. Chwilę później w pomieszczeniu rozniósł się rozkaz, a obok mej głowy kanka. Posłusznie się podniosłam i chwytając pojemnik, wyszłam z pomieszczenia.
  Zapasy znajdowały się w piwnicy. Wejście do niej zaś w małej szopie, którą od głównego budynku dzieliło prawie sto metrów. Drzwi zawsze otwierałam rano, a zamykałam dopiero wieczorem. Teraz gdy słońce chowało się za horyzontem, marzyłam tylko o łóżku. Odległość dzielącą te dwie budowle pokonałam biegiem. Ułożyłam kankę obok beczek i wsunęłam się do piwnicy. Carl nie zauważy zniknięcia jabłka i słoika miodu. Za to ja zauważyłam czarno-czerwone szczenie lisa śpiące między półkami. Zapominając, po co zeszłam na niższe piętro, ułożyłam młode w ramionach i ówcześnie ukrywając je pod kocem, ruszyłam przez las do domu. Nie znałam stosunku starucha do innych klanów, a nie chciałam, aby psowatemu coś groziło. U mnie powinno być bezpiecznie.

Hae? Wiem chujowe to, ale jest ;P

----
+266 PD
~Maggie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz